Nowy serial historyczny Netfliksa wyróżnia się na tle podobnych tytułów. To zaskakująco świeża produkcja
"Przez ocean" - nowy miniserial Netfliksa - nie jest typowym dramatem historycznym, choć w istocie opowiada o prawdziwych wydarzeniach. To zaskakująco świeża w swym tonie produkcja, która sprawiła, że poczułem silny niedosyt: chętnie skonsumowałbym więcej historycznego kina podanego w podobnej formie.
"Przez ocean" Netfliksa przedstawia prawdziwe wydarzenia w fikcyjnym krajobrazie, bazując na książce autorstwa Julie Orringer pt. "Portfolio ocalonych artystów". Opowiada ona o amerykańskim dziennikarzu, Varianie Fry’u, który w 1940 roku udał się do Marsylii, przewożąc ze sobą trzy tysiące dolarów i listę narażonych na niebezpieczeństwo artystów, których miał nadzieję ocalić w ciągu kilku tygodni.
Ostatecznie został we Francji i przebywał tam ponad rok, pracując pod przykrywką organizacji humanitarnej. W tym okresie, wraz z Mary Jayne Gold i Albertem Otto Hirschmanem, zdobywał fałszywe dokumenty, gromadził ratunkowe fundusze i założył podziemną linię kolejową, która transportowała uchodźców.
Brzmi jak materiał na typowy oscarbaitowy, przepełniony patosem i chętnie uciekający się do emocjonalnego szantażu historyczny melodramat. Nic z tych rzeczy.
Przez ocean: recenzja serialu Netfliksa
„Przez ocean” nie jest serialem bezwzględnie wiernym historycznym wydarzeniom i postaciom. Choć zarys najważniejszych faktów prezentuje zgodnie z rzeczywistością, chętnie bawi się pobocznymi wątkami i charakterami bohaterów. Otrzymujemy tu zatem hybrydy prawdziwych osób i sytuacji oraz garść fikcyjnych relacji czy romansów.
Twórcy zdecydowali się odciążyć produkcję, co okazało się strzałem w dziesiątkę. "Przez ocean" ucieka od kina dziedzictwa, łącząc dramat z humorem; chętnie nawiązuje do klasyków kina lat 40., nie boi się satyry czy odrobiny absurdu, ale przy okazji dba o charakterologiczną i emocjonalną wiarygodność tych niesamowitych postaci. Stara się nie tylko portretować, ale i dociekać: próbuje zrozumieć tych superbohaterów oraz ich podopiecznych; pochylić się nad tym, co nimi kierowało.
Czytaj także:
Przy okazji w oczywisty sposób - poruszając problemy bezpaństwowości i okropnych doświadczeń uchodźców, czyli kwestii bardzo aktualnych - czyni z historii metaforę współczesności. Morał jest, rzecz jasna, prosty, ale ciepły i znaczący; celem serialu jest z jednej strony pokazać, do jak niezwykłych i wspaniałych rzeczy zdolna jest ludzkość (czy to w radości, czy w dramatycznych okolicznościach). Brak patosu przy jednoczesnej przestrzeni na uśmiech czy celebrację życia i człowieczeństwa przesądzają o wyjątkowości oraz unikalności sposobu zaserwowania nam tej historii. To naprawdę działa, a w efekcie zdaje się być bliżej człowieka, niż wiele innych bazujących na wojennych faktach, skrajnie ponurych i surowych tytułów. W "Przez ocean" człowiek jest z krwi i kości. Czuć, że bije w nim serce.