Najnowszy film Paula Greengrassa „Nowiny ze świata” to pełen uroku western z kolejną świetną rolą Toma Hanksa.
OCENA
Hanks wciela się w „Nowinach ze świata” w Jeffersona Kidda, weterana Wojny Secesyjnej, który pracuje jako newsman. Ale taki prekursorski, bo jeżdżący od miasta do miasta i czytający na głos zebranym w jednym miejscu mieszkańcom tytułowe nowiny ze świata, przeważnie te krajowe. Podczas jednej z licznych podróży od miasta do miasta znajduje zdemolowany powóz i kryjącą się w jego wnętrzu małą dziewczynkę. Kilka lat wcześniej Johanna została uprowadzona przez członków plemienia Kiowa. Kidd postanawia zająć się dziewczynką i dostarczyć ją do jej prawowitych opiekunów.
„Nowiny ze świata” to coś na kształt kina drogi wymieszanego z westernem i opowieścią o budowaniu relacji pomiędzy ludźmi z zupełnie różnych światów.
Jest to historia angażująca i z pewnością będzie się wam ją dobrze oglądać (reżyseruje Paul Greengrass, a za świetne zdjęcia odpowiada Dariusz Wolski). Gorzej już z oryginalnością. „Nowiny ze świata” powielają wiele znanych nam na pamięć schematów, czy to z kina drogi, czy z westernów.
Film Greengrassa oparty jest też na klasycznym kontraście postawienia obok siebie ludzi, których dzieli bariera wiekowa, kulturowa i językowa i pokazaniu, jak uczą się oni komunikować i dzielić wiedzą oraz doświadczeniem. Cenna to lekcja i na pewno warto to ludziom przypominać, natomiast mimo wszystko spodziewałem się po tym filmie ciut więcej.
Oczywiście Tom Hanks jak zawsze na wysokim poziomie. On, trochę jak Meryl Streep, gra od ładnych paru lat na autopilocie. Jest to autopilot ustawiony na wysokie obroty, tym niemniej mam wrażenie, że podchodzi do swoich ról jak wyrobnik, a nie jak aktor, który cały czas szuka czegoś interesującego. Z kolei wcielająca się w małą dziewczynkę niemiecka aktorka, Helena Zengel, debiutuje w anglojęzycznym filmie, tworząc interesująca, trochę enigmatyczną, trochę egzotyczną postać.
Jeśli jednak i wy siądziecie to tej produkcji z nadzieją na kolejny trzymający w napięciu film Paula Greengrassa, „Nowiny ze świata” mogą was trochę rozczarować.
To dzieło będące najbliżej kina familijnego w jego dorobku. Autorzy w połowie seansu umieścili całkiem niezłą i pełną napięcia sekwencję strzelaniny na pustkowiach, ale wszystko przed nią i po niej to na dobrą sprawę dość spokojny, trochę kontemplacyjny i podnoszący na duchu film.
Mimo wszystko jest to kino wagi lekkiej. Absolutnie warto film obejrzeć, bo to niezły pomysł na spędzenie przyjemnego weekendowego popołudnia, ale, jak pisałem wyżej, zabrakło w tym wszystkim oryginalności i klasycznego pazura Greengrassa. „Nowiny ze świata” to film, który mógłby wyreżyserować jakikolwiek inny sprawny rzemieślnik, na przykład Ron Howard.