REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Serial Prawda o sprawie Harry’ego Queberta zapowiadał się na ciekawą nowość od Showmaksa. Nic z tego nie wyszło

Książka serialowego Marcusa Goldmana, to dla niektórych powalający debiut, a dla innych gniot jakich mało. Z serialem Prawda o sprawie Harry’ego Queberta jest podobnie. Ta historia kryminalna pewnie znajdzie swoich amatorów, ale w gruncie rzeczy nie ma zbyt wiele do zaoferowania.

06.11.2018
10:16
prawda o sprawie harry'ego queberta serial recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Maine. Malowniczy stan w północno-wschodniej części kraju, pełen lasów i przydrożnych restauracji, który dał się poznać popkulturze jako wylęgarnia zbrodni i zła (pozdrawiamy Stephena Kinga). To tu mieszka tytułowy Harry Quebert, autor m.in. uznawanej za arcydzieło powieści O pochodzeniu zła. Do niewielkiej mieściny wprowadził się kilkadziesiąt lat temu i już przyprószony siwizną wiedzie tu spokojny żywot w domu nad brzegiem oceanu.

W odwiedziny do niego wpada Marcus Goldman, dawny uczeń Queberta, a obecnie twórca bestsellerowej powieści. Prawdziwa gwiazda w literackim świecie. Młody autor cierpi jednak na kryzys twórczy, a deadline na oddanie nowej powieści jest tuż-tuż. Niewywiązanie się z zobowiązań kontraktu poskutkować ma dla Goldmana finansową śmiercią.

Wkrótce jednak nie będzie to jego jedynym i największym zmartwieniem. Na posesji Queberta zostaje odnalezione ciało młodej dziewczyny, która zaginęła ponad trzy dekady temu. To on staje się głównym podejrzanym w sprawie i trafia za kratki. Goldman stawia sobie za cel oczyszczenie dobrego imienia przyjaciela i mentora, a jednocześnie rozwiązanie tajemnicy śmierci dziewczyny.

Zagadka sprzed lat, ciało, grunt palący się pod nogami, a na ekranie zaskakująco letnio.

Prawda o sprawie Harry'ego Queberta recenzja class="wp-image-219437"

Próżno tu szukać gęstej mgły i mroku tak kojarzącego się z kryminalnym anturażem. A przecież scenografia Maine jak najbardziej temu sprzyja, co udowodnił ostatnio ot choćby serial Castle Rock. Zamiast tego oglądamy przyjemne dla oka widoczki, co nijak ma się do opowiadanej historii. Nie oznacza to, że każdy obraz wpisujący się w gatunek kryminału i thrillera jest z góry zdyskwalifikowany, jeżeli ekranu nie zalewa dżdżysty deszcz, a promienie słońca to anomalia pogodowa. Jednak twórcy nie potrafią zrekompensować tego braku, który wyraźnie rzutuje na ogólny klimat serialu, a ten jest nijaki, po prostu letni.

Zamknięta społeczność małej mieściny to także typowa klisza dla tego typu historii. Z reguły jest to zbiorowisko osób, które pod płaszczykiem uśmiechu i dobrotliwości skrywa jednak zestaw odpychających cech, a także całe mnóstwo tajemnic, o których lepiej nie mówić na głos. W Prawdzie o sprawie Harry’ego Queberta także obserwujemy podobną zbiorowość, ale nie ma ona zbyt wiele do zaoferowania. Jest nudna, wyblakła, mdła, jak szpitalny posiłek. Przynajmniej do trzeciego odcinka, bo tyle jest obecnie dostępnych dla widzów w serwisie Showmax, gdzie serial można oglądać.

Główni bohaterowie także mają w sobie za mało wyrazistości.

Dotyczy to przede wszystkim Bena Schnetzera jako Marcusa Goldmana. Elegancko ubrany, prezentujący się zjawiskowo, ale do tego zblazowany młodzian, który odniósł szybki sukces. Trudno go polubić, utożsamić się z nim i zaangażować w jego losy. Niewiele lepiej wypada Harry Quebert w przedstawieniu Patricka Dempseya. Z racji, że akcja serialu pozwala sobie na liczne retrospektywy obserwujemy jego postać zarówno w kwiecie wieku w latach 70., jak i obecnie.

Dowiadujemy się, że od zawsze utożsamiał wszelkie stereotypy na temat pisarza-romantyka, który przesiaduje nad wodą pogrążony w twórczym procesie, poznajemy także kulisy jego romansu z młodziutką Nolą. Ich znajomość, a jakże, nawiązuje się na plaży w strugach letniego deszczu, w którym dziewczę beztrosko tańczy zwracając uwagę dużo starszego od niej mężczyzny - rzecz godna pierwszego lepszego harlequina.

REKLAMA

To historia jakich wiele. Każdy to już widział i nierzadko w dużo lepszym wydaniu pozbawionym tony scenariuszowych dziur. Przedstawiona w serialu zagadka na pewnym poziomie oczywiście angażuje i jest w stanie złapać widza w oczekiwaniu na odpowiedź na pytanie "kto zabił?". Jest jednak całe mnóstwo innych propozycji dających dużo więcej frajdy z obserwowania rozwiązywania kolejnych supłów ekranowej tajemnicy. Poznawanie prawdy o Quebercie jest mi zupełnie obojętne. Chyba po prostu czasami lepsza jest słodka niewiedza.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA