Kult wydał „ostatnią płytę”, Brodka już piątą, a Solomun wreszcie drugą. Słuchamy płytowych nowości tygodnia
W tym tygodniu z naszych głośników może polecieć sporo dobrych nutek. Brodka eksperymentuje, Kult i Moby wspominają, bo przecież kiedyś to było, the GazettE grają dalej jak Slipknot, a Solomun zaskakuje eklektyzmem. Oto najciekawsze premiery płytowe, które już możemy słuchać na streamingu.
Muzyczne premiery tygodnia - nowości z 28 maja:
Brodka - „Brut”
W pełni anglojęzyczny album jest owocem pobytu Brodki na Wyspach. Polka zaprosiła do współpracy m.in. brytyjskiego producenta Oliego Baystona oraz songwriterkę Jessicą Winter i stworzyła mroczne i koncepcyjne kompozycje. W warstwie tekstowej opowiada o patriarchacie i roli kobiet, wcielając się w swoje alter ergo znane z teledysków.
Muzycznie eksperymentuje z brzmieniem – głównie elektronicznym, ale także tworzy nowe dźwięki. W wywiadzie powiedziała, że samplowała nawet klimatyzator. Mimo że to wolniejszy album, to dzieje się na nim tyle, że można by obdarzyć pięć innych płyt. Mój faworyt to piosenka Sadness, która jest jakby żywcem wzięta z soundtracku do „Twin Peaks”.
the GazettE - „MASS”
W Japonii nu metal nie umarł, ale jest ciągle żywy. Dowodzi tego już dziesiąta studyjna płyta gigantów j-rocka, którzy od niespełna 20 lat eksplorują ten gatunek. Oczywiście nie trzymają się kurczowo tylko niego, lecz dodają np. szczyptę metalcore'a we FRENZY. Nadal jednak ich największą inspiracją jest Linkin Park i Slipknot, co czyni „MASS” albumem wtórnym i przeznaczonym tylko dla największych fanów zespołu.
Kult - „Ostatnia płyta”
Spokojnie, to tylko muzyczny clickbait. „Płyta akurat na daną chwilę będzie ostatnia – co nie oznacza, że nie będzie następnych. Bo będą” — powiedział Kazik w rozmowie z Teraz Rockiem. „Ostatnia płyta” zawiera aż 31 numerów, co nie oznacza, że aż tyle piosenek zostało na nią upchniętych.
Każdy utwór jest bowiem przeplatany krótkimi wspomnieniami z pamiętnika z 1979 roku czytanymi przez lidera zespołu. Oprócz tego, to „jeszcze raz to samo” - jak napisał w recenzji Konrad Chwast. Jest więc dużo rocka, jazzu i psychodelii, ale też taneczna piosenka w stylu disco. Niech no już wrócą normalne koncerty, bo jest tyle nowego materiału do zagrania, że nam życia nie starczy na poznanie na żywo wszystkich „pandemicznych” premier.
Moby - „Reprise”
Moby'ego w czasie kwarantanny wzięło na introspekcje i podsumowania i tak powstała płyta „Reprise” narana raz jeszcze z Budapest Art Orchestra i gośmi, m.in. Markiem Laneganem, Krisem Kristoffersonem, Luną Li, czy Apollo Jane.
Jeżeli myśleliście, że jego oryginalne piosenki są smutne, to musicie ich przesłuchać w symfonicznych aranżacjach i akustycznych coverach (jak załączone wyżej Why Does My Heart Feel So Bad?). Teraz to dopiero rozdzierają serce. I mogą zachwycić nawet tych, którym z twórczością Moby'ego nigdy nie było po drodze.
Solomun - „Nobody Is Not Loved”
Król afterparty i ulubieniec publiczności Audioriver kazał długo czekać na swój drugi album. Od debiutanckiego „Dance, Baby” minęło 11 lat. Na swoim drugim krążku muzyk lawiruje pomiędzy ulubionymi odmianami muzyki elektronicznej.
Prawie nie ma nim techno, przeważa house i muzyka typowo klubowa, ale usłyszymy też post-punkowy kawałek Kreatur der Nacht nagrany z Isolation Berlin, czy synthwave'owe Night Travel z Tomem Smithem, którego tytuł raczej nie jest przypadkowy, bo brzmi trochę jak kultowe Nightcall z filmu „Drive”. Płytę z kolei otwiera utwór nagrany z aktorem Jamiem Foxxem. Nraku eklektyczności Solomunowi zarzucić nie można.
* zdjęcie główne: Marcin Kempski / Materiały prasowe [PIAS]