Produkcja gier jest coraz droższa. Nowe technologie, czas i energochłonność procesu robienia gier jest z rokiem na rok coraz większa, żeby nie powiedzieć, że wzrasta w zastraszającym tempie. Czy w końcu przestanie się opłacać robić gry?
Załóżmy, że taki stan będzie utrzymywał się, a nic dramatycznie nie obniży kosztów produkcji. Owszem, do tego momentu jeszcze długa droga i stawiam, że proces ten ulegnie pewnego rodzaju nowelizacji, ale czysto hipotetycznie, dla potrzeb artykułu, załóżmy, że gry będzie robiło się tak, jak dotychczas przez, powiedzmy, jeszcze piętnaście lat. Już teraz produkcja jest bardzo kosztowna, a przecież to jeszcze nie szczyt możliwości komputerów. Czasy, kiedy Romero kupił sobie czerwone Ferrari za zyski z bodajże Wolfensteina 3D minęły bezpowrotnie. Wtedy bowiem wystarczyła garstka zapaleńców-programistów i masa czasu. Teraz sam proces jest bardzo długi i wymaga potwornych nakładów finansowych. Modelowanie, programowanie, wytwarzanie postaci i poziomów, czy wreszcie filmy, tzw. cut-scenki i udźwiękowienie wymaga poniesienia kosztów w związku z dużą ekipą pracującą przy tytule i innych rzeczy. Do tego, co nie jest często zauważane, na promocję wydawane są niebagatelne sumy. Przy takim zalewie gier, jaki widzimy teraz, nikt nie może pominąć tego punktu.
Nowe pomysły przez graczy witane są raczej chłodno. Chodzi przede wszystkim o reklamy wewnątrz gier. Czyli jak jedziemy samochodem to np. Ferrari, pijemy właśnie Martini i tak dalej i tak dalej. Od graczy wychodzi jedna myśl - jeżeli cena gry będzie tańsza, to nie mamy nic przeciwko. Jednak, moim zdaniem, to nie jest możliwe do spełnienia. Reklamy robione są po to, by zwiększyć przychód, gdyż sama sprzedaż już może nie wystarczyć, by zadowolić producentów. Jasne jest, że i tak sumy zarabiane przez największe tytuły mają za jedynką jeszcze wiele zer. Ale przecież na świecie nie produkuje się tylko World of Warcraft, czy The Sims. Mamy gry średnie, czy dobre, ale mało znane. Zwykle wtedy zysk nie jest tak duży, jak życzyliby sobie tego autorzy.
Technologie generują zapotrzebowanie na lepszy, nowszy sprzęt i oprogramowanie, co skutkuje wydatkami na zaopatrzenie wytwórni. Koszty, zanim nie powstanie żadna rewolucyjna sztuka produkcji gier, będą rosły. A zyski? W dobie Internetu, nie sądzę. Zresztą i tak panuje jakaś dziwna moda na nie kupowanie oryginałów, zwłaszcza u nas, bo może w Stanach tego nie widać. Czyli rosną koszty, a maleją zyski. Do tego dochodzą wymagania, które znowu zaniżają zjawisko kupowania najnowszych gier, a teraz generalnie powstają tytuły tylko, z założenia, nowe i rewelacyjne graficznie.
Czy, dopóki nikt nie wymyśli jakiegoś innego sposobu produkcji gier, nastanie taki moment, w którym wyprodukowanie gry nie przynosić będzie zysków? Wydaje mi się, że nie. Uważam, że tak kosztochłonna technologia nie powstanie przy okazji tej generacji gier. Wchodzimy oczywiście w science-fiction, ale obecna generacja, mimo tzw. "nowej generacji gier", czyli Gears of War itd., nie wyprodukuje niczego rewolucyjnego, czyli, jak dla mnie, całkowitego wyeliminowania obecnego sposobu modelowania przedmiotów.
Łącząc wszystkie fakty i domysły, dochodzimy do wniosku, że produkcja gier staje się coraz mniej opłacalna w pojęciu stricte biznesowym. Czyli, mówiąc ogólnie, generuje coraz mniejsze zyski, co wpływa pośrednio na budżet innych produkcji. Póki co, wszystko szło jak po maśle, gdyż miliardy sprzedawanych egzemplarzy spokojnie zapełniały sejfy id Software, Ubisoftu i EA Games. Czy spadek tych środków może wpłynąć na rynek producentów? Teoretycznie tak, gdyż mniejsze zyski równają się mniejszemu budżetowi, czyli albo jakości albo okresowości wydawanych tytułów przez poszczególne studia. Pewnie okresowości, bo panują światowe tendencje ukierunkowujące rynek na jakość. I dobrze zresztą.
Zmniejszenie produkcji to kolejne straty. I tak zatoczyliśmy krąg w miejscu, gdzie mamy punkt pierwszy - pierwsze cięcia i pierwsze zmniejszenie produkcji. To pewnie dalekie prognozy, ale, moim zdaniem, możliwe do spełnienia. Pewnie nie za parę lat, ale za paręnaście zapewne tak.
Nie ma mowy o zaprzestaniu produkcji gier z powodu nieopłacalności, ale sam efekt nasycenia rynku jest wart zauważenia. Zwłaszcza, że rynek nasycił się w ciągu zaledwie ćwierćwiecza. Gry to produkt, który chyba najszybciej zapchał wszystkie dziury. Ostatnio nie wychodzi nic innowacyjnego.
W każdym razie nie śpieszy mi się do oglądania pogrzebu producentów gier. Chciałbym, jak wszyscy, by rynek dalej funkcjonował, a kryzys był tylko bajką stworzoną przez zawistnych biedaków zazdroszczących miliardowych zysków.