"Priscilla" jest najnowszą produkcją Soffi Coppoli, która skupia się na kulisach związku Elvisa Presleya i o 10 lat od niego młodszej partnerki - Priscilli. Choć ich relacja to temat budzący emocje, w najnowszym dziele Coppoli zabrakło polotu i wkradła się do niego nuda, choć wizualnie obraz jest perełką. Mówi się, że nikt tak pięknie nie potrafi przedstawiać nudy jak Sofia, lecz w jej "Priscilli" coś poszło nie tak. Z drugiej strony z filmu płynie pewna refleksja, którą śmiało można odnieść do naszych czasów.
Filmowi twórcy lubią brać na tapet temat życia Elvisa Presleya. Nic dziwnego, w końcu uchodził za króla rock nad rolla i bardzo wyrazistą, budzącą skrajne emocje postać. Szczególnie jeśli chodzi o relacje z kobietami. Osią fabuły w "Priscilli" jest relacja Elvisa z młodszą o 10 lat, ukochaną Priscillą, którą znany już światu muzyk poznaje w momencie, gdy dziewczyna miała zaledwie 14 lat.
Więcej o zagranicznych filmach przeczytasz na łamach naszego serwisu:
Priscilla: za mało Priscilli, za dużo niegrzecznego Elvisa
Do spotkania Elvisa (Jacob Elordi) i Priscilli (Cailee Spaeny) dochodzi, gdy artysta pełni służbę wojskową w zachodnich Niemczech. Za zgodą rodziców nastolatka trafia na jedno z przyjęć, na którym bryluje przyszły król rock and rolla. Młodziutka brunetka szybko wpada w oko 10 lat starszemu od siebie muzykowi. Ich pierwsze randki pełne są niewinności - inaczej być nie może, w końcu Priscillla jest jeszcze niepełnoletnia. Niewinne spotkania wystarczą, by wrażliwa nastolatka zadurzyła się po uszy. Mimo młodego wieku, znów za zgodą rodziców, przeprowadza się do posiadłości ukochanego w Memphis.
Warunek przeprowadzki, który postawili jej rodzice, był jeden: dziewczyna musi skończyć szkołę. Priscilla będąc już w posiadłości ukochanego, chodzi do katolickiej szkoły, lecz bardzo ciężko jest jej normalnie uczyć się, będąc jednocześnie w związku z Elvisem. A ten żyjący w innym świecie artysta i miłośnik kobiet raczej nie wspiera jej. Za to na każdym kroku kontroluje młodszą partnerkę. Formuje ją na swój kształt, mówiąc, jak ma się czesać, ubierać czy malować. Gdy Priscilla mówi przez telefon, że myślała o podjęciu pierwszej, dorywczej pracy, Elvis stanowczo się sprzeciwia. Król rock and rolla wybucha też złością, gdy jego dziewczyna mówi szczerze, że piosenkom ukochanego brakuje chwytliwości.
Historia toksycznej miłości między tą dwójką nie jest niczym nowym, bo w licznych artykułach na temat Elvisa można przeczytać to samo: gwiazdor nie traktował swojej kobiety zbyt dobrze. Mówiła też przecież o tym sama zainteresowana. Jednak filmową historię można byłoby zrobić z większym polotem. A tak jest po prostu nudno. Coppola, która pięknie potrafi tę nudę pokazać, chociażby w filmie "Między słowami", teraz nieco poległa. Brak jej filmowej "Priscilli" energii, ale też dobrych dialogów. Oczywiście trudno wymagać, by 14-latka i starszy o 10 lat starszy chłopak prowadzili głębokie rozmowy o życiu, jednak przez większość filmu ma się wrażenie, że werbalne interakcje między nimi są zupełnie nijakie.
Jacob Elordi został dobrze obsadzony i pasuje do roli Elvisa, choć momentami wypadał identycznie, jak jego Nate'a z "Euforii". Bohater grany przez Jacoba w serialu HBO również potrafi być okrutny wobec kobiet, a jednocześnie jest pewny siebie i arogancki. Tak samo jak Elvis. Cailee Spaeny, która zresztą prywatnie jest w tym samym wieku, co Elordi, urzeka subtelnością i delikatnością na ekranie jako Priscilla, ale to też dziewczyna, która potrafi tupnąć nogą. Najciekawiej bohaterka grana przez Cailee wypada w momencie, gdy będąc już młodą mamą i żoną Elvisa, postanawia od niego odejść. Odchodzę do swojego życia - wykrzykuje Elvisowi w twarz i trzeba przyznać, że jest wtedy najpiękniejsza. Nie tylko ze względu na swój wygląd: naturalny, bez wyfiokowanej fryzury i sztucznych rzęs. Jest też piękna i odważna wewnętrznie, bo zdecydowała się odejść od toksycznego typa, który mimo że porywał tłumy, nie miał szacunku do swojej kobiety, notorycznie ją zdradzał i traktował jak żywą lalkę.
Z jednej strony rozumiem, że reżyserka chciała pokazać historię związku młodej dziewczyny, która za szybko weszła w dorosłość i faceta mającego u stóp cały świat, jednak bohaterka grana przez Cailee Spaeny jest mało wyrazista, a przez większość filmu snująca się: a to po domu, a to po ogrodzie Elvisa. Możemy jedynie wyobrażać sobie, jak potoczyły się jej losy w filmie po tym, gdy zostawiła gwiazdora, wyjeżdżając z podniesioną głową stylowym autkiem z posiadłości ukochanego w Memphis. Stylowo, nie mniej od aut wypadły też same kostiumy, doskonale pokazujące styl lat 60. i 70. Wizualnie film jest dopieszczoną perełką, czego nie można napisać o samej historii.
Produkcja Coppoli z przesłaniem i pewną życiową refleksją
Produkcja Coppoli pokazuje wszystkim: kobietom, ale też i facetom, że nigdy nie jest za późno na zmianę i rozpoczęcie na nowo swojego życia. Pamiętajmy też, że miłosna historia Elvisa i Priscilli toczyła się w latach 60. i 70. gdzie było też przecież zupełnie inne podejście do relacji, niż obecnie. Zresztą nawet teraz, mając tak szeroki dostęp do narzędzi umożliwiających zgłębienie wiedzy o relacjach międzyludzkich, wiele osób wciąż tkwi w niezdrowych, toksycznych relacjach, boi się odejść od swoich partnerów, nie mówi o swoich potrzebach. Na szczęście to się zmienia. Chcemy budować zdrowe relacje z ludźmi, ale możemy realizować je tylko wtedy, gdy odejdziemy z niszczącego nas związku i będziemy pracować nad sobą. Dlatego pod tym kątem historia Priscilli jest uniwersalna i łatwo można odnieść ją do współczesnych czasów.
"Priscilla" Sofii Coppoli w kinach od 9 lutego 2024 r.