REKLAMA

Prison Break 3

Pierwszy sezon Prison Break należał z całą pewnością do jednych najbardziej udanych produkcji telewizyjnych, plasując się gdzieś w okolicach Dextera, Heroesów i pierwszego Losta. Historia Michaela Scofielda, który by ratować swojego brata przed śmiercią na krześle elektrycznym, daje się zamknąć w Fox River z wytatuowanymi planami więzienia, trzymała w napięciu do ostatniego odcinka.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Świetny klimat, fascynujący, inteligentny scenariusz poparty odpowiednio zarysowanymi postaciami głównych bohaterów (T-Bag, Abruzzi, Kellerman etc.) dostarczały kina akcji na najwyższym poziomie. Co w takiej sytuacji można zrobić? Oczywiście wypuścić kolejny sezon, a najlepiej dwa. I do tego zapowiedzieć spin-off w wersji żeńskiej.

REKLAMA

O ile druga część serialu trzymała jeszcze jakiś poziom, tak gdzieś do 3/4, gdzie scenarzyści zaczęli zbaczać na płytkie wody fabularnej mielizny i nieprzemyślanych rozwiązań fabularnych, o tyle trzecia, emitowana od jesieni na antenie telewizji FOX, to już całkowite nieporozumienie i powolne dorzynanie świetnego onegdaj tytułu. Końcówka drugiej serii, choć traktowana z lekkim niedowierzaniem, dawała nadzieję na mroczny, ciężki klimat. Scofield sunący korytarzem wśród męskich prostytutek, recydywistów i zeszmaconego Bellicka otwierał drzwi na dziedziniec skąpany strugami deszczu. Niczym w przedsionku piekieł mogliśmy się spodziewać najgorszego.

Niestety, wizja Sony, panamskiego więzienia na odludziu przerosła cokolwiek scenarzystów, którzy zafundowali nam swoistą autoparodię. To miejsce odosobnienia przypomina bardziej hawajski kurort niż ciężki karcer. Jest milutko, słonecznie i przyjemnie. Więźniowie chodzą sobie w czystych koszulach, grają w koszykówkę, opalają na słońcu (klimat deszczowy zastąpiono Saharą), a wszystko pod okiem dobrotliwego klawisza, który bardziej przypomina czarnoskórego anioła stróża niż szefa degeneratów. Ot, bajeczka na dobranoc dla milusińskich. Michael, w obowiązkowo przepoconym podkoszulku, niemal codziennie odwiedzany jest przez swego zatroskanego brata. Mahone zostaje jego najlepszym druhem niedoli, a T-Bag łasi się do nowego szefa.

Z jednej strony mamy więc sielankową wizję Sony (product placement?), z drugiej to, co najgorsze mogło się przydarzyć serii: katastrofalny scenariusz pełen rozwiązań w stylu Mac Gyvera (podłączanie niedziałającej mikrofalówki do sieci w celu zakłócenia radia strażnika na wieży… Boże mój…). Do tego dochodzi wyjątkowo słaba gra aktorska, dialogi, przy których można ziewać i patrzeć ukradkiem na zegarek.

Jedna z głównych bohaterek serii odeszła ze względu na ciążę, co więc zrobili scenarzyści? Aż żal pisać… Motyw z "pudełkiem" był tak idiotyczny i niemający żadnego uzasadnienia, że zaczynałem mieć żal aktorów, którzy zgodzili się ciągnąć dalej ten żałosny spektakl. Zresztą sam główny motyw - konieczność wyswobodzenia niejakiego Whistlera - tak jakby Korporacja nie miała możliwości wyswobodzenia danej osoby, jest naciągany do kwadratu. Wystarczył jeden telefon by Mahone w ciągu kilku minut wyszedł z panamskiego pudła. Whistlera musi wyciągać Burrows… Pytanie tylko po co? Ale to już niestety nie ten klimat, gdzie główny bohater korzystał ze swej technicznej wiedzy i tatuaży…

REKLAMA

To co momentami się dzieje na ekranie pozostawia jedynie żałość w sercu. Chociażby scena z podcinaniem gardła LJ-owi, oczywiście Lincoln natychmiast telepatycznie wyczuwa całą sytuację i dzwoni do odpowiedniej osoby przetrzymującej zakładników… Albo uciekanie z więzienia po drabince zrobionej z hamaków. Tudzież spartaczona misja z pewnym helikopterem w roli głównej. Psuję komuś przyjemność z oglądania spojlerami? Bez obaw, tego sezonu bardziej się zepsuć już nie da… Nawet zakończenie, które trzyma poziom powyżej przeciętnej, nie dostarcza takich emocji jak pierwszy sezon Skazanego, powodując jedynie uczucie ulgi.

Prison Break w swej trzeciej odsłonie staczy się, niczym Lost czy też drugi sezon Miasteczka Twin Peaks. Scenarzyści nie udźwignęli ciężaru, bo w sumie ileż można na siłę ciągnąć coś co kiedyś miało sens a teraz jest tylko zlepkiem bezsensownych scenek? Serial ogląda się może i dobrze, ale z postępującym niesmakiem. Jak na dzieło onegdaj kultowe to zdecydowanie za mało. Na szczęście dla Burrowsa i Scofielda FOX, ze względu na strajk scenarzystów (może to jest powodem tak słabej linii fabularnej?), wstrzymał emisję po 13 odcinkach… Odetchnąłem z ulgą. Niestety, na koniec smutna wiadomość: czwarty sezon w drodze.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA