REKLAMA

Pisać każdy może…, czyli post-autorzy w czasach post-prawdy

Era informacji dała nam wiele dobrego. Dostęp do ogromnych źródeł wiedzy i dóbr kultury oraz "łączność" z ludźmi z całego świata to jednak nie tylko zalety, ale i wady. Cytując znanego "filozofa" popkultury, czyli wujka Bena: "Z wielką mocą wiąże wielka odpowiedzialność".

Pisać każdy może…, czyli post-autorzy w czasach post-prawdy
REKLAMA

Odpowiedzialność, z którą wielu ludzi jest dość mocno na bakier. Przyjęło się bowiem, że internet przyjmie wszystko. Wystarczy, że napiszemy coś na swoim blogu, we wpisie na forum, czy przede wszystkim na swojej tablicy na Facebooku i Twitterze i niemalże od razu staje się to "prawdą".

REKLAMA

W sumie samo pojęcie prawdy jest dość szerokie (niektórzy sądzą nawet, że "prawda" nie istnieje), a czasy, w których żyjemy w pełni to eksploatują.

I łatwo jest dać się temu omamić oraz pochłonąć. Sieć pozwala nam wyjść przed szereg z cienia anonimowości i wypowiedzieć się na forum, a o ile nie piszemy nic obrażającego (za mocno) czyichś przekonań czy uczuć religijnych, to właściwie wszystko jest dozwolone. Niestety…

Są takie chwile, gdy przeglądam przeróżne wpisy oraz teksty i żałuję, że w sieci nie obowiązuje, może nie tyle cenzura, co jakaś forma klauzuli sumienia czy kodeksu moralnego.

I nie trzeba wcale specjalnie szperać w odmętach internetów – wystarczy raz na jakiś czas odwiedzić twitterową tablicę przywódcy wolnego świata, czyli Donalda Trumpa.

Chyba nie ma obecnie bardziej reprezentatywnego dla współczesnych mediów człowieka, który ucieleśniałby wszystko co piękne i najgorsze zarazem w wolnej przestrzeni do wypowiedzi jaką stanowi Internet.

Dziś możemy napisać, że jesteśmy najmądrzejsi, najpiękniejsi i karmić ludzi wokół swoimi teoriami dotyczącymi świata wokół nas. Żyjemy zapatrzeni w siebie korzystając z mechanizmów social mediów, czyli publikując posty, w których odmieniamy "Ja" przez wszystkie przypadki. Facebook i przede wszystkim Instagram to właściwie narzędzia łechtające do granic masochizmu naszą próżność i egoizm.

W tym wszystkim bardzo łatwo dać się porwać i zagubić w przekonaniu o naszej wyjątkowości i wspaniałości, co tylko sprawia, że łatwiej jest nam też publikować mniejsze bądź większe brednie, które w sieci przecież zawsze ktoś gdzieś podchwyci i udostępni dalej.

A później, tego typu treści, niczym wirusy roznoszą się po cybersferze i powodują ogromne szkody. Czasem niestety potrafią być one wymierne i namacalne. Wystarczy przecież, że lawina opinii o tym, że zmiany klimatyczne są bujdą zostanie powtórzona przez odpowiednią liczbę postów oraz stanie się usankcjonowana przez wysoko postawione persony, a nie tylko dla wielu ludzi stanie się prawdą, ale też spowoduje, że w wielu obszarach (tak jak się to dzieje obecnie w Stanach) ucinane są jakiekolwiek działania mające zapobiegać nadciągającym straszliwym skutkom globalnego ocieplenia.

Niedawno, ku mojemu rosnącemu niepokojowi (oraz szczeremu zdziwieniu), pomimo faktu, że żyjemy w XXI wieku, dyskusja o tym, że Ziemia jest płaska wróciła na wokandę. Przyznam, że ze wszystkich rzeczy, które dał nam internet, akurat tej dyskusji spodziewałem się najmniej. Dlatego nie dziwią mnie już fejkowe i prześmiewcze nagłówki Faktoidu czy ASZdziennika oraz "polewkowe" memy, które są popkulturowym tworem będącym odpowiedzią na taką a nie inną geografią sfery medialno-informacyjnej.

Ale poza "dużymi" tematami niemalże codziennie stykamy się z dość nieszkodliwymi wpisami, które jednak również niczym krople drążą kamień powolutku go krusząc od środka. Jako pasjonat kina i popkultury naczytałem się naprawdę mnóstwo postów w przeróżnych miejscach, w których ludzie chcący uchodzić za znawców tematu objawiali mi swoje prawdy. A to, że Martin Scorsese jest tak naprawdę partaczem. A to, że Stanley Kubrick sfilmował lądowanie na Księżycu w jednym z hollywoodzkich studiów. Kończąc na moich ulubionych recenzjach czy nawet luźnych opiniach o filmach/książkach czy muzyce pisanych przez ludzi, którzy albo kompletnie się nie znają i nie mają pojęcia o czym piszą, albo wręcz w ogóle danego dzieła nie oglądali/słuchali/przeczytali. No, ale wiadomo, że wypowiedzieć się trzeba.

Gdyby Kartezjusz żył w dzisiejszych czasach to pewnie sformułowałby maksymę "Wrzucam posty, więc jestem".

Jako dziennikarz filmowy, który swego czasu trochę otarł się o branżę dziennikarzy (ostatnio już trochę rzadziej bryluję w tym towarzystwie) słyszałem o różnych przypadkach, jednym z bardziej wdzięcznych jest choćby przysypianie na pokazach prasowych, a potem pisanie recenzji danego filmu w oparciu o press booki i opinie korytarzowe. Słyszałem nawet o koledze po fachu, który wynajęty został przez jeden ze znanych serwisów internetowych do pisania relacji z festiwalu w Cannes i robił to… siedząc w Warszawie. Można i tak.

Sądzę, że w sieci nie brakuje ludzi, którzy hobbystycznie bądź nawet zawodowo (za pieniądze) piszą recenzje filmów czy książek, z którymi w ogóle nie mieli do czynienia.

Czasem da się to łatwo wyłapać, gdy w danym tekście dominuje nadmiar ogólników, bardziej zbliżających go do zwykłego opisu fabuły. A takie rzeczy zdarzają się i najlepszym, z tymże gdy dotyczy to prawdziwego autora sprawnie posługującego się piórem, to potrafi on jeszcze w miarę dobrze co nieco zakamuflować.

Gdy jednak czytamy tekst amatora, to wychodzi coś takiego jak w recenzji książki "Grimm City. Bestie" Jakuba Ćwieka, którą można przeczytać  TUTAJ i do której odwołał się zresztą sam pisarz na swoim prywatnym koncie na Facebooku. Autorka tekstu lubi czytać i chce pisać - chwała jej za to! Tylko szkoda, że zabrała się za to nie tylko mając niezbyt wyrobiony warsztat, ale też nie znając za bardzo twórczości Ćwieka oraz poprzedniej części "Grimm City" (recenzowana książka jest kolejną z serii). Nawet nie wzbroniła się zanadto przed tym by... zrecenzować okładkę owej książki.

Powstaje pytanie, jak sam autor powinien zareagować na taką recenzję. I o ile to pytanie nie jest tak ważkie, kiedy dana opinia się autorowi podoba, o tyle jednak nieco trudniej o ocenę, w przypadku tekstu, który albo godzi w autora danej publikacji, albo po prostu jest uważany przez niego za niewystarczająco dobry. Z jednej strony fakt, że internet dał nam możliwość wypowiedzi na równi z innymi, jest dobry. To pozwala się skonfrontować z ulubionym pisarzem czy porozmawiać z reżyserem o jego nowym filmie. Zbliża autora i odbiorcę, zaciera pewna granicę.

Z drugiej strony zdarza się, że ta możliwość pokazuje, iż recenzentem może dziś być każdy. Autorem w pełnym tego słowa już niekoniecznie, choć sama sieć zaciera tę różnicę.

A wszystko to jest po trochu skutkiem rozmycia się granicy pomiędzy dziennikarstwem czy beletrystyką, a zwykłym postowaniem bądź umieszczaniem w sieci swoich opinii na przeróżne tematy. Amatorzy swoimi wpisami na blogach pozycjonują się w googlu obok zawodowych dziennikarzy i autorów. Dla typowego internauty nie ma przecież znaczenia autor - liczy się dobry nagłówek, temat, tytuł i to decyduje o kliknięciu.

Ten cyfrowy egalitaryzm jest z jednej strony piękny, a z drugiej trochę niebezpieczny – kiedyś jednak, by móc publikować swoje teksty trzeba było mieć jakiś warsztat, doświadczenie, czasem znajomości, co akurat było minusem.

Dziś z kolei jesteśmy skazani na przebywanie w wirtualnej dżungli i często musimy być uważni względem tego co i kogo czytamy, co też sprawia, że my, jako czytelnicy musimy wykonać dodatkową "pracę".

REKLAMA

W jakimś sensie wszyscy jesteśmy recenzentami. Każdy z nas (a przynajmniej większość) ma swoją opinię ja jakiś temat. Choćby to by miała być tylko opinia o filmie jaki wczoraj widzieliśmy w kinie bądź na Netfliksie. Każdy z nas może się też tą opinią ze światem podzielić. Pytanie tylko czy musi...

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-08T18:39:02+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T14:02:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T13:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T12:26:04+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T20:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T15:35:46+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T09:57:16+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T07:43:24+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T19:37:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T16:24:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T15:05:30+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T13:57:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T13:48:54+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T08:39:34+02:00
Aktualizacja: 2025-06-04T19:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-04T18:01:31+02:00
REKLAMA
REKLAMA

Brud, ból i prawda. Michał Wierzba napisał kryminał, który zostaje pod skórą

Lokowanie produktu: GW Foksal

Michał Wierzba wraca z nową serią kryminalną zatytułowaną „Sumienia półszlachetne”, której pierwszym tomem jest mroczny i poruszający tom „Agat”. To opowieść, która od samego początku nie daje czytelnikowi wytchnienia, rzucając go w wir pełen tajemnic, zbrodni, moralnych rozterek i bolesnych wspomnień. 

agat

Powieść Wierzby stanowi nową jakość kryminału na polskim rynku, łącząc psychologiczną głębię z mroczną atmosferą i niespiesznym, acz niepokojącym tempem narracji.

W centrum wydarzeń stoi komisarz Leon Deker – postać tyleż fascynująca, co tragiczna. „Agat” rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, co nadaje powieści szczególną intensywność i głębię. 

W teraźniejszości śledzimy losy Dekera, byłego policjanta działającego niegdyś pod przykrywką, a obecnie rozdartego wewnętrznie człowieka, próbującego na nowo ułożyć swoje życie po rodzinnej tragedii. Jego codzienność jest naznaczona bólem po stracie córki i rozpadem małżeństwa. W tle przewijają się retrospekcje – wspomnienia z dzieciństwa i młodości, które powoli odkrywają przed nami tajemnicę zaginięcia jego siostry Rozalki.

Fabuła kryminalna skupia się na śledztwie w sprawie brutalnego zabójstwa nastolatki, Joasi Górskiej. To morderstwo nie jest jednak jedynie kolejną sprawą do rozwiązania – staje się dla Dekera katalizatorem, który przywraca do życia duchy przeszłości i uruchamia lawinę wydarzeń, prowadzących go na skraj szaleństwa i desperacji. Co istotne, morderstwo Joasi wiąże się z serią dawnych, niewyjaśnionych zbrodni, co sprawia, że śledztwo zatacza coraz szersze kręgi.

Wierzba prowadzi czytelnika przez tę historię z dużą precyzją, niczym doświadczony przewodnik po świecie ciemności i bólu. Fabuła jest złożona i przemyślana, pełna zwrotów akcji i nieoczywistych tropów. Autor unika banałów, prezentując wielowymiarowych bohaterów i złożone moralnie sytuacje. Czytelnik musi być czujny, bo każda scena i każdy dialog mogą zawierać wskazówkę prowadzącą do rozwiązania.

Leon Deker to postać, która zdecydowanie wyróżnia się na tle typowych kryminalnych protagonistów. Jest zniszczony przez życie, obciążony traumami i uzależnieniami, ale jednocześnie zdeterminowany, by odnaleźć sens w tym, co pozostało z jego świata. To bohater targany sprzecznościami – z jednej strony twardy, nieustępliwy, z drugiej pełen wątpliwości i cierpienia. Jego zewnętrzne blizny są tylko odbiciem ran, które nosi wewnątrz. Deker to idealny przykład postaci, która staje się osią całej opowieści – nie tylko jako śledczy, ale i człowiek na granicy wytrzymałości.

Obok niego pojawia się Karolina Bona, młoda i ambitna aspirantka policji. Jej obecność nie tylko wprowadza nową energię do opowieści, ale także stanowi wyraźny kontrapunkt dla cynizmu i zgorzknienia Leona. Ich relacja rozwija się w sposób naturalny, pozbawiony sztampy i taniego romantyzmu – oparta jest na wzajemnym szacunku i profesjonalizmie.

Nie sposób nie wspomnieć o Szczurze – złowrogim, niemal diabolicznym antagoniście, którego brutalność i wyrachowanie wywołują autentyczny niepokój. To postać, której obecność wyczuwa się nawet wtedy, gdy nie ma jej bezpośrednio na scenie. Jego niejasne motywacje i bezwzględność sprawiają, że staje się on jednym z najbardziej zapadających w pamięć czarnych charakterów w literaturze kryminalnej ostatnich lat.

Świat, jakim jest 

Michał Wierzba posługuje się językiem pełnym ekspresji i surowości. Jego styl nie jest przesadnie ozdobny – przeciwnie, autor stawia na konkret i naturalność. Opisy są sugestywne, często brutalne, ale zawsze potrzebne i uzasadnione. Nie ma tu miejsca na upiększenia – świat przedstawiony w „Agacie” to rzeczywistość pełna brudu, przemocy i cierpienia.

Dialogi brzmią autentycznie, choć momentami bywają bardzo dosadne, co jednak doskonale oddaje klimat powieści. Wierzba nie unika scen drastycznych, lecz nie epatuje nimi bez potrzeby – każda z nich ma znaczenie i buduje napięcie. Taki styl może być wymagający dla wrażliwszych czytelników, ale z pewnością przypadnie do gustu tym, którzy cenią sobie literaturę bezkompromisową – idealną dla miłośników mocnych wrażeń.

„Agat” to nie tylko kryminał i thriller – to również powieść o stracie, traumie i próbach znalezienia siebie na nowo. Michał Wierzba porusza wiele trudnych tematów: uzależnienia, poczucie winy, potrzeba odkupienia, granice dobra i zła. Autor zadaje pytania o sens sprawiedliwości, odpowiedzialność za błędy przeszłości i to, czy każdy zasługuje na drugą szansę.

Symboliczny tytuł – „Agat” – odnosi się do półszlachetnego kamienia, który mimo swojej urody nosi w sobie wiele skaz. To doskonała metafora Leona Dekera – człowieka naznaczonego cierpieniem, ale jednocześnie wciąż zdolnego do dobra. Kamień ten staje się znakiem nadziei i odkupienia, ukrytego piękna w najbardziej niespodziewanych miejscach.

„Agat” to książka, która zdecydowanie zasługuje na uwagę. Michał Wierzba nie tylko z powodzeniem wprowadza na rynek nową serię kryminalną, ale też tworzy opowieść, która stawia ważne pytania i nie pozostawia czytelnika obojętnym. To historia pełna bólu, napięcia i niepewności, w której nic nie jest oczywiste, a prawda bywa bardziej przerażająca niż fikcja.

Pomimo kilku niedociągnięć – takich jak momentami spowalniające tempo czy nie w pełni rozwinięte wątki poboczne – „Agat” to solidna, przejmująca lektura, która daje nadzieję na jeszcze więcej w kolejnych tomach serii „Sumienia półszlachetne”. Jeśli szukasz książki, która nie tylko trzyma w napięciu, ale także zmusza do refleksji, sięgnij po „Agat”. To bez wątpienia nowa jakość kryminału, która ma szansę wyznaczyć nowy kierunek dla polskiej literatury gatunkowej.

Dla fanów gatunku to prawdziwa uczta. Dla tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z kryminałem – doskonały start. A dla wszystkich spragnionych mocnych emocji – idealna dla miłośników mocnych wrażeń.

Lokowanie produktu: GW Foksal
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-08T18:39:02+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T14:02:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T13:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-08T12:26:04+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T20:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T15:35:46+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T09:57:16+02:00
Aktualizacja: 2025-06-06T07:43:24+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T19:37:17+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T16:24:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T15:05:30+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T13:57:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T13:48:54+02:00
Aktualizacja: 2025-06-05T08:39:34+02:00
Aktualizacja: 2025-06-04T19:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-04T18:01:31+02:00