REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

"Noc Dziękczynienia" to wysmażone mięsko. Ten horror was nasyci

W dobie elevated horrors i requeli wysłużonych serii, Eli Roth postanowił zrobić film grozy, który nie rości sobie żadnych pretensji i nie jest częścią słynnej franczyzy. W 2023 roku serwuje więc widzom bezmyślny slasher, rodem z lat 80. "Noc Dziękczynienia" okazuje się przez to kinem z flakami na wierzchu. Yummy!

23.11.2023
19:02
noc dziękczynienia horror recenzja
REKLAMA

Elia Rotha zawsze uważałem za lepszego krytyka niż reżysera. Uwielbiam słuchać, kiedy w "Eli Roth's History of Horror" opowiada o kinie grozy, albo w "78/52" zachwyca się sceną pod prysznicem z "Psychozy". Nie cierpię jednak kiedy staje przed kamerą, aby nawiązywać do zakurzonych formuł gatunkowych. Może sobie udawać wyluzowanego, ale przecież naćpani kanibale w "Green Inferno" nie zmieniają faktu, że to film nadęty i nie ma w sobie nic z uroku włoskich produkcji kanibalistycznych. Z "Nocą Dziękczynienia" mogło być podobnie.

Mamy tu do czynienia z pełnometrażowym rozwinięciem fake trailera zrealizowanym na potrzeby dyptyku "Grindhouse" Quentina Tarantino i Roberta Rodrigueza. A jednak w przeciwieństwie do obu "Maczet" i "Hobo with a Shotgun" to film czysty i gładki. Wszystko zostało w nim zrobione jak należy i nawet jednego ziarenka w obrazie nie dostrzeżemy. To ewidentnie film studyjny, dystrybuowany przez wielką wytwórnię. Mimo to odcięcie od estetyki kina eksploatacji okazuje się jedyną rzeczą, którą można mu zarzucić. A nawet wtedy w głowie huczy przeświadczenie, że właśnie dzięki temu "Noc Dziękczynienia" nie daje się zamknąć w ramach nostalgicznego powrotu do przeszłości. I to nawet jeśli serce oraz resztę flaków, ma po tej samej stronie co ejtisowe slashery.

Więcej o horrorach poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA

Noc Dziękczynienia - recenzja nowego horroru

Roth nie bawi się w subtelności. Fabularnie interesują go tylko preteksty i absurdy. Mamy tu więc grupę nastolatków-dupków i zagubioną wśród nich final girl, której ojciec jest biznesmenem i prowadzi sieć supermarketów. Łasy na kasę postanawia rozpocząć czarno-piątkowe szaleństwo już w Święto Dziękczynienia. W jednym ze sklepów ludzie tratują się nawzajem, wyrywają sobie gofrownice z rąk, a nawet przypadkiem skalpują kobietę. W środku tego zakupowego szaleństwa znajduje się Jessica wraz z przyjaciółmi. Zamiast przejąć się losem ofiar, relacjonują masakrę, aby zwiększyć swoje zasięgi w social mediach.

Noc Dziękczynienia - horror - premiera

Chociaż, jak dobrze z "Kto tam?" wiemy, Roth jest straszną konserwą, sprytnie bawi się tu sferą ideologiczną slasherów, aby pasowała do współczesnych realiów. Gdy rok po przywołanych wydarzeniach w Plymouth zaczyna grasować morderca w masce Johna Carvera, nie interesuje go karanie rozwiązłych i zapijaczonych nastolatków. Natrafimy oczywiście na trawestację znanej z trailera sceny, w której cheerleaderka nadziewa się na nóż, kiedy eksponuje swe wdzięki, skacząc na trampolinie. W świecie przedstawionym o wiele gorszą zbrodnią niż seksualne rozpasanie, okazuje się jednak chciwość, konsumpcjonizm i bezmyślne zabieganie o atencję. Zabójca ma pełne ręce roboty, bo mięsa armatniego jest tu aż nadto.

To nie jest jeden z tych horrorów, których twórcy obiecują krwawą jazdę bez trzymanki, a potem dostajemy trzy zabójstwa na krzyż. Akcja pędzi od morderstwa do morderstwa, a Roth wreszcie się tu spełnia w swoich sadystycznych ambicjach. Przedłuża katorgi swoich bohaterów i potrafi oblewać krwią ich wnuczki, aby wycisnąć z nich więcej czarnego humoru. Kamera nie odwraca się od tych tortur, tylko cierpliwie się im przygląda, bo film dąży do maksymalnej widzialności w stylu "Terrifiera 2". Chociaż te wszystkie zabójstwa są stylizowane i estetyzowane, to przecież klaun Art nie powstydziłby się topienia ofiary w gorącej wodzie, aby potem przy pomocy drzwi do chłodni oderwać jej kawałek twarzy. I w ramach grande finale przeciął ją jeszcze na pół.

REKLAMA

Postacie to klisze nadający się tylko pod tłuczek bądź do piekarnika. Na szczęście nie mamy już 2005 roku, żeby reżyser, jak w "Hostelu", kazał nam podążać za zidiociałymi Amerykanami, którzy aż proszą się o brutalną śmierć. Świat przedstawiony nie jest aż tak czarno-biały. Bohaterowie miewają przebłyski świadomości, że może ich zachowanie nie jest do końca w porządku. Dzięki temu łatwo poczuć do nich jakieś okruchy sympatii. Uwydatnianie tragizmu pozostałych pozwala Rothowi bawić się naszymi przyzwyczajeniami. Chętnie przerzuca podejrzenia z jednego na drugiego, aby rozwiązaniem móc nawet zaskoczyć niektórych widzów.

"Noc Dziękczynienia" to horrorowe wesołe miasteczko. Pełno tu nawiązań do klasyki gatunku, ale Roth nie przetwarza ich już na siłę, tylko wplata je w taki sposób, aby narracja nie traciła na spójności. Tu elegancko ukłoni się "Teksańska masakra piłą mechaniczną", a z finału zalotnie uśmiechną się "Upiorne urodziny". Produkcja dumnie obnosi się w ten sposób swoim sensacyjno-rozrywkowym charakterem, nie zadzierając przy tym nosa. Nawet charakterystycznego dla grindhouse'u zaangażowania społecznego nie brakuje, choć jak na kino eksploatacji przystało, jest ono jedynie pozorne. Bo może i sprzedaż dzieciakom broni zostaje skrytykowana, ale diler i tak na koniec przysłuży się bohaterom. Tym sposobem reżyser serwuje nam pełnokrwisty slasher, który, chociaż zapatrzony w przeszłość, okazuje się chrupki na zewnątrz i soczysty w środku. Aż się prosi o dokładkę.

"Noc Dziękczynienia" od piątku 24 listopada w kinach.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA