REKLAMA

Ruch #metoo jest coraz bardziej widoczny w serialach Netfliksa. Ma to swoje dobre i złe strony

Złota era amerykańskiej telewizji to pierwsza okazja, gdy kobiety otrzymały równe szanse w tworzeniu seriali. Coraz częściej to właśnie bohaterki pełnią pierwszoplanową rolę w produkcjach na Netfliksie, a tematy poruszane przez ruch #metoo z powodzeniem przebiły się do mainstreamu VOD. W tej beczce miodu jest jednak jedna istotna łyżka dziegciu.

Netflix robi coraz więcej seriali poświęconych kobietom i ruchowi #metoo
REKLAMA
REKLAMA

Wbrew temu, co twierdzi duże grono amerykańskich internautów płci męskiej, rola bohaterek kobiecych w popkulturze była zbyt długo drugoplanowa. Pewne role i tematy były zarezerwowane dla mężczyzn i nawet u najbardziej uświadomionych bohaterów przeważał stereotyp piskliwej damy w opresji, która finalnie zakochiwała się w głównym bohaterze. Oczywiście już kilkadziesiąt lat temu w Hollywood można było znaleźć kilka wyjątków, takich jak Ellen Ripley, Sarah Connor czy księżniczka Leia Organa. Ale fakt, że w toczących się obecnie dyskusjach ciągle wymieniamy te same pięć-sześć postaci świadczy o istnieniu zauważalnej dysproporcji w amerykańskiej popkulturze.

Nawet Marvel w swoim zewsząd chwalonym filmowym uniwersum postawił początkowo niemal wyłącznie na mężczyzn. Z czasem zaczęło się to zmieniać, ale i tak wiecznie spóźnione DC zdążyło szybciej zrobić solową produkcję o superbohaterce. Dużo w świadomości branży zmienił wybuch skandalu związanego z Harveyem Weisteinem i błyskawiczny rozwój ruchów #metoo oraz Time's Up. W reakcji Hollywood na prawdziwe cierpienie kobiet było oczywiście wiele fałszu i chęci zbicia kapitału na kobiecych ambicjach, ale i tak przyniosło to kilka pozytywnych zmian. Przede wszystkim coraz więcej autorek i reżyserek otrzymało możliwość stworzenia własnych filmów i seriali dla Netfliksa, Hulu czy Apple TV+.

Netflix szczególnie mocno zaangażował się w wyrównywanie szans. „Russian Doll”, „Tuca i Bertie”, „Chambers” to tylko niektóre z niedawnych premier od kobiet o kobietach.

netflix metoo

Oczywiście, podobny trend widać również w innych produkcjach, ale próby choćby „Gry o tron” są przyjmowane z dosyć mieszanymi odczuciami. Z jednej strony nie sposób nie zauważyć, że kobiece bohaterki od jakiegoś czasu rządzą w serialu, a jednocześnie produkcja była też niedawno krytykowana za wskazywanie na pozytywne efekty gwałtu przez jedną z postaci. Nie brakuje głosów, że winę ponoszą męscy showrunnerzy „Gry o tron”, ale wydaje się to być za dużym uproszczeniem tak skomplikowanej kwestii.

W ostatnich kilku miesiącach Netflix wypuścił bardzo wiele produkcji, które idealne wpasowują się w postulaty ruchu #metoo. W „Tuce i Bertie” mówi się nie tylko o kobiecej przyjaźni, ale też niewłaściwym zachowaniom w biurze, molestowaniu seksualnym i gwałcie. „Chambers” również podejmuje temat przemocy wobec kobiet, a „Już nie żyjesz” zastanawia się nad problem partnerek, które wracają do znęcających się nad nimi psychicznie mężczyznami oraz kwestii radzenia sobie ze zdradą.

Nawet teoretycznie lżejsze produkcje jak „Sex Education” czy „Gorzkie wino” poruszają tematy związków damsko-męskich w błyskawicznie zmieniającym się świecie. Nie dotyczy to zresztą tylko seriali stricte poświęconych kobietom w realnym świecie. „Chilling Adventures of Sabrina” i „Nightflyers” również podejmują wątki przemocy, wyzwolenia i kobiecości, choć przecież ich centralny temat jest zupełnie inny. Wszystkich nas powinno cieszyć, że tematy przez wiele lat niedostępne i niepodejmowane przez kulturę teraz wchodzą na salony. Ale same dobre chęci to nie wszystko.

Zawsze istnieje zagrożenie, że ideologia przeważy nad opowiadaną opowieścią, a jedne stereotypy zastąpią drugie. Głównym winowajcą w tej kwestii jest na razie Disney.

Można by długo opowiadać o problemach, jakie pojawiły się w ostatnim czasie w kreacjach niektórych bohaterek w produkcjach tej wytwórni. Całkowicie zrozumiała potrzeba, by na pierwszy plan wysunąć więcej bohaterek, w przypadku Rey z „Gwiezdnych wojen” i Kapitan Marvel doprowadziła do bardzo miernych skutków. Zamiast interesujących postaci z wadami i zaletami dostaliśmy chodzące ideały, którym wszystko zawsze wychodzi i które nie mają żadnych prawdziwych ludzkich cech. Paradoksalnie cofnęło to rozwój pierwszoplanowych bohaterek o kilka lat do tyłu.

netflix metoo

Nie wzięło się to jednak z niczego. Kluczowym elementem jest nastawienie, a w przypadku Disneya chodzi o zarabianie pieniędzy. Dlatego właśnie marketing firmy oszukiwał przed „Kapitan Marvel” i „Avengers: Koniec gry” , że Carol Danvers będzie kluczowym elementem drużyny, która pokona Thanosa. W rzeczywistości jej rola była całkowicie epizodyczna. Trzeba było jednak zachęcić ludzi do pójścia do kin na solową produkcję o Kapitan Marvel, więc znalazło się rozwiązanie.

Podobnie szkodliwe jest przedstawianie w filmach Disneya najbardziej banalnej i zawężonej wersji girl power. Wszystkie realne problemy kobiet (począwszy od szklanego sufitu i nierówności płacowych aż po prawdziwe obawy przed przemocą fizyczną i psychiczną ze strony mężczyzn) zostają tu zamknięte w krótkim zdaniu: „Mogę zrobić co tylko zechce!”. Każdy z nas wie jednak, że to nieprawda.

Również nowe produkcje Netfliksa nie są wolne od swego rodzaju zagłaskiwania swoich bohaterek.

Wyraźnie widać to, gdy porównamy „BoJacka Horsemana” z „Tuką i Bertie”. A dokładniej mówiąc, gdy zestawimy postacie BoJacka i Tuki. Obiektywnie rzecz biorąc, oboje zdecydowanie nie są idealnymi członkami społeczeństwa. To zapatrzeni w sobie egoiści, którzy szaleństwami i zabawą próbują ukryć poczucie beznadziei i traumę z młodości. Ex-gwiazdor „Horsin' Around” słyszy od bliskich mu osób, że nieszczęśliwe dzieciństwo nie stanowi usprawiedliwienia jego niemoralnych czynów. Tuca z kolei ciągle w 1. sezonie jest z dokładnie tych samych powodów usprawiedliwiana.

REKLAMA

Podobne zjawisko diametralnie różnej oceny podobnych zachowań u mężczyzn i kobiet jest ostatnio coraz częściej spotykanie w popkulturze. A kryje się za nim ryzyko wejścia w rolę osoby wcześniej przez tych samych twórców pogardzanej. To dobrze, że seriale Netfliksa (jak „Już nie żyjesz”) poruszają takie kwestie jak powszechna w wieku średnim męska niewierność. W prawdziwym życiu zdarzają się przecież na tyle często, że warto o nich opowiadać. Niestety, męscy bohaterowie zbyt często nie zostają w taki sam sposób pogłębieni, co kobiety w wymienionych serialach. A przecież odwrotny argument korzystania ze stereotypów w obrazowaniu kobiet był krytykowany wcześniej w stosunku do męskich autorów.

Wydaje się jednak, że wszystko to po prostu musi potrwać. Zawsze tak jest. Zanim w kinie został pokazany prawdziwy obraz Dzikiego Zachodu minęły całe dekady. Na pierwsze opowieści z czarnoskórymi bohaterami w roli głównej również trzeba było poczekać. Obyśmy w tym przypadku nie musieli wypatrywać zmiany równie długo.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA