REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Pierwsze kroki w e-sporcie cz.1

E-sport zyskuje coraz większą popularność. Ilość imprez organizowanych z myślą o współzawodnictwie w grach komputerowych rośnie nie z roku na rok, a z miesiąca na miesiąc. Liczne LAN Party, turnieje i ligi, napędzają całą machinę i rynek internetowych gier komputerowych. Nie ma to takiego wielkiego odbicia na gadżetach jak np. Harry Potter, ale na pewno też jest niezwykle dochodowych interesem. Postanowiłem zacząć bawić się trochę w "e-sport" w wydaniu bardziej podwórkowym. Jak wyszło czytajcie dalej.

11.03.2010
14:52
Rozrywka Blog
REKLAMA

Kiedyś, dawno, dawno temu, gdy świat był jeszcze nieskalany takimi grami jak WoW, raczyłem się zabawą w Unreal Tournament. Razem z kilkoma kolegami graliśmy to na LAN-ie, to przez sieć na różnych polskich i zagranicznych serwerach. Część z moich znajomych skończyła grę tak jak ja, odświeżając czasem stare wspomnienia poprzez nieregularną grę, inni zdecydowali się na bardziej zobowiązujące kroki i przyłączyli się do różnych klanów.

REKLAMA

Po latach stwierdziłem, że wypadałoby zacząć taką zabawę od nowa, nie na poważnie, ale dla przyjemności. Znów z przyjaciółmi, choć w ciut innym składzie i z inną grą.

Zupełnie przypadkiem wybraliśmy Counter - Strike w wersji 1.6. Gra, którą można ściągnąć za darmo, chodzi nawet na najgorszym sprzęcie komputerowym i cieszy się dużą popularnością. Dokładnie tego nam było potrzeba. Gdy zaczynaliśmy grać, nasza grupa podzieliła się na dwa, bardzo łatwo odróżniające się zespoły. W jednym znajdowali się wygrywający, w drugi ci z mniejszą ilością szczęścia. Ja miałem przyjemność znaleźć się w tym gorszym - mniej szczęścia w grze, więcej w miłości, czyż nie;) - i tak powoli gra się rozkręcała. Z początku wyniki były nieubłagane i ciągle drastycznie dawały nam do zrozumienia, że jesteśmy gorsi. Znacznie gorsi. W sumie niczego innego nie można było oczekiwać, skoro w drużynie przeciwnej znajdował się klanowy gracz w Call of Duty 2 i paru moich znajomych, którzy grali sporą ilość czasu w Operation Flashpoint czy inne sieciowe FPSy. Jedyne co nam pozostawało to podnieść nasz poziom, tak aby tamtym wreszcie utrzeć nosa. No i zaczęło się.

REKLAMA

Regularne granie, można by nazwać nawet treningami, niemal codziennie, mimo okresu nauki i testów, każdy z nas spędzał przynajmniej 1.5 godziny grając, biegając i zabijając siebie na wzajem. Po tygodniu z szaleńczych Rambo i Terminatorów zaczęliśmy grać jako zespół. Kryjąc się wzajemnie i dopełniając luki innymi umiejętnościami. Znaliśmy "wrogów" - ich słabe i mocne strony. Sposób grania, ulubione miejsca na mapach, a nawet rodzaje broni, którymi najchętniej się posługiwali. Zgranie zespołu spowodowało, że mimo mniejszych umiejętności, powoli zaczęliśmy remisować, a później nieznacznie wygrywać. Wtedy wspólnie zdecydowaliśmy, że zawojujemy na jakimś serwerze klanowym. Trafiliśmy na Platinum Army. Oczywiście, żeby wywrzeć odpowiednie wrażenie, część z nas pozmieniała sobie nicki. Trafiły się śmieszne oraz takie, które miały wzbudzić w przeciwniku chwilę zastanowienia, czy ten nick to tylko podpucha, a może "Anihilator Rozpierdalator" znaczy, że ten gracz jest naprawdę dobry. Gra rozpoczęła się na dobre.

Ze zgranymi i długo trenującymi klanami nie mieliśmy szans. Najmniejszych. Oczywiście tylko na początku. Takie drużyny gubiła brawura i nie skupiali się na grze zespołowej. Nie pojmowali natury gier sieciowych typu Counter Strike i to odbijało się przeciwko nim. Kolejny miesiąc grania przeleciał jak z bicza strzelił, następny jeszcze w krótszym czasie i nastąpiło załamanie. Przestaliśmy grać razem i każdy z nas "zabijał" już na własną rękę. W nas też wstąpiło zbytnie samozadowolenie i graliśmy na punkty, ilość zdobytych fragów, graliśmy na statystyki. Taka gra ciągnęła się dłuższy czas i choć nie bała tym czego oczekiwaliśmy, miała pewne plusy. Każdy z nas zaczął lepiej grać. Staliśmy się bardziej wszechstronni w grze, przez co do osłaniania tyłka nie byli potrzebni nam już koledzy. Dokładnie wtedy, gdy zaczęliśmy się dobrze bawić, rozkręcać, znane nam serwery CS zalała banda dzieciaków i cheaterów. Kolega grający w CoD2 stwierdził, że do takiego poziomu nie będzie się zniżać i wrócił do walenia headshotów kolesiom z innej sceny, reszcie się znudziło, a ja postanowiłem pomęczyć się jeszcze trochę z bandą przygłupawych dzieciaków...

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA