REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Poznajcie Bishop Allen, indie rockowego średniaka – Lights Out, recenzja sPlay

Czasami lubię posłuchać takich prostych, banalnych wręcz indie rockowych/popowych płyt, które absolutnie niczym się nie wyróżniają z szeregu. Nie oczekuję wtedy niesamowitych refrenów, nieziemskiego wokalu, chcę tylko przeciętności, która umili mi czas podczas prasowania stosu ubrań, czy podjeżdżania rowerem pod górkę. "Lights Out" – najnowszy album Bishop Allen – to właśnie taka płyta, która odpowiada doskonale moim wymaganiom.

18.08.2014
20:50
Poznajcie Bishop Allen, indie rockowego średniaka – Lights Out, recenzja sPlay
REKLAMA

Założę się, że i wy macie taki dni, kiedy nie chcecie męczyć głośników, własnych uszu i nóg porywającymi kawałkami, a szukacie tylko muzycznej zapchaj dziury, która wklei się idealnie w napięty grafik. W takim momentach najodpowiedniejszy wydaje się album, który najprościej rzecz ujmując… jest nijaki. Ani specjalnie dobry, ani też zły, standardowy zestaw 12 kawałków następujących po sobie, które mogą umilić czas, albo po prostu płynąć w eterze niezauważone.

REKLAMA

Bishop Allen to w zasadzie taki zespół, który wydaje same średnie, albo złe płyty – wyjątkiem jest debiutancki krążek „Charm School”. Czteroosobowy skład z Nowego Jorku również w tym roku nie popełnił żadnego hitu, ale też nie spowodował, że słuchając "Lights Out" ma się ochotę wyrwać wszystkie włosy z głowy. Wasza reakcja na tę płytę powinna mniej więcej brzmieć: „meh”.

A jednak w "Lights Out" znajduję taki spokój, nie muszę się obawiać, że jakiś utwór wpadnie do mojej głowy i ugrzęźnie tam na dobre kilka dni, czy tygodni. Damski wokal (Darbie Rice) miesza się z męskim (Justin Rice), ale nie powoduje gęsiej skórki, jest po prostu ok. Black Hole dajmy na to, składa się z prostego beatu, leniwie wygrywanych akordów na gitarze, słyszalnych w tle waltorni i prostej melodyjki. No nic wielkiego, a tak wspaniale umila czas.

Równie dobrze co Good Talk, najlepszy kawałek na płycie, który pozwala nawet na zaśpiewanie refrenu – rzecz niespotykana na "Ligths Out". Od początku krążka ma się wrażenie, jakby Bishop Allen po prostu bali się robić coś ekscytującego, zamiast tego wolą zagrać muzykę, której można użyć przy nic nieznaczącej scenie w jakiejś podrzędnej komedii. Nie mam nic przeciwko temu, nie każdy przecież musi być jak Vampire Weekend. Chociaż Bread Crumbs ma zadatki na bycie czymś więcej, gdyby może tylko dołożono weń trochę więcej energii, a niestety, wokaliści wydają się śpiewać, jakby byli po całonocnej zmianie.

REKLAMA

Na "Lights Out" najciekawsze są chyba teksty, które dziwnie kontrastują z wesołymi melodyjkami. Właściwie jakby się tak w nie słuchać, to potrafią trochę zdołować. Przynajmniej Bishop Allen nie składają piosenek o cukierkowym brzmieniu z cukierkowym tekstem, to dopiero byłoby nie do zniesienia.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA