Okja to najinteligentniejszy głupi film, jaki widziałem od dawna – recenzja Spider’s Web
No nie spodziewałem się. Byłem przekonany, że otrzymam hybrydę Lassie wróć i Uwolnić orkę z domieszką E.T. Tymczasem dostałem znakomitą satyrę nowoczesnego świata, która bawi i wzrusza do łez.
OCENA
Na pewno słyszeliście o filmie Okja, było już o nim głośno. To kolejne pełnometrażowe dzieło Netfliksa, tym razem natury orientalnej. Za kamerą stanął bowiem południowokoreański reżyser Joon-ho Bong, co samo w sobie gwarantować miało oryginalność produkcji i świeże podejście.
Fabuła również wydaje się relatywnie banalna, przynajmniej z początku. Oto wielka korporacja wynalazła w swoich mrocznych laboratoriach superświnię (!). Wielką kupę mięsa, która ma zapewnić przetwórni szczególną wydajność. By wychować jak najlepszy, najdorodniejszy egzemplarz. Wybrane okazy są wysłane do najlepszych farmerów na całym świecie.
W tym do pewnego starszego, mieszkającego w górach południowokoreańskiego farmera, samotnie wychowującego wnuczkę. Między nią a świnią, tytułową Okją, nawiązuje się niezwykła przyjaźń. Korporacja jednak w końcu zgłasza się po swój odchowany produkt, rozdzielając świnię i dziewczynkę. Ta, nie mogąc się pogodzić ze stratą, wyrusza na ratunek.
Brzmi banalnie, prawda?
Z początku uważałem podobnie. Pierwsze kilkanaście minut filmu to ckliwe widoczki, rodem z filmów Disneya. Jedyne, co zwraca uwagę, to perfekcyjna animacja komputerowa świni, jakości wysokobudżetowego filmu kinowego, a nie telewizyjnej produkcji jaką jest Okja. Świnia jest słodka, pocieszna, bardzo inteligentna i – ku mojej irytacji – bardzo ludzka. Zwierzę przytulające łapami człowieka? Proszę was.
I tak siedziałem na tym seansie i myślałem: co ja tu u diabła robię?
Na marginesie: to dziwne jak mogłem bezkrytycznie przyjąć istnienie wielkiej, zmutowanej świni, ale już sposób jej zachowania uznałem już za rażąco nierealistyczny. To niesamowite jak filmy kształtują naszą psychikę.
Wróćmy jednak do Okji. Bo początek filmu jest bardzo zwodniczy. Okja w niczym nie przypomina sztampowej bajeczki o biednym zwierzątku i ratującym je bohaterskim dziecku.
Zacznijmy od najważniejszego: Okja to zdecydowanie nie jest film dla dzieci.
I tu nawet nie chodzi o jakieś nieodpowiednie treści, w stylu brutalnej przemocy, niecenzuralnego słownictwa (choć były ze trzy fucki), nagości czy tym podobnych. Puszczenie na Netfliksie młodej osobie Okji po seansie zakończy się rykiem i płaczem oraz pytaniami, dlaczego ten świat jest taki podły i niesprawiedliwy.
Joon-ho Bong funduje nam bowiem emocjonalny roller-coaster. Od ckliwego początku przez wypełniony akcją i masą dobrego humoru i satyry druki akt aż po emocjonalny, brutalny łomot w finale. Na filmie kilkukrotnie śmiałem się na głos i, ku mojemu zdumieniu „bo przecież takie rzeczy mnie nie ruszają”, wielokrotnie też z kulą w gardle i mokrymi oczami.
Bong idealnie bowiem wyważył wszystkie elementy. Z niczym nie przesadza, a równowaga pomiędzy ckliwą bajką, trafną satyrą na nowoczesne społeczeństwo i wspomnianym wyżej emocjonalnym łomotem jest perfekcyjnie zachowana. Nawet postaci są w odpowiedni sposób przerysowane – tak by łatwo wychwycić archetypy, a zarazem by je polubić (lub znienawidzić). Po części też dzięki dobrze dobranym aktorom.
O tej satyrze warto wspomnieć osobno.
Bo nie tylko pozwala na skuteczne dawkowanie pozostałych emocji, broniąc nas przed ich przesytem i pozwalając na uderzanie w nie tylko w tych momentach, które są potrzebne. Warstwa humorystyczna w Okji bowiem to nie tylko urocza świnia robiąca głupie rzeczy. Dostało się w zasadzie wszystkim.
Okja szydzi (ale w dobrym tonie i smaku) z pokolenia skupionego na mediach społecznościowych, z korporacyjnej kultury i absurdów, z zachodniego konsumpcjonizmu, ze wszystkiego co znajdzie. Dostało się też obrońcom zwierząt (wyłem ze śmiechu na głos z karykaturalnego portretu Animal Liberation Front, bardzo znanej prozwierzęcej bojówki ratującej zwierzęta z laboratoriów i rzeźni) a nawet tłumaczom, którzy potem będą tłumaczyć napisy do tego filmu na Netfliksa.
Okja to kawał kapitalnego kina. To „głupiutka bajeczka”, ale dla dojrzałego widza.
Nie chcę przy tym sugerować, że to jakieś arcydzieło, które zapisze się w annałach filmowej historii. Z pewnością nie jest to film wielki i zapewne za kilka lat zostanie zapomniany. Nie zmienia to jednak faktu, że jest znakomity.
Lekki kiedy trzeba, ale nie brakuje mu też ciężkich, mocnych momentów które dadzą nam do myślenia również po seansie. Bawi dobrym humorem, a dzięki tak dobrej całości, ośmiela również i naszą wrażliwość, przez co potrafi i wzruszyć.