REKLAMA

Netflix wystąpił przeciwko fanowi krytykującemu homoseksualnych bohaterów

Netflix w ostatnich latach coraz chętniej pokazuje w swoich serialach bohaterów o innej orientacji niż heteroseksualna. Część użytkowników uważa to jednak za działanie na siłę lub nawet „homopropagandę”. Firma nie ma jednak zamiaru rezygnować ze wspierania społeczności LGBT+, czego dała pokaz na swoich mediach społecznościowych.

netflix lgbt
REKLAMA
REKLAMA

Jednym z podstawowych chwytów retorycznych jest przejęcie negatywnej łatki wymyślonej na swój temat przez oponenta i ukazanie jej w pozytywnym świetle. Dokładnie tak od kilku lat robi Netflix, który przez część odbiorców (tak w Stanach Zjednoczonych, jak i w Polsce) jest określany mianem narzędzia rzekomej homopropagandy. Według tej teorii spiskowej osoby ze środowiska LGBT+ wykorzystują swoje wpływy w mediach i Hollywood, żeby promować swój styl życia. Jak zwykle w tego typu sytuacjach mamy do czynienia z demonizowaniem ideologicznego przeciwnika i wymyślaniem na jego temat absolutnych bzdur, co jest częścią trwającej od dekad dyskryminacji mniejszości seksualnych.

Netflix nie przejął się zresztą podobnymi opiniami i od kilku lat stara się coraz częściej pokazywać nieheteronormatywnych bohaterów w swoich produkcjach. Firma zdecydowanie wyróżnia się pod tym względem (zwłaszcza na tle takich stacji jak TVP, które dziełami w stylu „Inwazji LGBT” przyłączają się do ataków na osoby niebinarne i homoseksualne), ale poczytuje to sobie za sukces i powód do dumy.

W takich sytuacjach rodzą się jednak następne pytania: Czy homoseksualne mniejszości są właściwie reprezentowane i czy stanowią ważny element fabuły?

Nie brak głosów, że współczesna popkultura przeszła od niedoboru mniejszości seksualnych w mainstreamowym kinie i telewizji do ich nadreprezentacji. Według przeciwników takiej sytuacji (inaczej niż u zwolenników teorii o homoseksualnych spiskach) problemem nie jest sama orientacja, a tylko jej znaczenie w kontekście opowiadanej historii. Czy informacja o przynależności do społeczności LGBT ma jakikolwiek wpływ na fabułę? Jaka jest rola nieheteronormatywnego bohatera lub bohaterki? Czy ich orientacja stanowi ważny element charakterów i zmienia sposób, w jaki inne postaci ich postrzegają?

Jeden z odbiorców największej platformy VOD zasugerował niedawno za pomocą przerobionego na mem obrazka z serialu „Spongebob Kanciastoporty”, że produkcje firmy nie spełniają tych warunków. A większość nieheteronormatywnych postaci w serialach Netfliksa jest niepotrzebna. Oficjalny profil serwisu na Twitterze odpowiedział błyskawicznie i z całą stanowczością stwierdził, że każda homoseksualna osoba jest bardzo potrzebna.

Mniejszości seksualne ucieszy, że Netflix staje w ich obronie. Ale czy to zamyka całą dyskusję?

Reprezentacja grup innych niż biali heteroseksualni mężczyźni w popkulturze jest niezwykle istotna. Celem sztuki jest pokazywanie życia w całej jego złożoności, a wieloletnie ignorowanie historii osób czarnoskórych, pochodzenia azjatyckiego czy nieheteroseksualnych jest czymś nie do podważenia. Zawsze istnieje jednak ryzyko, że samo pokazywanie odmiennych bohaterów staje się wartością samą w sobie. Co z czasem sprawia, że nawet symboliczne dołączenie mniejszości zostaje poczytane za sukces.

Podobne zjawisko zwane jest tokenizmem i w zachodniej popkulturze najczęściej kojarzy się z wrzuconym na rzecz reprezentacji pojedynczym czarnoskórym bohaterem, który nie pełni w historii żadnej roli oprócz tego, że jest. Nie ogranicza się jednak tylko do filmu czy literatury. Tak zwanym tokenem może być też pojedyncza kobieta dołączona do wypełnionej mężczyznami listy w celu poprawy swojego wizerunku.

Nadal można odnieść wrażenie, że Netflix zbyt często zadowala się drugo- czy nawet trzecioplanowymi homoseksualnymi bohaterami. Mniejszości seksualne stanowią coraz większy procent postaci w przede wszystkim młodzieżowych produkcjach serwisu (grubą przesadą jest stwierdzenie, że geje i lesbijki pojawiają się we wszystkich Netflix Originals), ale przeważnie chodzi o przyjaciół czy znajomych protagonisty. Dlatego tym bardziej cieszą takie przykłady jak „Wybory Paytona Hobarta”, „Sex Education” czy 3. sezonu „Stranger Things”, gdzie orientacja nieheteronormatywnych bohaterów wpływa na wymienione wcześniej aspekty świata przedstawionego i ich osobowości.

Część amerykańskich korporacji zajmujących się rozrywką traktuje środowisko LGBT+ instrumentalnie. Ale Netflix ma inną strategię niż np. Disney.

REKLAMA

Firma Myszki Miki zasłynęła niedawno dwoma filmami, gdzie pojawiły się osoby nieheteronormatywne („Skywalker. Odrodzenie” i „Naprzód”). W obu przypadkach chodziło jednak o postaci epizodyczne, które nie miały najmniejszego wpływu na fabułą. Gdyby wyciąć je z filmu, to literalnie nic by się nie zmieniło. Disney nie miał zresztą skrupułów i pozwolił na ich wycięcie lub ocenzurowanie w krajach, gdzie tego typu ideologiczna deklaracja mogłaby poskutkować bojkotem i mniejszym zyskiem.

Netflix za pomocą różnorodnych akcji sprawia wrażenie, że autentycznie zależy mu na wspieraniu mniejszości i kulturowej różnorodności. Ale nie wystarczy powiedzieć „wszyscy homoseksualiści mają znaczenie”, poklepać się samemu po plecach i ogłosić dobrze wykonaną robotę. Widzowie są gotowi na seriale poświęcone bohaterom tego typu. I to nie tylko w słodko-cukierkowym wydaniu, gdzie określeni bohaterowie zawsze muszą być pozytywni, a bycie gejem czy lesbijką nie wiążę się z żadnymi problemami, bo wszyscy przyjaciele i rodzina akceptują nas bez względu na to kim jesteśmy. Odbiorcom trzeba jednak dać szansę, a do tego wciąż dochodzi zbyt rzadko.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA