Są gry i produkty "gieropodobne". Z tym faktem nie ma się co kłócić... Niestety, pomimo naturalnej tendencji do eksterminacji tych drugich, na świat ciągle przybywają tytuły, które jedynie z pozoru wyglądają na coś zjadliwego... Weźmy takiego "Outruna 2006: Coast 2 Coast" - tytuł już z okładki wyznaczający wysoką poprzeczkę. Jak się jednak zaraz przekonacie - na ambitnej okładce sprawa się kończy...
Cóż można by rzec, by oddać piekło jakie człowiek musi przejść, by znaleźć choćby jeden atut opisywanego tytułu? Przez niemal tydzień, codziennie próbowałem podejść do tej pozycji i, wypisz wymaluj, ponosiłem klęskę raz za razem. Albo nie mam ni krzty uporu i siły woli, albo ten tytuł potrafi zmęczyć każdego... A że dosyć zarobiony człowiek ze mnie, i ambitna ze mnie bestyja, to raczej skłaniam się ku drugiej opcji. Pora na podparcie tezy "Shit happens!", idealnie opisującej moje odczucia względem najnowszej odsłony serii Outrun.
Z krótkiej historii gatunku - i z samego rodowodu tytułu... Gra wywodzi się z końca lat 80., epoki królowania automatów i ledwie pierwszych arcade gierek na archaiczne dla wielu z was komputery. Pamiętacie te odczucia? Za kierownicą wywyższanej wtedy Testarosy, w towarzystwie wirtualnej panienki mkniecie strasznie szerokimi ulicami wymijając dziesiątki zwykłych uczestników ruchu. I unikalne na tamte czasy możliwości "wyboru" trasy jaką człowiek mógł podążać, wszystko to udostępnione w momencie, gdy konkurencja dawała średnio jedną trasę i wybór jednego z 3-4 aut... Ach i byłbym zapomniał o namiastce "vibration feedback" i sugestywnej ścieżce dźwiękowej...
Jak to się ma do najnowszego dzieła sygnowanego logiem SEGI? No niestety wydaje się, że autorzy powinni raczej reaktywować tytuł na komórki, bo nawet braci konsolowej tego koszmaru bym nie życzył... Otóż odpalając grę, pomijając wymagania sprzętowe deklarowane przez producenta, wszystko wskazuje na skok w czasie. Takie przeniesienie do epoki gdzieś sprzed NFS Porsche... Cóż, gdyby wtedy tytuł został wydany, to mógłby zachwiać filarami potęgi rodziny NFS. Gdyby...
Mógłby, ale nie w dzisiejszych czasach... Nie przy tytułach pokroju Juiced, SRS, Underground 1 i 2, MostWanted, czy przy niedawno wypuszczonym Carbonie (który swoją drogą też jest lekko "upupiony", tak mi się zdaje). Nie przy takim obciążeniu balastem realistycznych symulatorów jak TOCA czy GTR, że o LiveForSpeed nie wspomnę (i o wszelakiej maści rajdówkach)... Tu niestety aż bije po oczach uwstecznienie i niemal chorobliwy debilizm tytułu. Tak, debilizm, bo za grosz logiki w tych wyścigach nie znajdziemy. Naprawdę, próżno tu tego elementu szukać... Ni fabuły, ni oprawy!
Jak więc ów tytuł mógłby w ogóle stanąć w szranki z przewspaniałym NFS? Cóż, szansy można by upatrywać w tzw. tendencji do popierania określonych marek aut super-sportowych. Gdy NFS skłonił się ku "porszakom", seria Outrun z oficjalnym poparciem i licencją mistrza z Maranello, mogła rozbujać marzenia fanów "czerwonolicych" bestii czwórkołowych. Bo, żeby nie być tylko malkontentem, muszę przyznać, że możliwość pomykania "autostradami" klasycznymi jak i najnowszymi cackami w tradycyjnych dla marki barwach "rosso scuderia" i "giallo modena", była całkiem silnym i wyraźnym elementem sprzyjającym decyzji o odstąpieniu tego "gigusia" na grę...
Dino 246 GTS, 365 GTS 4 Daytona, F50, 360 Spider, F355 Spider, Superamerica, Testarossa, 288 GTO, 328 GTS, 250 GTO, 512 BB, F40, 550 Barchetta, F430 i Enzo... Ileż bym dał by któreś z tych autek czekało w moim garażu! Ba, by zwiększyć możliwość wyboru, twórcy oddali nam w ręce wersje "outrun", czyt. po lekkim tuningu... Tak czy siak - furki jak ta lala... No i wyglądają też niczego sobie... Odblaski w lakierze, formy "jak żywe" - wszystko to unaturalnia całą szpetną sztuczność reszty.
A resztę otwiera ścieżka audio... Choć ciężko nazwać to ścieżką - mimo że kawałki (niektóre) uznałem za znośne, to już ich granie doprowadziło mnie do szewskiej pasji! Bo otóż trzeba wygrywać wyścigi by móc odblokować (kupić za wygrane "mile" - tutejszą walutę) kolejne utwory. No dobrze - to akurat można przeżyć i wręcz uznać za przymusowe uatrakcyjnienie produktu... I oto zbliżam się do pokaźnej łyżki dziegciu... Zaczynając wyścig, jak to i dziś mamy do czynienia w innych tytułach, wybieramy autko, rodzaj skrzyni biegów i... (rzecz unikatowa na miarę gatunku, tam da da da da ram!) muzyczkę, która będzie nam towarzyszyć (w kółko i do znudzenia) przez cały wyścig - nawet jeśli ma się on składać z 6 etapów...
Jeszcze mało? No to teraz lepiej usiądźcie... Jesteście fanami driftów w zakrętach? Tych wszystkich piruetów, łuków i palonych gum? Mało wam kolejnych odsłon NFS-a czy konkurencji? Nie musicie już więcej szukać - w tej grze niemal nie jeździ się bez lekkiego choku-dori czy posuwistych i delikatnych ucieczek tyłu auta w łukach trasy. Nie, chyba nie ma trasy i momentu bez lekkiego uślizgu osi - aż do obrzydzenia... Nie wpływa na to nijak siła marki Ferrari, nie wpływają piękne modele - fizyka, a raczej totalny jej brak, niszczy wszelkie atuty gry. 320 km/h, zakręty typu szykana, oczywisty ślizg kół (bo zresztą inaczej zakrętu w tej grze nie weźmiesz - hamulec i dokręcanie nic nie zdziałają) i zero utraty prędkości...
Błędy natury fizycznej na tym się nie kończą... Oto bowiem, nie ważne czy pędzisz Enzo het przed siebie, licznik wskazuje 300+, obok ciebie, niemal w tym samym tempie porusza się TIR czy taksówka. Dobrze, że gliniarzy tu nie masz, bo całe to cyber-społeczeństwo nabiło by mandatów w takiej ilości, że polski dług publiczny (nasza kochana monetarna czarna dziura) zostałby zniesiony, a budżet państwa wyszedł na plus ilością wystarczającą do wykupienia, powiedzmy, pół Chin :D
Dobra, usuwam z pamięci te minusy i oto... no niestety znowu coś uderza! A dokładniej to my uderzamy, a efekty uderzenia są po prostu parodią. Śpieszę z tłumaczeniem. Otóż gra ma niejako podwójnie określone efekty zderzenia. Tryb pierwszy, aktywowany o ile pukniemy w "pupcię" inne auto, można by określić hasłem wystrzeliwania z procy, czyt. zangielszczonym "slingshotem". Normalnie - pędzisz swoje 280, ścigając osobnika przed tobą, i trafiasz leciutko w jego zadek, w wyniku czego: 1) ty stajesz w miejscu (niemal jak przy dzwonie) lub na ciebie nic nie wpływa zaś 2) (i tu śmiech na sali) autko popchnięte przyspiesza na oko do jakiś 600 km/h na okres około sekundy - dość rzec, że w tym czasie oddali się niejednokrotnie na duuuuużą odległość. Wersja druga - wchodzisz w ostry zakręt i dajesz po hamulcach (o których za moment), w wyniku czego nadziewasz się na depczące ci po piętach auta... Efekt? Ciebie i "agresora" gra wyhamowuje niemal do zera...
A na zderzeniach z obiektami ruchomymi sprawa się nie kończy. Pozostają jeszcze inne elementy trasy... Elementy wielce uprzykrzające zabawę! Normalnie (czyt. w realu czy w innych grach) w trakcie jazdy, o ile otrzesz się o barierkę, może Cię to spowolnić (mowa tu o otarciu, nie dzwonie frontalnym). W tej grze każde otarcie traktowane jest jak dzwon! Cóż to oznacza chyba nie muszę tłumaczyć...
A co do hamulców - kolejna parodia - otóż w tej grze nie znajdziesz, drogi czytelniku, podziału na ręczny i normalny... Tak - twórcy najwyraźniej w ogóle nie myśleli (bo i po cóż), że ktoś wpadnie na szalony pomysł zmniejszania prędkości podróżowania autem za parę milionów dolarów... A zatem, hamulec w tej grze to w zasadzie "ręczny", prowadzący, przy każdym niemal użyciu, do efektownego driftu...
No dobrze, zmaścili fizykę, ale może chociaż moduł zniszczeń jest obecny? Buahahahahahahahahahahaha! Z tego co wiem, to praktyka stajni źrebaków z Maranello jest taka, że każda gra dysponująca jakimkolwiek modelem zniszczeń licencji nie dostanie. Tłumaczą to zazwyczaj tym, że przecież nikt z właścicieli "dyliżansów" nie chciałby ich widzieć zniszczonych, bo to perełki, klejnoty i w ogóle... Nazwijcie mnie dziwakiem, ale ja naprawdę chciałbym zobaczyć jak moje cyber 360 Challenge Stradale zostawia czerwony lakier na nieskazitelnej bieli Porsche 911 GT3, i na odwrót... Ileż by to wniosło emocji! A i fakt, iż, biorąc zakręt przy olbrzymich prędkościach, ryzykuje się dzwonem i zniszczeniem pięknych i idealnych krzywizn nadwozia... Ileż dreszczyku by to wniosło!
Misje specjalne? Zlecane przez towarzyszkę podróży, są po prostu żenujące - w kółko "wyprzedź auta", "przerwij wyimaginowaną linię między autami", "wjedź w inne auta", "poruszaj się po danej linii" etc. Normalnie zero ciekawostek! Coś tam na pudełku pisali o zupełnie unikatowych zadaniach i samych trasach... Odnośnie pierwszego - unikatowość może chyba polegać na tym, że unikatowo zawsze na danym odcinku danej trasy pojawia się tylko 1 typ zadania... Słowem wjeżdżając na trasę wiesz co cię czeka. Nawet za każdym razem ruch uliczny jest taki sam! A druga cecha? Jeśli znane ci są poprzedniczki w serii, znasz już niemal wszystkie trasy... Jeśli "to" ma być twoim dziewiczym kontaktem z serią Outrun, poznasz na pamięć wszystkie trasy, nim skończysz wszystkie wyścigi poziomu pierwszego (z 3). Potem tylko występują wariacje na temat - jazda w drugą stronę... Nie ma zmiennych warunków pogodowych, brak pór dnia - poza tymi na trwałe przypisanymi do danych tras... Bywa, że jedziemy w bajecznie słoneczny dzień trasą przy plaży niemal rodem z Florydy, po czym lądujemy (po pokonaniu ala zjazdu z autostrady) w środku nocy w miejscu przypominającym Las Vegas...
Gra po sieci? Ano istnieje, ale moim skromnym zdaniem to nijak się nie umywa do modułu multi z takiego Juiced czy SRS! Niby są tryby co-op i konkurencji, ale żadne nie potrafią zaemulować grywalności tytułów konkurencyjnych, w tym oczywiście wspomnianych wcześniej NFSów i innych. Zresztą oglądanie po raz n-ty tych samych tras, nawet przy obecności kumpli, wywołuje odruch nudności i wymiotów... Ileż razy można ograniczać usera do tego małego zbioru tras!
Jeśli myślicie, że chociaż tryb single cechuje się jakąś ciekawą fabułą wciągającą na tyle, że trza przenieść sanitariat w zasięg widoczności monitora to również się zdziwicie. Nic, niente, nothing... Motyw fabularny jest tak sprymityzowany i umniejszony, że niemal nie istnieje! Niemal, bo całość fabuły przedstawia się następująco - wybierasz pierwsze auto i... postać, która ma być bohaterem (zero wyboru wyglądu czy poznania przeszłości) ląduje za wirtualnym sterem. Koniec motywu fabularnego. To mniej niż w telenowelach latynoamerykańskich... Że o grach typu Most Wanted i Carbon nie wspomnę... Pomijam fakt, skąd ten "wypierdek" ma kasę na idealnie zadbanego klasyka, a nie stać go choćby na coś mocniejszego i nowszego (a przy tym z oczywistych względów tańszego - wszak klasyki sportowe są jak wino - im starsze tym lepsze i droższe!).
Na koniec zostawiłem sobie kwestie jakości oprawy audio-wizualnej - najmniejsze grzeszki twórców... Z punktu widzenia - jest źle, mogło być duuużo gorzej! Postaci w tle, vide "miejscowi", są płascy - i nie mowa tu o ich charakterach czy rolach... "Tło" jest bowiem realizowane w pełnym nakładanym warstwowo 2D. Z punktu słyszenia - dźwięki tzw. podkładu muzycznego dobijają powtarzalnością... Dźwięki - w znaczeniu "efekty sfx" zanudzają brakiem "głębi" i sensowności, np. "sygnał" wymijania pojazdu generowany jest jedynie przy wyprzedzaniu innych ścigantów... Dla innych uczestników ruchu brak jest przewidzianych jakichkolwiek efektów. I w końcu dźwięki aut... I znowu można by się pociąć - w tej melanżerii tylko zatwardziały fan gry mógłby wyczuć różnicę między "pracującą V8" a "wkręcającą się na wyższe obroty V12"... Ona po prostu niemal nie występuje! A jak to jest w realu (i jak to prezentuje nam konkurencja) każdy dobrze wie... In plus można by uznać dobór nuty podstawowej, jaką jest niezapomniany gang V8 modelu 360 Modena (choć wyczułem też lekki przechył w kierunku szybciej "wkręcającej się" wersji CS, to sądzę że jest to tylko i wyłącznie kwestia mojego systemu dźwiękowego)...
Jakaż moja opinia? Jeśli chcecie kogoś pokarać, to macie swój cybernetyczny bat! Katorga do kwadratu, koszmar do sześcianu, słabizna spotęgowana brakiem rzetelnej pracy i zacofanie technologiczno-techniczne prowadzą do jednego wniosku - tytuł powinien zostać zakazany. Ba! On nie powinien w ogóle powstać, idea zrobienia nowej konsolowej "erkejdówki" pod blachy pecusia powinna zostać wybita z pustych łbów matołów od marketingu odpowiedzialnych za tą szmirę! A my, gracze, powinniśmy nie dać im zarobić - niechaj zrozumieją, gdzie tkwi ich błąd, a klasykę ożywiają do poziomu pozwalającego dotrzymać tytułowi kroku konkurencji, a nie jak w tym przypadku, przygotowują na poziomie gier sprzed co najmniej 5 latek... Czy fani serii i erejdówek będą wniebowzięci? Raczej nie, ale to wciąż bodaj jedyny tytuł umożliwiający oglądanie "swoich" czterech kółek z czarnym ogierem na żółtym tle w herbie. Bodaj, bo lepiej już wrócić do NFS Hot Pursuita 2 (który z Porsche Unleashed kosztują każdy ledwie ułamek ceny rynkowej Outruna 2006) lub poczekać, aż następca Carbona jakimś dziwnym trafem zyska licencję na modele arcydzieł z Maranello i będziemy mogli porównać cyfrowe osiągi topowych wozów germańskiego sport-garbusa, włoskiego rozbrykanego kucyka i "italieńskiego" rozjuszonego byka...