Netflix i inne platformy VOD kasują znacznie więcej seriali niż telewizja. To szokujące tylko na pierwszy rzut oka
Rozwój serwisów streamingowych sprawił, że świat rozrywki telewizyjnej zmienił się na zawsze. A przynajmniej tak wydawało się w pierwszej chwili. Nowe badania pokazują jednak, że platformy VOD i stacje telewizyjne zupełnie inaczej podchodzą do widzów i tworzenia seriali. Netflix kasuje znacznie częściej, ale też ciągle zamawia nowości.
Czasem można odnieść wrażenie, że Netflix ogłasza przynajmniej jeden nowy serial każdego tygodnia. Biblioteka oryginalnych programów dostępnych na platformie robi się coraz większa (choć niekoniecznie ma to zawsze przełożenie na większą liczbę wszystkich oferowanych produkcji). Inne usługi VOD nie pracują nad tak wieloma serialami i filmami, co Netflix, ale konkurencja robi się coraz ostrzejsza.
HBO już zapowiedziało, że w latach 2019-2020 zrobi o połowę więcej seriali. A oferty Apple TV+ oraz Disney+ też robią wrażenie zarówno liczbą, jak i rozmachem planowanych dzieł. Nie byłoby tych wszystkich produkcji bez olbrzymich budżetów, które stoją za wspomnianymi firmami. Liczba nowości w serwisach VOD zależy też jednak od kilku innych czynników.
Najnowsze badania pokazują, że Netflix i inne serwisy tego typu kasują znaczenie więcej seriali niż telewizja. A potem muszą je czymś zastąpić.
Jak donosi Hollywood Reporter, firma Ampere Analysis sprawdziła między wrześniem 2018 i marcem bieżącego roku amerykański rynek pod względem kasowanych i wznawianych seriali. Okazało się, że serwisy streamingowe są znacznie bardziej bezlitosne dla własnych serii niż kablówki czy nadawcy telewizyjni. Seriale na Netfliksie, Hulu czy Amazon Prime średnio trwają tylko dwa sezony. Tymczasem wieloodcinkowe produkcje telewizyjny mogą liczyć najczęściej na cztery pakiety epizodów przed skasowaniem. Najdłuższy żywot mają za to seriale pokazywane w niekodowanych telewizjach. Według badania trwają średnio sześć i pół sezonu.
W sprawdzanym okresie Netflix skasował trzynaście seriali. Aż dwanaście spośród nich nie doczekało 4. odsłony. Nawet jeśli uznamy, że konflikt z Disneyem leżał u podłoża decyzji o zlikwidowaniu seriali należących do MCU, to i tak podana liczba robi wrażenie. Co ciekawe, najcięższe życie na Netfliksie mają seriale z gatunku science fiction. To właśnie ich było najwięcej pośród skasowanych programów.
Powody takiego stanu rzeczy są jednak mniej szokujące niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Decydują demografia i pieniądze.
W telewizji znaleźć można produkcje, które doczekały się piętnastu, a czasem nawet ponad dwudziestu sezonów. Mamy tutaj jednak do czynienia z dziełami, których na platformach VOD właściwie nie ma. Najdłużej trwają oczywiście telewizyjne tasiemce. Rekordzista, „Dni naszego życia”, właśnie nadaje 55. sezon. Tego typu produkcje mają wieloodcinkową fabułę, ale nastawioną tylko na przedłużanie melodramatu. Jedna historia prowadzi do następnej i tak w nieskończoność. Można mieć bardzo poważne wątpliwości, czy duża grupa użytkowników Netfliksa lub Hulu pragnie tego typu seriali.
Stosunkowo długowieczne są też serie z epizodycznymi historiami oraz sitcomy. Te pierwsze mają przez wiele sezonów tych samych bohaterów, ale przedstawione w nich opowieści zamykają się w jednym, maksymalnie trzech odcinkach. Twórcy czasem odwołują się do wydarzeń z przeszłości, ale tak naprawdę na koniec każdego epizodu sytuacja wraca do status quo. Z sitcomami takimi jak „Teoria wielkiego podrywu” czy „U nas w Filadelfii” (odpowiednio 12. i ostatni sezon oraz 13. z zamówionym 14.) jest podobnie. Z tą różnicą, że zwykle w pewnym momencie dochodzi do zamknięcia wszystkich wątków z bajkowym „żyli długo i szczęśliwie”. „U nas w Filadelfii” jako moralny antysitcom ma zdecydowanie mniej pozytywny wydźwięk, ale w swej konstrukcji pozostaje bardzo podobny.
Pośród długowiecznych seriali zdarzają się też produkcje z wielosezonową fabułą (najlepszym przykładem „Supernatural”), ale siłą rzeczy zawierają również wiele cech typowej telewizyjnej produkcji. Bo zwyczajnie nie mogą się zbyt szybko skończyć. Głównie dlatego, że przeciętnej stacji telewizyjnej - nawet w USA - nie stać na więcej niż kilka nowych serii w ramówce.
Netflix może sobie pozwolić na skasowanie trzynastu seriali, bo ma w planach zrobienie kolejnych dwudziestu.
Gdyby ABC, CBS czy NBC likwidowałyby 70 proc. swoich nowości po dwóch-trzech sezonach, to wkrótce nie mieliby co pokazywać. A nie chcą też tego ich widzowie. Przeciętny użytkownik serwisu VOD to osoba młodsza, dobrze poruszająca się w przestrzeni internetowej. Nie czuje wielkiej potrzeby śledzić przez 100 odcinków losów swoich bohaterów. Telewidzowie są znacznie bardziej przyzwyczajeni do swoich bohaterów, a ponieważ zwykle chodzi o osoby starsze, to mają możliwość poświęcenia swojego czasu na oglądanie kolejnych sezonów. Zwłaszcza, że robią to od lat, niemal na kształt pewnego rytuału.
Serwisy VOD tworzą przede wszystkich fabuły z konkretną historią i bohaterami. Jeżeli jest inaczej, to zwykle mówimy o antologiach. Wiele z tych opowieści da się zamknąć w kilkudziesięciu odcinkach. Niektóre tak naprawdę nie potrzebują nawet 2. sezonu. Co zresztą nie zawsze Netfliksa przekonuje, bo produkcje z zaledwie jedną odsłoną kojarzą się raczej z porażką. Dlatego „After Life” został przedłużony o kolejne odcinki, choć tak naprawdę wcale ich nie potrzebuje. Dopóki serwis wyraźnie zarabia na danej produkcji, to ją przedłuża. Konkurencja jest jednak ogromna i nawet najdrobniejsze potknięcie może oznaczać być albo nie być. Dlatego choć Netflix najwięcej kasuje, to też produkuje najwięcej nowości.
- Czytaj także: Trwają zaawansowane prace na planie „Wiedźmina”. Serial Netfliksa właśnie kręci zdjęcia w Polsce.