"Psie pazury" to nowy film Netfliksa. Recenzja produkcji z Benedictem Cumberbatchem
Premiera (anty)westernu "Psie pazury", w którym w główną rolę wciela się Benedict Cumberbutch. Gra on ranczera, przeciwnego zmianom w obowiązujących wzorach męskości. Nie spodziewajcie się widowiskowych pojedynków w samo południe, ani napadów na banki. Jane Campion zdziera ze swojego bohatera pancerz toksycznych zachowań. Z naszej recenzji dowiecie się czy warto obejrzeć jej najnowszy film.
OCENA
Na chwilę przed premierą na Netfliksie "Psie pazury" trafiły na ekrany kin. Z naszej recenzji dowiecie się, czy warto obejrzeć (anty)western z Benedictem Cumberbatchem. W "Psich pazurach" zobaczycie wszystko to, co nie znalazłoby się w klasycznych westernach. Nie ma tu pojedynków rewolwerowców w samo południe. Nie ma napadu na pociąg. Nie ma siłowego rozwiązywania konfliktów, a jedyna walka dobra ze złem odbywa się w głowach bohaterów. Jane Campion interesuje to, co w gatunku zwykle było niewypowiedziane. Skupia więc swoją uwagę na tym, co regularnie ukrywano przed wzrokiem widzów.
Zgodnie z zasadami współczesnych (anty)westernów, Campion niczym Kelly Reichardt w "Pierwszej krowie" rozsmakowuje się w landschaftach, spowalniając narrację swojej opowieści. Nigdzie jej się nie śpieszy. Chce, abyśmy zachłysnęli się zapachem rozpościerającej się przed nami prerii i ganianego po niej bydła. Potem zbliżeniami na ręce bohatera, kiedy ze skórzanych warkoczy plecie pejcze lub z namaszczeniem dotyka siodła po swoim zmarłym przyjacielu, pozwala nam poczuć ich fakturę na opuszkach palców. Sensualność jest bowiem kluczem do zrozumienia jej kina. Nie bez powodu filmoznawcy zajmujący się sensuous theory wznoszą "Fortepian" na piedestał.
Psie pazury - recenzja (anty)westernu z Benedictem Cumberbutchem
Bardziej niż prowadzeniem narracji, Campion woli zajmować się bowiem oddawaniem nastroju danych chwil. Jej kino nie jest jedynie sztuką audiowizualną, bo odczuwa się je wszystkimi zmysłami. Powolna narracja zawsze temu sprzyja, ale w przypadku "Psich pazurów" przykrywa to, co reżyserka ma nam do powiedzenia. Nawet jeśli nie ma tego zbyt wiele, jej przemyślenia rozmywają się w przywiązaniu do szczegółowego budowania świata przedstawionego. Historia rozchodzi się na wszystkie strony i trudno wysnuć z niej oryginalne wnioski.
To kolejny (anty)western, w którym twórcy rozprawiają się z mitami Dzikiego Zachodu. "Psie pazury" mają w sobie coś z "Braci Sisters", bo Campion również pokazuje nam starcie cywilizacji ze starym porządkiem. Tak jak mycie zębów u Jacquesa Audiarda, tak nauka tańca urasta tu do rangi wyznacznika nowego wzoru męskości, który nie opiera się na szybkości w dobywaniu broni. Podczas gdy George Burbank jest gotowy podążać za postępem, jego brat Phil mentalnie tkwi w ideałach minionego porządku.
Phil wyśmiewa papierowe kwiaty w lokalnej gospodzie i zniewieściałego syna prowadzącej ją wdowy. To z nią jednak żeni się jego brat, a główny bohater w ramach swojego sprzeciwu nie przychodzi na zorganizowaną przez nich kolację, gdyż nie umył się po całodziennym ganianiu bydła. Jest on zacietrzewiony, przez co, kiedy do jego rodzinnej posiadłości wprowadza się Rose, czuje się on zagrożony. Postanawia uprzykrzyć jej życie, a Campion pokazuje nam kryjącą się pod jego postawą samotność i deprawację.
Psie pazury - czy warto obejrzeć (anty)western Jane Campion?
Według reżyserki hołdowanie wzorcom tradycyjnie pojmowanej męskości, jest sposobem na ukrywanie poczucia zagubienia i słabości. Phil nikogo do siebie nie dopuszcza, a wyśmiewanie każdej oznaki "zniewieścienia", ma odwrócić uwagę od jego prawdziwego ja. Dlatego bohater z rozrzewnieniem patrzy na góry w kształcie psa i wspomina Bronco Henry'ego. Swojego przyjaciela przywołuje w opowieści przywodzącej na myśl fabułę "Tajemnicy Brokeback Mountain", więc Campion nie jest jednoznaczna w ocenie swoich bohaterów.
Reżyserka ciągle próbuje zaglądać głębiej pod pancerz kowbojskiej brawury. Szuka powodów zachowania Phila, ale nie znajduje nic poza wyświechtanymi już dzisiaj kliszami. Co gorsza łączy je pretensjonalną otoczką. "Psie pazury" są rozbuchane realizacyjnie. Przepełnia je ulotna sensualność i każde ujęcie kipi od nieuchwytnych emocji. Z łatwością jednak zauważymy, że Campion nie potrafi zbudować z nich wciągającej historii. Dlatego jej najnowszy film może zachwycić swoją aurą, ale kiedy już się przez nią przebijemy, utkniemy we wszechogarniającej pustce, z której chce się jak najszybciej wydostać.
"Psie pazury" już w kinach. 1 grudnia 2021 roku premiera filmu na Netfliksie.