Gry sportowe mają w sobie moc przyciągania co niektórych osobników. Pozwalają nam przez chwilę stać się wybitną gwiazdą i stanąć w szranki z najlepszymi. Szczerze mówiąc, ja sam nie mam takich marzeń, ale pewnie wielu miłośników FIFY czy PES-a dałoby sobie coś uciąć (niekoniecznie rękę), żeby w rzeczywistości wystąpić w barwach Barcy czy Man United. Tu zastępowanie niedoścignionych pragnień wirtualną rozrywką jest jak najbardziej uzasadnione. Myślałem jednak, że nie ma sensu zabawa w coś, co bez problemu każdy może zrobić też po odejściu od komputera. Myliłem się - Dart na komputerze wciąga!

Zacznę może od wyjaśnienia co to jest i z czym to się je. Nie każdy z Was musi być obeznany w regułach cieszącego się rosnącą popularnością barowego sportu. Mowa tu o rzutkach, lotkach czy jak kto woli to nazywać. Rzucanie do tarczy jest niewątpliwie dla wielu tylko ciekawą zabawą, dla innych staje się czymś więcej. Jasne, jeśli dla własnej radochy poszliście do sklepu sportowego i kupiliście sobie zestaw do Darta, to możecie rozerwać się ze znajomymi na zasadzie "kto trafi bliżej środka". Ale oficjalne zawody mają ustalone reguły i to najpopularniejsze typy rozgrywek stanowią główną oś w PDC World Championship Darts 2008.
Studio Mere Mortals, które jest odpowiedzialne za omawiany produkt, ma na swoim koncie parę niezbyt znanych gier. Są to takie tytuły jak "Winter Sports" czy przeznaczony na konsole "Ultimate Board Game Collection" zawierający klasyczne gry planszowe. Trafianie do okrągłego celu wraz z tą firmą rozpocząć mogliśmy pod koniec roku 2006, kiedy to wypuścili "PDC World Championship Darts". O ile tamten program można nazwać jako nieśmiały krok w kierunku przenoszenia niezbyt dobrze znanych sportów w świat wirtualny, o tyle sequel to już świetna rozrywka naprawdę dla każdego.
Sama nazwa, a konkretniej skrót PDC (Professional Darts Corporation) mówi, że zabawa nie będzie amatorska. Dzięki licencji możemy zmierzyć się z rzeczywistymi gwiazdami, spośród których każda ma odmienny styl gry, ubiór czy choćby wzór piórka od lotki. Jeśli śledzicie zawody lub międzynarodowe tabele, to zapewne nazwiska takie jak Phil Taylor i Raymond van Barneveld nie są Wam obce. Spotkacie tu zarówno tych mistrzów, jak i innych znanych zawodników. Im dłużej obcowałem z produktem, tym większe wywierał na mnie wrażenie. Każdego z uczestników wielkich turniejów daje się faktycznie odczuć jako odmiennego przeciwnika. Pomijam twarze, bo dopasowanie ich do tych realnych jest chyba oczywiste. Za to, kiedy zobaczyłem, że jedna z postaci trzyma lotkę w dość nietypowy sposób (piórkiem do góry, grotem w dół) - tak jak jego żywy odpowiednik - wzrosło moje mniemanie o staranności wykonania projektu. Dodatkowo mamy tu XX (ZNAJDŹ LICZBĘ) różnych klubów do odwiedzenia, w których naprawdę są prowadzone rozgrywki. Podobnie, dostrzec możemy loga wielu autentycznych firm, które siedzą w przemyśle Darta. Gdyby nie nieco kulejąca momentami grafika, mógłbym się poczuć jak oglądając zawody na Eurosport.
Przejdę może do zasad, bo nie dla każdego są jasne. Menu wita nas wyborem jednego z trybów rozgrywki. Jeśli jesteśmy nowi i chcemy zobaczyć o co tu w ogóle chodzi albo goni nas czas i planujemy tylko na chwilę się rozerwać, mamy do wyboru pojedyncze spotkanie. Ustalamy jeden z czterech wariantów zasad, zawodników, a także długość i miejsce starcia. Gdy mamy ochotę na nieco dłuższą zabawę, możemy skierować myszkę (swoją drogą, kursor ma kształt rzutki, a jakże by mogło być inaczej!) w przycisk odpowiadający za rozpoczęcie turnieju. Ci, którzy będą chcieli poczuć się jak zawodowcy, z pewnością wypróbują opcję kariery - tu droga na sam szczyt jest żmudna i trudna, za to można stworzyć własnego zawodnika, którego do upragnionego mistrzostwa poprowadzimy. Mamy jeszcze ewentualnie do rozegrania 'Party Games' czyli XX (ZNAJDŹ LICZBĘ) luźnych rozgrywek, które mają przeróżne zasady.
Gdy już zdecydujemy sie na profesjonalne spotkanie, będziemy rozgrywali 301, 501, 301 double-in albo 501 double-in. Brzmi skomplikowanie? Wcale takie nie jest. Gra jest podzielona na sety i legi. Można to porównać chociażby do siatkówki - wygranie kilku piłek (w tym wypadku legów) daje nam punkt w setach. A te, po osiągnięciu ustalonej liczby świadczą o wygranej jednej ze stron. Po kolei - zazwyczaj zaczynamy z ilością punktów równą 501 (przy 301 jest ich oczywiście o 200 mniej). Chodzi o to, żeby jak najszybciej zejść dokładnie do zera. W każdej kolejce mamy trzy rzutki, które umieścić możemy w polach o wartościach od jeden do dwudziestu, a także w specjalnych strefach, gdzie dana wartość jest liczona podwójnie lub potrójnie. Dodatkowo, środek tarczy zapewnia 25 oczek, a samo centrum daje ich aż 50. Jak łatwo można sobie wykalkulować, maksymalna liczba do uzyskania w każdej rundzie to 180 (trzy lotki trafione w pole potrójnej dwudziestki). Schody zaczynają się przy samej końcówce. Ostatnia rzutka musi wpaść w pole o podwójnej wartości. To znaczy jeśli zostały nam np. 84 punkty do końca, to możemy zakończyć posyłając końcowe uderzenia w 20 (zostało 64), później w potrójną ósemkę (jeszcze 40) i finiszować pięknym strzałem w podwójną dwudziestkę. Prawdziwi zawodowcy mają w głowie większość możliwych "wyjść" i nic nie muszą liczyć. Jeśli jesteśmy początkującymi graczami, zawsze możemy liczyć na podpowiedź komputera, który wskaże nam drogę do celu. Często jednak mamy osobiste preferencje i łatwiej trafia nam się w konkretne strefy. Wtedy też warto myśleć o innych drogach do zwycięstwa niż ta, którą podaje nam PeCet. Gdy wybierzemy wariant gry "double-in", to wtedy nie tylko ostatnia lotka musi wpaść w strefę z punktacją mnożoną przez 2, ale też pierwsza - do momentu jej wbicia żadne trafienia nie są zaliczane.
No i fajnie, znamy już zasady. Tylko teraz jak przenieść rzucanie do celu na monitory? Odpowiedź jest prosta - pad lub myszka. Ja, jako szczęśliwy posiadacz Logitech MX518, wybrałem tę drugą opcję. W sumie całość jest niezwykle prosta do opanowania już po kilkunastu minutach ćwiczeń. Wystarczy najechać celownikiem na upragnione pole, później przytrzymać lewy przycisk gryzonia, zjechać na dół aż do środkowej kreski przedzielającej widoczną na ekranie rzutkę i zdecydowanym ruchem popchnąć dłoń do przodu. Jeśli zrobimy wszystko w odpowiednim momencie i z wyczuciem, lotka poszybuje wprost do celu. Jeśli skręcimy myszką na boki - "pocisk" zrobi to samo. Użycie zbyt małej lub dużej siły (czyli złe rozpędzenie myszy) spowoduje, że uderzymy nad albo pod żądanym miejscem. Sprawa wydaje się prosta, ale nie zawsze jest różowo. Jeśli dwa razy pod rząd trafimy najwyższą notę, to przy trzecim podejściu naszemu zawodnikowi będzie waliło serducho, a co za tym idzie - kursor zamiast stać stabilnie, nabierze płynności i zacznie kręcić się po całej okolicy. To samo dzieje się przy decydujących momentach, czyli przy ostatnich przymiarkach przed końcem lega. Podnosi to poziom trudności i sprawia, że ciągłe powtarzanie tych samych czynności nie staje się nudne.
Lekkie zastrzeżenia mam do grafiki. Sam model zawodników jest dość dobry, twarze są ładnie odwzorowane. Za to sylwetka bywa kanciasta, a kibice to płaskie i pokraczne tekstury. Animacje są dość dobre, szkoda tylko że postacie wykonują jedynie parę wyuczonych gestów - cieszą się lub kręcą głową zawsze w ten sam sposób. Podoba mi się sposób ukazywania rozgrywek z różnych ujęć. Kamera pokazuje całą sytuację z kilku pozycji. Przez to też widać kolejną drobną niedoróbkę - elektroniczny wyświetlacz punktów na ścianie nie zmienia nigdy swojej wartości. Ale od czego jest pasek u dołu ekranu, który wyświetla na bieżąco wszystkie statystyki i proponowane zakończenia?
Udźwiękowienie jest niczego sobie. Muzyka przygrywająca w menu trzyma poziom. Bardzo podoba mi się pan, który po każdej kolejce mówi ile kto ustrzelił punktów. Fajny ma akcent, ale to nie tylko w grze komputerowej - gdy oglądam mistrzostwa Darta w TV mam podobne odczucia. Troszkę denerwuje mnie komentator. Ja rozumiem - podgrzewać atmosferę - ale wyzywanie mistrzów i sugerowanie im powrotu do tarczy ćwiczebnej to trochę przesada.
Cieszą mnie drobiazgi. Takie choćby jak wspomniane różne ujęcia kamery, wzory lotek, koszule zawodników czy kilka odmiennych miejsc, w których odbywają się turnieje. Jednym z większych zaskoczeń było to, kiedy trafiłem jedną lotką prosto w tą, która była już wbita. Piórko wypadło, a mój zawodnik przy podchodzeniu do tarczy celem zabrania rzutek, schylił się i podniósł straconą część. Poza tym, zwrócono uwagę na inne szczegóły. Przy tworzeniu zawodnika wybieramy wagę barrela (centralna część darta za którą się trzyma) a także kąt, pod jakim rzucać ma nasza postać.
PDC World Championship Darts 2008 to świetna zabawa nie tylko dla fanów tego barowego sportu. Co trzeba przyznać to to, że pomimo na pierwszy rzut oka dość monotonnej rozgrywki, wciąga na wiele godzin. Można się przy niej pobawić zarówno cały wieczór - rozgrywając długie turnieje, jak i wtedy, gdy znajdziemy tylko parę wolnych minut - ustawiamy wtedy jednosetowy pojedynek na trzy legi i dajemy popalić przeciwnikowi. Przyznam, że dawno się tak nie bawiłem i nie odczuwałem takiej dawki emocji (zwłaszcza, kiedy przeciwnik ma zbyt dużo szczęścia i wiązanka sama się ciśnie na usta). Teraz wracam do turnieju - tarcza czeka!