Duch Święty scenarzystą, a Maryja Panna producentką. Co się odjaniepawliło w filmie "Powołany"?
Polskie filmy religijne od lat budzą przeważnie śmiech politowania lub co najwyższej wzruszenie ramion. Nie przypominam sobie jednak drugiego absurdu tak monstrualnych rozmiarów. Nowy fabularyzowany dokument poświęcony kapłaństwu i zatytułowany "Powołany" reklamuje się w pewien bardzo szczególny sposób. Rzekomo jego scenariusz napisał Duch Święty, a w rolę producentki wcieliła się Najświętsza Maryja Panna.
"Powołany" jest zapowiadany przez jego twórców jako film, który zmienia życia. Jak się temu dziwić, skoro najważniejsze osobistości z Miasta Aniołów przybyły, by wziąć udział w produkcji? I nie, nie chodzi o Los Angeles z jego Hollywood. Tam są zbyt zajęci Willem Smithem z jego aferami i cierpiącym na afazję Bruce'em Willisem. Janowi Sobierajskiemu i Andrzejowi Kocubie dopomogli mieszkańcy samego chrześcijańskiego nieba. Scenariusz napisał im Duch Święty, a za produkcję odpowiadała Najświętsza Maryja Panna.
Nie powinno to nikogo dziwić. Wystarczy przypomnieć sobie jak Duch Święty natchnął apostołów, czy jak świetnie Maryja radziła sobie z dbaniem o domostwo swojego syna. Idealnie pasują więc do swoich ról przy "Powołanym". Nie wyobrażam sobie nikogo, kto lepiej mógłby się w nich sprawdzić. A gdyby jeszcze dodać do tego kilku świętych, którzy dołączyliby do obsady... Kto wie, może dałoby się nawet wywalczyć nominację do Oscara. Na wypadek, gdyby ktoś nie zrozumiał, to wszystko oczywiście żart. Inaczej nie da się podejść do akcji promocyjnej religijnego dokumentu.
Duch Święty i Maryja Panna na liście płac filmu "Powołany". Co tu się wydarzyło?
Na samym wstępie poważnej rozmowy o "Powołanym" trzeba sobie powiedzieć, że choć jest on reklamowany jako film dokumentalny, to grają tutaj zwyczajni aktorzy. Rzekomo mamy do czynienia z siedmioma prawdziwymi historiami, które łączy postać jednego księdza (w tej roli Marcin Kwaśny). W trakcie wizyty duszpasterskiej u będącego antyklerykałem mężczyzny między dwiema stronami rozpętuje się dyskusja o posługach duszpasterskich. Kapłan postanawia więc opowiedzieć swoim "niewiernym owieczkom" o rozmaitych hedonistach, opętanych i zwolenniczkach aborcji.
Wszystko to brzmi jak szereg innych polskich filmów powstających przy wsparciu Kościoła katolickiego, które od zawsze są mniej zainteresowane szerzeniem duchowości a bardziej metaforycznym biczowaniem osób o innych poglądach. Swego czasu furorę robiła fatalna biografia "Miłość i Miłosierdzie", która dobiła nawet do 2. miejscu amerykańskiego box office. "Powołany" nie mógłby liczyć na podobną popularność, więc postawił na dziwaczną akcję promocyjną. W jej myśl lepiej, żeby się z nas śmiali i o nas słyszeli niż nas ignorowali. Może to i prawda, choć dosyć smutna.
Film "Powołany" zadebiutuje na YouTubie 14 kwietnia.