REKLAMA

Will Smith i Pedro Almodóvar „pokłócili się” w Cannes o Netfliksa

Wybitny Pedro Almodóvar zauważa, że filmy powinno się konsumować najpierw w kinie, a dopiero potem ewentualnie na małym ekranie. Will Smith zadaje takie samo pytanie jak ja: a po jaką cholerę?

Netflix w Cannes
REKLAMA
REKLAMA

Jak nietrudno się domyślić, jednym z gorętszych tematów tegorocznego festiwalu filmowego w Cannes był Netflix i jego debiut na imprezie. Niekoniecznie z uwagi na samą jakość prezentowanych na festiwalu filmów, a raczej na sam fakt bytności na tej imprezie tego giganta rynku VoD.

W Cannes obowiązuje bowiem zasada, że wszystkie prezentowane tam filmy muszą mieć swoją kinową premierę. Netflix, by móc wziąć udział w festiwalu, musiał w sposób nieco sztuczny wprowadzić swoje produkcje do wybranych kin we Francji.

Szef jury tegorocznego festiwalu, uznany Pedro Almodóvar, zaznaczył w konferencji prasowej otwierającej to wydarzenie, że każdy film po raz pierwszy powinien być konsumowany właśnie w kinie, na wielkim ekranie i w odpowiedniej atmosferze. Almodóvar zapewne nie spodziewał się sprzeciwu ze strony jednego z jurorów mu podlegających.

Will Smith przed wyjazdem do Cannes mówił, że ma nadzieję wrócić z Cannes jako „nieco mniejszy kretyn”. Na pewno nie zdobędzie uznania ze strony Almodóvara.

Smith stwierdził, że nie widzi większej różnicy pomiędzy oglądaniem Netfliksa z domu i wychodzeniem do kina. Zauważył, że jego dzieci nadal chodzą do kina, dokładnie tak samo i tak często zanim Netflix w ogóle zaistniał w Stanach Zjednoczonych. Oglądają w usłudze filmy, które nie są emitowane w żadnych kinach w miejscu, gdzie mieszkają. Czytają o tych filmach i ich twórcach, sprawdzają ich inne dzieła. – Jeśli już, to Netflix poszerzył filmowe horyzonty moich dzieci – twierdzi Smith.

Cóż, ja widzę różnicę pomiędzy Netfliksem a pójściem do kina. Być może wynika to z tego, że nie byłem nigdy w amerykańskim czy francuskim kinie. Bywam jednak relatywnie często w polskim. I tak jak bez wątpienia istniało kiedyś coś takiego jak „magia kina”, tak ostatnimi czasy wybieram się poza dom na seans głównie… w celach towarzyskich lub z niecierpliwości wynikającej z dużym zaciekawieniem danym filmem.

W kinie za bilet płacę zazwyczaj dwadzieścia kilka złotych. W zamian otrzymuję około 30 minut reklam przed seansem, spacerujących i zasłaniających co jakiś czas film widzów, szepty, rozmowy i szeleszczenie papierkami, a jakość… cóż. Nawet skompresowany strumień z Netfliksa, coraz częściej w 4K i HDR, oferuje mi lepsze doznania niż kinowy projektor. Nadal nie mam w domu kinowego nagłośnienia, ale to w zasadzie tyle.

Kocham filmy, ale coraz mniej kocham kino.

I nawet nie wynika to z kinowych kompromisów, takich jak brak możliwości zatrzymania filmu w dowolnym momencie celem przerwy na siusiu czy możliwości konsumpcji czegokolwiek w dowolnym momencie. Bo sam przecież przed chwilą narzekałem na to jak inni robiąc to przeszkadzają mi w kinowym seansie.

Kina, przynajmniej w Polsce, same mnie od siebie odstraszają. Wyjście z żoną i dwójką dzieci na film w Warszawie to wydatek około 80 złotych, i to bez prażonej kukurydzy w cenie. To długi seans reklamowy i jakość projekcji przy której się zastanawiamy czy to operator nieuk, czy też projektor z czasów odradzania się polskiego kapitalizmu.

Rozumiem pana Almodóvara. Sam doskonale pamiętam czasy, w których za zaoszczędzone (niewysokie!) kieszonkowe od rodziców mogłem pójść po raz pierwszy do kina na Jurrassic Park i z rozdziawioną buzią patrzeć na spielbergowską magię.

Dziś wydatek na bilety do kina musi być przeze mnie rozważony pod kątem domowego budżetu. Po usadowieniu się w wygodnych fotelach będę się dowiadywał przez kilkadziesiąt minut jak to podpaski nowej generacji jeszcze lepiej zawiązują wilgoć w żel, a jak już zacznie się film, to wszyscy postanowią, że właśnie wtedy trzeba zacząć siadać, przesiadać się, wysiadać, wychodzić, wchodzić i iść po nachosy z sosem czosnkowym.

REKLAMA

Niedawno obejrzałem netfliksowy film Spectral. Takie tam filmidełko akcji o „duchach” (nie chcę zdradzać szczegółów…). Zdecydowanie kino klasy B, choć z uwagi na bardzo dobre zdjęcia nadające się na seans w kinie. Obejrzałem to w domu, w miłym towarzystwie, na całkiem sporym ekranie i w pięknej jakości.

Panie Almodóvar, pamiętam czasy do których zapewne pan nawiązuje. Czasy jednak się zmieniły. Netflix pełni zupełnie inną rolę od wypożyczalni kaset VHS. A kina… cóż, kina same zmierzają, na własne życzenie, do bycia coraz mniej istotnymi.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA