Prawda czasu, „Prawda” ekranu. Oceniamy najnowszy film dwukrotnego zdobywcy Złotej Palmy
Hirokazu Koreeda z tokijskich nizin społecznych, przeniósł się do filmowej śmietanki towarzyskiej. Jego bohaterów nie dotyczą tu problemy finansowe, ale spogląda na nich z tą samą wrażliwością co na tytułowych złodziejaszków ze swojej poprzedniej produkcji.
OCENA
W „Prawdzie” dramaty rozgrywane są na niskich tonach, a ich temperatura emocjonalna zaraz zmniejszana jest jakimś humorystycznym wtrętem. Siła opowieści opiera się na błyskotliwych dialogach. Te są źródłem zarówno wzajemnych niesnasek między bohaterami, jak i żartów. Znajdziemy tu wszystkie evergreeny fabuł, których motorem napędowym jest rodzinne spotkanie po latach. Nie zabraknie wspominek, nakręcających spiralę żalów kłótni, czy próby pojednania. A wszystko to zostało podszyte nieco naiwną, ale jakże uroczą kinofilią.
Jakże mogłoby być inaczej, skoro na autotematyzm wskazują tu już zawody bohaterów. Fabienne Dangeville jest podstarzałą aktorką, a jej córka Lumir wybrała karierę hollywoodzkiej scenarzystki i związała się z podrzędnym aktorzyną Hankiem. Każdego z nich prześladują inne demony, którym przyjdzie im stawić czoła w przypominającej zamek willi. Ale nie dajcie się zwieść pozorom, bo zaraz za nim, co zostaje często podkreślone, znajduje się więzienie. To tak naprawdę złota klatka, w jakiej zamknęła się Fabienne, aby żyć wspomnieniami o swojej wielkości.
Reżyser lekkim, komediowym stylem pisze list miłosny do X muzy.
Wszystko tu przepełnione jest uwielbieniem dla kina. Nawet tytułowa prawda to w prawda ekranowa, niemająca wiele wspólnego z rzeczywistością. No ale przecież jak słyszymy w jednej ze scen, prawda jest mało interesująca. Dlatego w swojej autobiografii Fabienne postanowiła zataić wiele szczegółów ze swojej przeszłości, a jeszcze więcej zmienić. Bo ta rodzinna psychodrama staje się opowieścią o pamięci zamiast rzeczywistymi wspomnieniami wypełnionej konfabulacjami, próbie pogodzenia się z upływającym czasem i jednoczesnym niezgadzaniu się na funkcjonowanie w świecie, w którym każdy ma datę ważności, a przede wszystkim o mitotwórczej sile sztuki.
Kino przeplata się tu z rzeczywistością na każdym kroku. Te dwie tak różne od siebie sfery zazębiają się. Na poziomie fabularnym Dangeville gra w filmie science fiction, za którego kulisy przyjdzie nam często zaglądać. Jego główna bohaterka znajduje się na obcej planecie i czas się dla niej zatrzymał, podczas gdy jej najbliżsi nieustannie się starzeją. Fabienne staje się jej odpowiedniczką. Żyje przeszłością, kiedy jej gwiazda świeciła jasno na panteonie europejskiej kinematografii. Znamiennym więc jest wybranie do tej roli Catherine Deneuve. Bo znaczeniowo nie możemy odróżnić postaci od wcielającej się w nią aktorki. W jej domu znajdują się plakaty fikcyjnej „Piękności Paryża” (Deneuve zagrała w „Piękności dnia”), a na wspomnienie Brigitte Bardot wściekle kręci nosem.
Takie drobne, kinofilskie elementy, przepraszam za kolokwializm, ale lepiej nie można tego ująć, robią ten film.
Największą przyjemność fanom X muzy sprawi więc odnajdywanie kolejnych smaczków, zauważanie oczek puszczanych przez reżysera do wprawnego widza. Hirokazu Koreeda dobrze zdaje sobie z tego sprawę, dlatego w stylu francuskich nowofalowców chętnie mnoży kolejne odniesienia zarówno w warstwie fabularnej, jak i formalnej. Tym samym „Prawda” jest produkcją, która żywi się kinem i kinem oddycha.
Listę kin, w których możecie zobaczyć „Prawdę” znajduje się tutaj.