Od paru dobrych miesięcy możemy zauważyć wszechobecną modę na remake'i. Hollywoodzkie wytwórnie biorą wszystko, co stare, dobre i klasyczne, a następnie przerabiają to na swoją modłę - więcej efektów, amerykańscy aktorzy, komercjalizacja. W efekcie najczęściej powstaje tandetny obraz dla mas. Bardzo zawiódł mnie ostatnio chociażby "Tropiciel", który opierał się na norweskim pierwowzorze z roku 1987. Teraz byłem nastawiony równie sceptycznie, bo "Niewidzialny" po raz pierwszy ukazał się też jako produkcja skandynawska (tym razem ze Szwecji), jeszcze w miarę świeża, bo powstała ledwo pięć lat temu.
Nie do końca rozumiem, po co odgrzewać nie całkiem jeszcze wystygłego kotleta. Co innego, gdy chodzi o pracę przy naprawdę starych, ale ambitnych obrazach - bo można dodać efekty, popracować nad całością przy użyciu nowych technik i odświeżyć tytuł. Ciężko mi się tu jednak z pewnością wypowiadać, bo oryginalnego "Niewidzialnego" nie miałem okazji zobaczyć, wiem jednak tyle, że zebrał w miarę średnie oceny - ot, nic specjalnego. Nie sądzę też, żeby jego "powtórka" cieszyła się większą sławą.
Główny bohater, Nick Powell, jest utalentowanym człowiekiem, który ma wysokie ambicje. Mieszka samotnie ze swoją matką i przez całe życie podporządkowuje się jej decyzjom. Ma jednak pecha chodzić do jednej szkoły z Annie Newton, która jako wyjęta spod prawa ma poparcie paru groźnych typków. W wyniku nieporozumienia banda dopada Nicka w lesie i postanawia ozdobić jego "emo-oblicze" paroma siniakami za domniemane wsypanie młodej złodziejki. Trochę jednak ich ponosi i są przekonani, że chłopaka zabili. Ukrywają jego ciało w lesie, później zaś nasz prawie martwy bohater... budzi się w swoim domu jak każdego ranka i dziarsko maszeruje do szkoły. Cóż to jednak? Wszyscy zachowują się tak, jakby nie było go w pobliżu, a on nie może wpłynąć fizycznie na nic w rzeczywistym świecie. Nagle stał się niewidzialny, więcej - jest duchem chodzącym po ziemi. Początkowo przekonany, że umarł, później zdaje sobie sprawę że w jego smętnym, porzuconym ciele tli się jeszcze resztka życia. Pozostaje mu tylko obserwować przebieg wydarzeń i mieć nadzieję, że ci, którzy przyczynili się do jego obecnego stanu będą mieli chęć przyznać się do winy i zostanie on odratowany. Tak więc krąży zawieszony między śmiercią a światem materialnym i stara się wpłynąć na cokolwiek, przy okazji dowiadując się co przyjaciele, nauczyciele i jego własna matka mówią o nim, gdy ten nie patrzy.
Nie no, świetna historia - wiarygodna, wciągająca i przede wszystkim taka życiowa! No bo powiedzcie, czy nikomu z Was nie zdarzyło się do tej pory dreptać dziarsko jako duch i starać się ratować nędzny żywot? Ja tam robię to każdego wieczora przed zaśnięciem. No ale nie mogę czepiać się samej historii, wszak powstaje wiele świetnych filmów, w których dzieją się jeszcze bardziej nieprawdopodobne akcje i nikt nic złego im nie zarzuca. Za to sposób opowiedzenia fabuły jest taki, że wywołuje tylko podły grymas żalu. Dla nastolatków zagubionych w świecie rozmyślań (jeszcze raz to powiem - Emo ^^) taka historia okaże się zapewne wyjawieniem prawdy o ich smutnej i mrocznej egzystencji. Wszak każdy, tak samo Nick, który jest świetnym uczniem z wielką przyszłością, ma masę kłopotów. Kumpel okazuje się być wrednym gnojem, matka go nie rozumie, a on sam myśli o samobójstwie. Jakie to smutne i pouczające.
Oprócz tego, że wszystko jest tu utrzymane pod modłę użalania się nad sobą, odkrywania prawdy o bliskich i dążenia do happy endu, film ma jeszcze parę innych wad. Fabuła jest dziurawa jak spodenki fakira po całodniowym przesiadywaniu na kolcach. Od groma jest tu rzeczy nierealnych, śledztwo sztucznie się komplikuje, a policja nie potrafi nawet złapać jednej babki (strzał w nogę, w kajdanki, do aresztu - tak by przecież zrobił każdy glina z hollywoodzkiej produkcji), która bezczelnie biega po drucianej siatce nad ich głowami. No i aktorzy niczym specjalnym się nie popisali, jedyne co można zaliczyć na plus, to w sumie dość dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa.
Jak dla mnie "Niewidzialny" to pozycja po prostu słaba. Może się podobać, owszem, ale tylko bardzo wąskiemu gronu odbiorców. Jeśli jesteś nastolatkiem, który lubi produkcje podchodzące już prawie pod "familijne" - lekkie, proste i z morałem, to w sumie chyba nie powinieneś narzekać. Ogólnie wszystko można tu przewidzieć, film niczym nie zaskakuje, jest niesamowicie płytki. Mało wybredni mogą w sumie zobaczyć, jeśli bardzo będzie im się nudzić, ale na zbyt wielkie emocje nie ma co liczyć. Tym, którzy cenią sobie naprawdę ambitne kino mogę powiedzieć tyle, że to, co tu zobaczycie, na trzeźwo ciężko przetrawić.