Premiera nowej odsłony Pro Evolution Soccer na pewno była bardzo oczekiwana przez miłośników piłki kopanej, także tej wirtualnej. A tym bardziej, że po raz pierwszy miała ukazać się w naszym, rodzimym języku! Polacy nie gęsi, swój język mają! Bez żadnych tam "du ju szprechen englisz". Hucznie reklamowana komentarzem Mateusza Borka i Romana Kołtonia i polecana przez samego Żurawskiego - ciekawość, jak im to wyszło, człowieka zżerała (od środka). Akurat szczęście mi dopisało i do mego domu zawitała paczka z pachnącym jeszcze świeżością PES-em 6 w środku. Jednakże polska wersja nie jest wcale taka, jak ją opisują na pudełku..
Od czego by tu zacząć? Od powodującego śmiech komentarza? Czemu nie. Przyzwyczajony do angielskich komentatorów, musiałem się nieco zaprzyjaźnić z "naszymi". No i od samego początku nie da się z nimi wytrzymać. Najpierw teksty Borka mnie bawiły, ale później już zaczynały co najmniej drażnić i nużyć. Aż tak, że bez "tigera" się nie obyło, bo bym chyba zasnął na biurku, zapominając o "świetnym" komentarzu. Jednak po wypiciu niewielkiej dawki napoju energetyzującego stanąłem z powrotem na nogi i mogłem rozpocząć drugą połowę i zacząć w końcu pisać sprawozdanie z meczu. I tak po 90 spoconych minutkach plus dwóch dogrywkach nasłuchałem się Borka wystarczająco, powiedziałem dość! Za jakie grzechy przyszło mi to robić?! W przeciwieństwie do Romana, Pan Mateusz komentuje nasze wyczyny piłkarskie na ekranie bez życia, bez żadnych emocji. Tak jakby usiadł sobie spokojnie i czytał z kartki. W porównaniu z angielskim wypadł on zaledwie słabo, a wręcz fatalnie. Nie powiem, spodziewałem się, że pokaże wyższą klasę i Polacy nie będą mieli się czego wstydzić! I na dodatek zdarza mu się często powtarzać. A już totalnie rozbrajające były niektóre teksty, może przytoczę kilka? "O, znakomite zagranie górną piłką!" (dodam, iż podanie zagrane było dolną, ale to tak w gwoli ścisłości) czy "piłka już w bezpiecznych rękawicach bramkarza". Po prostu to trzeba usłyszeć, tego nie da się opisać! Całość ratuje Kołtoń, który wypadł o niebo lepiej. Tylko szkoda, że odzywa się rzadko i przez prawie cały mecz skazani będziemy na głos Borka. Dobrze, że jest chociaż możliwość zmiany komentarza na inny, niż polski.
Zdecydowanie lepiej spisali się tłumacze. Razić tylko może zbyt dokładny przekład z angielskiego na polski m.in. simple settings (proste ustawienia) czy checking file option (wczytuje plik opcji). A niektóre teksty zespół CD Projekt pozostawił w niezmienionej formie np. PES-shop. Niby pełna polska wersja, niby wszystko cacy, ale niezupełnie. Otóż w naszej kadrze paru zawodnikom brakuje w nazwisku ogonka albo kreseczki. I tak zatem mamy nie Żurawskiego, tylko Zurawskiego czy Baszczynskiego zamiast Baszczyńskiego. Dobrze chociaż, że Krzynówek jest Krzynówkiem. ;) Nie przeszkadza to w grze, no ale, jeśli na pudełku widnieje napis - "profesjonalna polska wersja językowa", to takich "byczków" być nie powinno, czyż nie mam racji?
A co znajdziemy w pudełku? Oprócz płytki z grą jest kolorowa (no nareszcie) instrukcja (dość obszerna, jak na grę tego typu, jako że nadal dobrze pamiętam te z FIFY), w której błędów nie zauważyłem, przynajmniej nie tyle rzucających się w oczy. Do zarzucenia mam jedynie to, że spis treści jest, a opisanych stron nie ma, przez co musimy szukać "na oko". Ponadto standardowo otrzymamy katalog gier CD Projektu, kartę rejestracyjną i - co mnie miło zaskoczyło - płytkę z ostatnią łatką. Najśmieszniejsze jest to, że na tej CD zajęte jest jedynie niewiele ponad 20 MB. Wydawca nie mógł dołożyć do tego jakiś interesujących i przydatnych dodatków do gry, ażeby zapełnić jakoś to puste miejsce? Ech, teraz to wszystko na łatwiznę jeno idzie, a szkoda.
Polskie wydanie najnowszej gry Shingo "Seabassa" Takatsuki nie można zaliczyć do udanych. Gdyby choć w połowie para Borek-Kołtoń dorównała duecie Brackley-Brooking, to byłoby OK. Dla części graczy pewnie już sam fakt pojawienia się PL wersji cieszy. A dzięki temu cena jest niższa, bo gra nie kosztuje, jak wcześniejsze odsłony, prawie 160, tylko niespełna 130 zł, co już jest kwotą do "przełknięcia" [jak dla kogo - Volt.]. Polonizacja jest co najwyżej przeciętna. Jakby przyszło mi recenzować osobno komentarz, ocena byłaby jeszcze niższa, a tak wystawiam 5/10, to i tak nota lekko zawyżona, że tak powiem. Może za rok będzie lepiej?