REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Open’er Watch #3: Modest Mouse po raz pierwszy w Polsce

Był kiedyś taki piękny czas, którego młodsi czytelnicy mogą nie pamiętać, kiedy określenia “muzyka niezależna”, “indie rock” czy “rock alternatywny” nie oznaczały wcale setnego z kolei identycznego zespołu złożonego z ładnie ubranych chłopców z grzywkami, brzdąkających coś na gitarkach.

27.03.2013
9:00
Open’er Watch #3: Modest Mouse po raz pierwszy w Polsce
REKLAMA
REKLAMA

Gdzieś tam na pograniczu głównego gitarowego nurtu, genialne płyty nagrywały takie ekipy, jak TV on the Radio, Neutral Milk Hotel, Dinosaur Jr., Pavement, Flaming Lips czy nasi dzisiejsi bohaterowie, Modest Mouse, którzy zresztą pojawią się w w ramach Open’er Festivalu 4. lipca 2013 i będzie to też pierwszy koncert tej grupy w Polsce. Okazja jest więc przednia, a biorąc pod uwagę, że mamy tu do czynienia z autorami prawdopodobnie najwybitniejszej rockowej płyty przełomu wieków - obecność powinna być obowiązkowa.

1

Modest Mouse powstali w 1993 roku w Issaquah w stanie Waszyngton (to w zasadzie niedaleko od miejsca zamieszkania wampirów ze “Zmierzchu”) i jak to zwykle bywa z takimi garażowymi zespołami, tułali się ze swoim materiałem to tu, to tam, a w którymś momencie nawet zebrali materiał na całą płytę, ale jej wydanie było odwlekane tak długo, że grupa zwinęła zabawki i podpisała niedługo potem kontrakt z wytwórnią Up, czego efektem był debiutancki longplay z nowym materiałem, “This Is a Long Drive for Someone with Nothing to Think About”. I tym wydawnictwem Modest Mouse na samym starcie wyraźnie zaznaczyli swoją obecność na alternatywnej scenie, zbierając bardzo dobre recenzje i spore grono fanów. Kolejne płyty stawiały ich coraz wyżej w hierarchii - “The Lonesome Crowded West” do dziś znajduje się w każdym możliwym rankingu dokumentującym najlepsze albumy muzyczne lat 90-tych, a kolejny album... kolejny album przeszedł do historii muzyki.

“The Moon & Antarctica”, nagrane pod skrzydłami dużej wytwórni, Epic Records, to w istocie imponujące, monumentalne dzieło sztuki, które śmiało można stawiać obok takich kamieni milowych jak “Pet Sounds”, albumów The Beatles, “Rumours”, czy, żeby nie sięgać aż tak daleko, “OK Computer”. Możliwość eksperymentowania z produkcją w komfortowych warunkach może pozbawiła Modest Mouse charakterystycznej surowości, ale to niepokojące, jedyne w swoim rodzaju brzmienie, głębokie i trudne w interpretacji teksty czy niesamowicie emocjonalny wokal Isaaca Brocka wciąż są na miejscu, a w zasadzie zespołowo udało się wszystko to, co dlań charakterystyczne, jeszcze bardziej podkreślić. “The Moon & Antarctica” to prawdziwa kumulacja ładunku wrażliwości, szczerości i muzycznego talentu, jaki słychać było już na poprzednich wydawnictwach, ale dopiero tu znalazł on swoje prawdziwe ujście. Album jest bardzo różnorodny, nie daje ani chwili wytchnienia i w każdym kolejnym tracku tworzy niesamowitą, gęstą atmosferę, aż kipiącą od rozmaitych emocji. Wstyd nie znać.

Nic więc dziwnego, że po takim dziele, Modest Mouse znalazło się na ustach wszystkich interesujących się muzyką spoza głównego nurtu. Oczekiwania wobec kolejnych albumów były wysokie, ale grupie nie do końca udało się je spełnić. Zarówno “Good News for People Who Love Bad News”, jak i ostatni pełnoprawny longplay, “We Were Dead Before The Ship Even Sank” zebrały bardzo dobre recenzje i zyskały dla zespołu wielu nowych fanów, ale dla starych słuchaczy były one krokiem w złym kierunku. Obie posiadają znacznie bardziej wygładzone brzmienie, są też o wiele bardziej przystępne i przebojowe - tym samym mimo ogromnego sukcesu artystycznego poprzednich albumów, sukces komercyjny przyniosły im właśnie dopiero “Good News...” i “We Were Dead...” ze swoimi wpadającymi w ucho singlami “Float On” czy “Dashboard”.

Ostatni album zresztą zadebiutował na pierwszym miejscu Billboardu, co chyba ostatecznie przypieczętowało transfer Modest Mouse z alternatywnej niszy do rockowej pierwszej ligi. I choć trzeba przyznać rację rozczarowanym fanom, że nowe wcielenie zespołu już nie brzmi tak oryginalnie i niepowtarzalnie jak to stare, to jednak z drugiej strony wciąż poruszamy się tu na płaszczyźnie odniesień do monumentalnego dorobku tej grupy - za to w porównaniu do reszty “konkurencyjnych” indierockowych zespołów, Modest Mouse to pod względem jakości kompozycji, oryginalności i ogólnej wartości tworzonej muzyki (chociażby głębi tekstów), poziom wręcz niedostępny i nawet te dwie krytykowane płyty to bardzo dobry materiał sam w sobie, na swoich prawach.

Po zaatakowaniu komercyjnego rynku, zespół wydał jeszcze mini-album z odrzutami, a potem zamilkł na 6 długich lat. Obecnie panowie pracują nad nowym materiałem i prawdopodobnie usłyszymy w Gdyni jakieś nowe utwory, którymi muzycy dzielą się od czasu do czasu na swoich koncertach.

REKLAMA
3

Mam więc nadzieję, że was na tym koncercie nie zabraknie - Modest Mouse to bowiem jedna z najważniejszych ekip ostatnich lat, która nie tylko ma na koncie wybitne albumy, ale także chwytliwe utwory z komercyjnym potencjałem - i w obu wydaniach wypada kapitalnie. Warto zatem obie te twarze poznać, zarówno w wydaniu studyjnym, jak i na żywo.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA