REKLAMA

„Pavarotti” to wspaniała laurka dla jednego z największych śpiewaków w dziejach

Film dokumentalny w reżyserii Rona Howarda z pewnością was zachwyci i poprawi nawet najbardziej pochmurny nastrój. „Pavarotti” powinien usatysfakcjonować największych fanów śpiewaka i trafić do ludzi, którzy wcześniej niewiele o nim wiedzieli.

pavarotti film recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Obrodziło nam ostatnio w dokumenty o legendach muzyki. Od „Marleya”, przez „Amy”, „Whitney”, aż po kontrowersyjny „Leaving Neverland”, burzący na zawsze wizerunek Michaela Jacksona. Nie muszą się jednak martwić ci, którzy kochają Luciano Pavarottiego – film dokumentalny o jego życiu i karierze zbyt wielu kontrowersyjnych treści nie podnosi.

„Pavarotti” to niezwykle przyjemna, kojąca i w gruncie rzeczy inspirująca opowieść o pełnym charyzmy człowieku, dysponującym jednym z najbardziej niesamowitych głosów w dziejach.

Ron Howard, który wyreżyserował „Pavarottiego”, znany jest w branży jako solidny rzemieślnik, ale jednak nie artysta. Raczej nie należy się nastawiać na wielce autorskie spojrzenie, pójście pod prąd, „otworzenie oczu”, nowy punkt widzenia.

„Pavarotti” to film tyleż samo zabawny i wzruszający, co zwyczajnie bezpieczny. A przez to także i dość tendencyjny. I gdyby tylko odpowiedzialny za niego był o wiele mniej sprawny reżyser, byłby to znacznie mniej udany seans. Howard jednak snuje opowieść o życiu Pavarottiego w iście brawurowym stylu, sprawnie plotąc poszczególne wątki na bazie licznych materiałów zdjęciowych, nagrań wideo oraz wywiadów z samym śpiewakiem oraz jego bliskimi. Śledząc losy Luciano, od momentu pierwszych występów na scenie po ogromny, międzynarodowy sukces, nieraz na waszych ustach pojawi się uśmiech, będziecie wzruszeni, jak i również zostaniecie powaleni siłą i donośnością jego niezwykłego głosu.

Jeśli nie słyszeliście nigdy Pavarottiego na żywo, to gwarantuje wam, że jego śpiew zrobi na was potężne wrażenie.

Na sali kinowej z odpowiednim nagłośnieniem dźwięki, które wydaje z siebie śpiewak zrobią na was większe wrażenie niż wszystkie tegoroczne hollywoodzkie superprodukcje razem wzięte.

pavarotti 2019 film

Jego występy pokazane we fragmentach w filmie zapierają dech w piersiach. „Pavarotti” całkiem umiejętnie uwypukla też lekko łobuzerski charakterek artysty, kreując z niego naprawdę barwną postać, odczarowując niezbyt atrakcyjny i kojarzący się z nudą wizerunek śpiewaka operowego.

No, ale przy tym wszystkim Ron Howard praktycznie w ogóle nie wspomina o ciemniejszych stronach życiorysu Pavarottiego. O dzieciństwie w cieniu wojny, chorobie w latach młodzieńczych, oddaleniu od córek w późniejszych latach czy zdradzie żony z o wiele młodszą kochanką reżyser wspomina zdawkowo dopiero pod sam koniec filmu. O kłótniach córek i drugiej żony o spadek po jego śmierci nie usłyszymy ani słowa. A nawet te wydarzenia stawiające go w gorszym świetle, poprzez to, że dowiadujemy się o nich pod koniec, nie mają takiej samej siły rażenia, kiedy 80 proc. filmu to właściwie przesłodzona bajka, z której można wynieść wrażenie, że życie śpiewaka usłane było różami.

Od strony czysto formalnej „Pavarotti” jest więc znakomitą robotą, film ogląda się świetnie, a kilka scen z niego ma szansę na dłużej zostać w waszej pamięci. Jednak jako rzetelny dokumentalista Ron Howard nie sprostał zadaniu.

REKLAMA

To nigdy nie jest łatwe, szczególnie, gdy w powstawanie filmu zaangażowana jest rodzina jego bohatera, by uczciwie i odważnie podejść do wszystkich aspektów danej postaci. No, ale reżyser-dokumentalista powinien być buntownikiem gotowym na konfrontacje. Hollywoodzki rodowód Howarda zrobił jednak swoje - dał on widzom uroczo szlachetną, ale i trochę staromodną opowiastkę.

Na tyle jednak przyjemnie się to ogląda, że czułbym się źle, gdybym mimo wszystko nie polecał tego filmu. Należy go traktować jak pop-dokument, czysto rozrywkową i wakacyjną w duchu produkcję. Ale na szczęście nie tylko dla fanów Pavarottiego i opery.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA