Stany Zjednoczone odwiedził już Borat z Kazachstanu, który drwił z amerykańskich zachowań, chcąc również spełnić swoje marzenie i ożenić się z Pamelą Anderson. Ta mocna i kontrowersyjna satyra zyskała aprobatę krytyków, pomimo swojej dosłownej i wulgarnej formy. Teraz przyjechał Zohan, izraelski komandos walczący przede wszystkim z terrorystami i Pakistańczykami. Czy stanie się kolejną kultową postacią hollywoodzkiej kinematografii?
Arcysilny i niepokonany Zohan kocha swój kraj. Przez większość czasu służył w szeregach jego armii, aby zwalczać potencjalnych terrorystów. Jednakże ma on już dosyć swojej profesji. Pozoruje więc swoją śmierć w trakcie walki z Phantomem (jego odwiecznym wrogiem) i decyduje się wyjechać do Nowego Jorku, aby tam spełnić swoje najskrytsze marzenie - zostać fryzjerem. Nie będzie to jednak takie proste, szczególnie, że Zohan jeszcze nigdy nikogo nie obcinał, ani nie stylizował. W dodatku Salim rozpoznaje w nim starego wroga, który go upokorzył i ukradł kozę. Główny bohater pzyjmuje więc imię Scrappy Coco i czyni istną rewolucję w świecie fryzjerskim, ukrywając się przed ludźmi chcącymi go pogrążyć.
Za Nie zadzieraj z fryzjerem odpowiedzialny jest Dennis Dugan słynący m.in. z marnych komercyjnych komedii jak Twarda laska czy Państwo młodzi: Chuck i Larry. Lecz to nie jego należy ganić za powstanie takiej, a nie innej, produkcji. Scenariusz wspólnie napisali Adam Sandler i Judd Apatow. Tak, ten Apatow od 40-letniego prawiczka i Wpadki, nazwanych odrobinę nad wyrost renesansem hollywoodzkiej komedii. Aż nie chce się wierzyć, że maczał on palce w czymś tak słabym jak opowieść o Zohanie. Wytłumaczenia są dwa - albo Sandler przejął zupełnie pałeczkę i nie pozwolił współscenarzyście rozwinąć skrzydeł, albo talent Apatowa do rozbawiania ludzi okazał się jednorazowy.
Stawiam na pierwszy wybór, choć może niekoniecznie sam Sandler, co wytwórnia, nie chciała kolejnego hitu w stylu twórcy Wpadki. Zamiast tego otrzymujemy komedię pełną stereotypów, wyglądającą w bardzo podobnie do wcześniejszego filmu Dugana. Tym razem jednak zamiast środowiska homoseksualistów dostaje się imigrantom z Bliskiego Wschodu. To kolejny obraz, który wyśmiewa koncepcję amerykańskiego snu poprzez wykorzystanie kulturowych schematów. Amerykanie twierdzą, że wszyscy z dziwnym akcentem są potencjalnymi terrorystami, a walka między Izraelczykami i Palestyńczykami jest tu pokazana na tle seksistowskich komentarzy i chęcią zabawienia się z każdą napotkaną dziewczyną.
Tym samym Zohan nieudolnie kopiuje Borata, ale ma klapki na oczach i myśli kroczem. Zresztą, to samo czynią jego rodacy, co szczególnie widać w trakcie rozmów "politycznych". Dziwne, że 7 lat po atakach z 11 września żadna wytwórnia nie stara się zmienić wizerunku tych ludzi. Trudno się potem dziwić, że społeczeństwo sieje niepotrzebną panikę.
Co jednak najbardziej rozczarowuje, to fakt, że Sandler cofa się w swoich aktorskim rozwoju. Postać Zohana jest przerysowana i miała zawierać cechy autoparodii, lecz taki eksperyment mógłby zostać przyjęty z pozytywnym wynikiem na początku kariery komika. Szczególnie po dość interesującej roli w dramacie Zabić wspomnienia można było oczekiwać od Adama trochę poważniejszego stosunku do ról, jakie są mu oferowane. Bo specyficzna fryzura, bliskowschodni akcent oraz garstka efektów specjalnych nie są w stanie wywołać większych emocji. Najbardziej interesujące wydają się być wątki, w których gościnnie występują gwiazdy - Johna Turturro w roli Phantoma, Chrisa Rocka jako taksówkarza czy Kevina Jamesa i Mariah Carey, grających samych siebie.
Spoglądając na całość ponownie można rzec jedno - Judd Apatow znalazł się tam przez przypadek. Klęskę filmu spowodowała drużyna Dugana. Nie dość, że obraz serwuje nam stare i nieśmieszne już gagi, to wszystkie otoczone są seksualnymi podtekstami, co na początku może powodować lekki uśmiech, lecz później staje się nużące. Amerykańscy komicy najwyraźniej się wyczerpują. Pozostaje nam czekać teraz na Jaja w tropikach Stillera, w których naśmiewają się nie tylko z przemysłu filmowego, ale również z niepełnosprawnych (poszli z tą sprawą do sądu) i czarnoskórych. Jestem ciekaw, czy ktoś będzie na tyle odważny, aby oskarżyć twórców Nie zadzieraj z fryzjerem za negatywny i odpychający portret Izraelczyków i Palestyńczyków. W końcu w Stanach wszystko jest możliwe, a taka kontrowersja byłaby dla słabego filmu szansą na boom w sprzedaży biletów w Polsce i płyt dvd w Ameryce. Dziwne, że producenci jeszcze na to nie wpadli.