Przychodzi po nas noc to jeden z najbardziej brutalnych filmów akcji, jaki zobaczycie na Netfliksie
Jeśli znane jest wam indonezyjskie kino akcji, w tym takie tytuły jak "The Raid" czy "Headshot", to najnowsza propozycja Netfliksa, "Przychodzi po nas noc", dostarczy wam masę krwawej rozrywki. Przygotujcie się na szaloną i efektowną jatkę.
OCENA
Szóstka ludzi zostaje wybrana przez mafijną organizację Triada do pilnowania trasy szmuglowania kokainy i broni w południowo-wschodniej Azji. Mieszkańcy jednej z przybrzeżnych wiosek próbują przechwycić co nieco towaru dla siebie, a Triada postanawia zrobić z nich przykład i ich pozabijać. Kiedy karabiny gangsterów zostają wycelowane w małą dziewczynkę, jeden z nich postanawia stanąć przeciwko wszystkim.
Jeśli kiedykolwiek uważaliście, że zachodnie kino akcji jest za mało brutalnie, to oglądając "Przychodzi po nas noc" narzekać już nie powinniście. Prędzej na to, że ten film jest aż zbyt brutalny.
Bo krew leje się tu strumieniami. W ruch idą nie tylko efektowne kopniaki z półobrotu czy miażdżące pięści, ale też tasaki, siekiery, maczety. Nie zabraknie scen łamania kończyn, bliskich spotkań z wnętrznościami, przebijania czaszek kulami do bilarda.
Można wręcz dojść do wniosku, że sceny walk w "Przychodzi po nas noc" są zdecydowanie bliższe horrorom gore niż kinu akcji. Myślałem, że w kinie już nic mnie nie zdziwi. Potem zobaczyłem scenę, w której jedna z lesbijek-zabójczyń walczy o swoje życie w brutalnym pojedynku, próbując zatrzymywać jedną ręką wypadające jej z wnętrza flaki. Nie wiedziałem też, że ręce, nogi i kręgosłupy można łamać na tyle sposobów. O ile oczywiście ta wiedza jest wam do czegoś potrzebna.
Na takie sceny musicie być gotowi siadając do seansu "Przychodzi po nas noc".
Trochę tak jakbyśmy oglądali nowoczesną miksturę klasyków Johna Woo z "Teksańską masakrą piłą mechaniczną" oraz "Mortal Kombat". I jest w tym jakaś chora "poezja".
Kinetyczny mariaż sztuk walk, krwawego baletu i imponującej choreografii pracy kamerzystów, montażystów oraz kaskaderów. Na swój sposób robi to wrażenie. Siłą rzeczy praca, choćby tylko logistyczna i fizyczna, włożona w powstanie tych wszystkich sekwencji i wyczynów, jest w przypadku tej produkcji niemała. Co więksi entuzjaści tego typu kina znajdą w tym pewnie nawet ślady artyzmu. Ja go wprawdzie nie widzę, ale doceniam wysiłek włożony w realizację. Od strony czysto formalnej jest to kino akcji na poziomie światowym.
Oczywiście, "Przychodzi po nas noc" składa się z paru efektownych i całkiem długich sekwencji pojedynków, które przerywane są scenami dialogów. Te z kolei nie są zbytnio rozbudowane. Choć też zgrzeszyłbym, gdybym stwierdził, że postaci oraz zarys fabularny są kompletnie nijakie i nadające się do pominięcia przyciskiem "dalej" podczas oglądania.
W "Przychodzi po nas noc" bohaterami są na dobrą sprawę złoczyńcy.
Najemnicy Triady, którzy kradli, niszczyli i mordowali dla swego pracodawcy przez lata. Uratowanie przed śmiercią małej dziewczynki stało się dla nich katalizatorem do buntu i przeciwstawienia się Triadzie. Nie zmienia to jednak faktu, że kibicujemy bandziorom, którzy wyrównują rachunki z innymi bandziorami.
"Przychodzi po nas noc" to dość specyficzne kino. W swoim gatunku, a właściwie podgatunku, czyli indonezyjskim brutalnym kinie akcji, jest to rzetelna robota, która fanom produkcji kopanych zagwarantuje nie lada emocje i naprawdę ostrą jazdę.
Jeśli znana jest wam "twórczość" takich postaci jak Joe Taslim, Iko Uwais, to się nie rozczarujecie. Choć jakiekolwiek porównania, choćby z "The Raid", wydają mi się lekko przesadzone. Nowy film Netfliksa to istna rzeź, do tego naprawdę zwariowana. Opowieść znajdująca się w odrębnej, umownej, rzeczywistości, w której bohaterowie potrafią - mimo licznych ran kłutych, krwawienia z wielu miejsc i złamań - walczyć z kilkunastoma przeciwnikami przez prawie kwadrans.
"Przychodzi po nas noc" to "John Wick" na dopalaczach, przy którym filmy ze Stevenem Seagalem czy Jasonem Stathamem wydadzą się wam najnudniejszym odcinkiem "My Little Pony".
Natomiast obiektywnie rzecz biorąc nowa propozycja Netfliksa to nic ponad sprawnie zrealizowane kino klasy B. Z cienką warstwą fabularną stanowiącą pretekst do pokazania coraz to bardziej wymyślnych i bezsensownie krwawych scen walk na pięści, noże i inne podręczne przedmioty. Efektowne kopaniny, świetna praca kamery i towarzysząca temu wszystkiemu pulsująca muzyka electro to jeszcze za mało, aby uznać dany film za naprawdę dobry. Choć też nie zamierzam ukrywać, że na "Przychodzi po nas noc" zabawa jest naprawdę przednia.