REKLAMA

Pan Lodowego Ogrodu tom 2

Ostatnie dwa lata dla oczarowanych Panem Lodowego Ogrodu ciągnęły się niczym, nie przemierzając, smród za pospolitym ruszeniem. Nic zatem dziwnego, że pojawienie się drugiego tomu wzbudziło duże zainteresowanie. Jeśli nie wywołało trzęsienia, to przynajmniej lekkie drgania ziemi pod stopami tych, którzy z gotówką w ręku stali przed kasami księgarń. Przyszedł potem taki do domu i…

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Najpierw słychać entuzjastyczne westchnięcia, jeżeli nie okrzyki. Potem chwila krzątaniny, by wreszcie dało się odnotować głuche buchnięcie na kanapę, fotel czy cokolwiek jeszcze. Kontemplacja okładki, napisów z tyłu - oczywiście wynoszących książkę nad niebiosa. Zważenie jej w rękach, przełkniecie śliny, głęboki oddech i pierwsza strona.

REKLAMA

Zacznę tę recenzję niestandardowo - bo powiem Wam, że bardzo chciałem znaleźć w książce jakąś wadę. Trochę w akcie zemsty, za te dwa długie lata, a trochę też za to, że przecież jeżeli ktoś wypuszcza na rynek tak genialne książki, to musi się liczyć z tym, że złośliwi i niegodziwi czytelnicy właśnie liczyć będą na każde potknięcie. I bardzo rozczarowałem się tym, że nic nie znalazłem. O ile pierwszemu tomowi można zarzucić to i owo, chociażby nudzące opisy życia młodego następcy tronu, o tyle drugi tom jest idealny. Jest najlepszą literaturą podróży jaką czytałem od czasów trylogii husyckiej, choć nie jestem w stanie stwierdzić, które z tych dwóch było lepsze (!). A mordujcie mnie fani Sapkowskiego, ale jak boga kocham - tak właśnie jest!

Ale już wróćmy. Trylogia (przypuszczam, bo tego Grzędowicz nie wyjawił) opowiada o losach Vuko Drakkainena - trochę Fina, po trochu Chorwata i Polaka - wysłanego na nowo odkrytą planetę w poszukiwaniu poprzedniej ekipy badawczej, która zaginęła bez śladu. W tym miejscu chciałbym prosić wszystkich tych, którzy nie czytali części pierwszej o przejście dalej, ponieważ zaraz wyjawię jej treść. Już? Dobrze. Vuko odkrywa, że zagubionym naukowcom wcale nie dzieje się źle. Jeden zginął, owszem, ale następny przykładowo założył swoje własne królestwo i zamierza zalać świat we krwi. Wiedza, która wynieśli z Ziemi, oraz nadprzyrodzone zdolności, które posiedli już tutaj, zrobili z nich chodzących bogów - tak wszechmogących, że mogą robić rzeczy o jakich zwykli śmiertelnicy tylko marzą. Drakkainen dochodzi do wniosku, że będzie zmuszony ich zabić…

Z kolei inne rozdziały, które umieszczone są pojedynczo po rozdziałach opisujących przygody Vuko, opowiadają ucieczkę młodego następcy tronu z upadłego imperium, zawładniętego teraz przez straszliwą Pramatkę, który w towarzystwie swojego najwierniejszego i jednego z ostatnich sług próbuje dotrzeć do dalekich ziem - tak jak mówi przepowiednia. Dziwnym trafem do tych samych, w których znajduje się Vuko, więc stawiam (co podejrzewałem zresztą od pierwszego temu), że obaj panowie spotkają się w ostatnim tomie. Równie wielce prawdopodobne, że wielka Pramatka, która wróciła mniej więcej w tym czasie, w którym zaginęła załoga ziemskiego statku, jest właśnie jedną z astronautek - chociaż to już tylko i wyłącznie moje przypuszczenia.

REKLAMA

Za co książkę można pochwalić, a za co nie? Jak już pisałem - wad nie uświadczycie, chociaż parę rzeczy faktycznie mi nie podeszło. Weźmy na przykład jedno z pierwszych zdań książki. Atmosfera jest jak najbardziej poważna i ciężka, a porównanie gór do półdupków trochę niszczy klimat. Tak samo było w paru innych przypadkach, można powiedzieć nawet, że Grzędowicz czasami nie jest konsekwentny w budowaniu go. Również miejscami bełkotliwy styl średnio mi się podobał. Może i budował psychodeliczny klimat, świat widziany oczami szaleńca, jakim jest van Dyken (ów naukowiec, który chce wywołać ogromną wojnę), ale jestem bardzo uczulony, a może i przeczulony na takie coś.

Zalety? Miliony. Fabuła, klimat, styl (mimo wszystko) słynący z obrazowych porównań. Czego chcieć więcej? Książka zaspokoi nawet najwybredniejszych. A czego życzę sobie na święta? Żebym na trzeci tom nie musiał czekać kolejnych dwóch lat, bo inaczej chyba zwariuję…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA