REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Publi - O wirtualnej grozie słów kilka

Strach to jeden z tych elementów, które są nieodłączne w życiu każdego człowieka. Od lat niemowlęcych po wiek emerytalny. Bynajmniej w tym tekście nie będzie mowy o strachu przed wykładowcą z uczelni, obiadem u teściowej, kolejnym odcinkiem "Mody na Sukces" czy innych typowych zdarzeniach z życia codziennego. Dziś o strachu, który przejawia się głównie podczas posiedzeń przed ekranem monitora.

11.03.2010
14:17
Rozrywka Blog
REKLAMA

Jak już mówiłem uczucie wszechogarniającego lęku jest reakcją zgoła pospolitą i nie ma takiego "chojraka", który temu uczuciu by nie podlegał. Cytując regułkę z wolnej encyklopedii: "silna przykra emocja, pojawiająca się w sytuacjach realnego zagrożenia".

REKLAMA

Przykra emocja? Cóż, zapewne bywa w naturalnych, niczym nie przymuszonych sytuacjach. Bo zasiadając przed danym tytułem, sami szukamy zaspokajającej nas dawki lęku i przerażenia. Czynimy to z własnej nieprzymuszonej niczym woli, będąc przygotowanym na wszelkiego rodzaju wymyślne obrazy powodujące lęk. A decydujemy się na to już od przeszło roku 1896, wtedy to został nakręcony pierwszy film grozy, kolejne lata przynosiły odpowiednio coraz to więcej produkcji aż do lat '70 wieku XX, gdy kino grozy przeżywało najbujniejszy rozkwit w historii (można posunąć się do takiego stwierdzenia, że i trwa do dnia dzisiejszego). Strach, który w naturze jest reakcją niezbyt przyjemną, tak "kontrolowany" (jeśli można to tak nazwać) jest odczuciem niezwykle rajcującym. Nie bez przyczyny wgłębiamy się w świat zjawisk nadprzyrodzonych, wampirów, wilkołaków i stworów innej maści zasiadając to przed stronnicami ulubionej książki lub oglądając film w kinie. Moda na "straszenie" nie mogła ominąć również samego przemysłu elektronicznej rozrywki, a zakorzeniła się już w latach '80.

"Aby zapanować nad człowiekiem, trzeba sprawić, by zaczął się bać."

Paulo Coelho

W tym właśnie okresie zaczęły powstawać pierwsze produkcje o wiadomej tematyce. Do tytułów które, zapoczątkowały wspomniany gatunek można przyporządkować Hallowen wydane w roku 1983 i Elvirę. Pozycje grafiką nie grzeszyły, wszak nie miały takich możliwości, mimo to grywalność była wystarczająco dobra, aby wciągnąć niejednego amatora nadzwyczajnych przygód. Fabuła? O ile w pierwszym tytule chyba łatwo domyślić się na jaki okres przypadała rozgrywka, tak drugi stawiał nas w roli bohatera, który musi uratować tytułową Elvirę z szponów wszędobylskiego zła. Wspomniane ograniczenia techniczne skutecznie zastopowały prace nad kolejnymi tytułami, bo co to za przyjemność oglądać rozpikselowanego wilkołaka, wampira etc? Pozostając jednak chronologicznie wśród wydawanych nie wypadałoby nie wspomnieć o "growej" adaptacji "Draculi" Brama Stokera, która również pomimo archaicznej oprawy była pierwszą próbą przeniesienia książkowej przygody na ekrany komputerów. Swoisty przełom nastąpił dopiero w roku 1993, gdy światło dzienne ujrzał tytuł Alone in The Dark. Pozycja stała się prekursorem następnych gier tego typu, gdyż oprócz przełomu w sferze graficznej (niepełne 3D, ale to już coś), zaskakiwała ciekawymi patentami. Wątek fabularny nikomu chyba nie jest obcy-jako detektyw Edward Carnbie udajemy się do nieokiełznanej posiadłości w celu rozwikłania "pewnej" zagadki ... dalej potoczy się z górki - tajemnicze monstra, ponure przestrzenie a dodatkowo genialna ścieżka dźwiękowa. Jak domyślić się łatwo, gra doczekała się następczyń z odpowiednimi oznaczeniami, dociągając do części trzeciej wydanej w roku 1995.

"Pragnienie zwycięża strach."

Mateo Aleman

Następstwa czasu spowodowały, że do lamusa przeszła przestarzała grafika, rozpikselowane tła i inne aspekty charakteryzujące "biedotę" techniczną poprzednich sprzętów. Nastała bowiem era PlayStation, co przeniosło wszystkie gatunki gier w fazę pełnego 3D. I tu pole do popisu było rzeczywiście wielkie. Kolejnym tytułem, który osiągnął rangę legendy był Resident Evil japońskiej firmy Capcom. I znów mam wątpliwości, czy znajdzie się ktoś kto nie zna wyżej wymienionej pozycji, choćby z samego filmu wyprodukowanego nie tak dawno, który był inspirowany grą, a konkretnie monstrami w niej "przebywających". A sami twórcy prawdopodobnie czerpali wzorce z horroru Georgea Romero - "Nocy Żywych Trupów". Takie też dane było nam spotkać w samej grze, gdzie pałętały się niemiłosiernie, a dążąc do bliższego kontaktu wgryźć się w szyję bohatera. Niezwykły klimat, budujące napięcie - pomieszczenia i oczywiście muzyka, zagwarantowały pozycję lidera wśród gier tego gatunku. Kontynuacji doczekał się "od groma" tworząc zarówno solidną markę jak i nowy podgatunek gier określanych mianem "survival horrorów", który do dziś wiedzie prym wśród nowo powstałych produkcji.

"Bo strach to nic innego jak zdradziecka odmowa pomocy ze strony rozumowania."

Mdr 17,11

Pominę już pomniejsze produkcje, gdyż nie wnoszą nic nowego do omawianego tematu, owszem trafiło się parę dobrych pozycji (m.in. Parasite Eve) jednak wciąż bazowały na tych samych schematach, opartych na poprzednich tytułach. Narodziny kolejnej legendy przypadły na rok 1999, gdy oto kolejna japońska firma - Konami, zaprezentowała Silent Hill. Nie był to ten rodzaj gry, jaki znaliśmy do tej pory. Zaliczany do grupy "survival horrorów" umiejscawiał nas w tajemniczym niezamieszkanym (nie do końca) miasteczku, pogrążonym w bezgranicznej mgle. Rozbudowaną wersję wątku fabularnego pozostawię "tym" bardziej zainteresowanym, w każdym razie bohaterem gry jest niejaki Harry Mason, który wraz z siedmioletnią córką Cheryl znalazł się we wspomnianym miasteczku. Wskutek wypadku samochodowego lądujemy w przydrożnym rowie, a po ocknięciu się dostrzegamy, że Cheryl "gdzieś" zniknęła ... zaczyna się horror. W odróżnieniu od poprzednich gier tego typu, gdzie wygląd oponentów był raczej przewidywalny, tak Silent Hill dysponował doborowym gronem wszelakich maszkar, pokrak i czego ludzka gałka oczna jeszcze nie widziała. Kartą przetargową pozycji był oczywiście powalający (dosłownie) klimat i możliwość wczucia się w samą rozgrywkę oraz różne drogi zakończenia. Seria w miarę upływu czasu przeszła znaczną ewolucję, chociaż sama rozgrywka zachowała swój oryginalny klimat - bardziej zainteresowanym serią polecam artykuł PIRXa, poświęcony tejże właśnie.

Następnym tytułem zaliczającym się do omawianego gatunku był Blair Witch Project, oparty na kinowej, nisko budżetowej produkcji, która pomimo włożonych w nią nikłych funduszy, odpłaciła się z nawiązką twórcom. Ot, banalna historia, w której eksplorujemy "nawiedzony" las, który okupuje wspomniana wiedźma ... Jakiś tam nastrój gra posiadała, gdyż popularność zdobyta dzięki kinowej odsłonie opatrzyła nań pozycję następnym częściami.

"Strach jest siecią, zbudowaną z naszych największych lęków."

Bartosz Łuczak

REKLAMA

Nie tak dawno zaczęły powstawać kolejne i kolejne produkcje o charakterze "horrorowatym", jednak przemieszane z innymi gatunkami gier. Nie mówimy tu jednak o największych klapach przemysłu elektronicznego. Otóż motywy tajemnicy, przerażenia zaczęły pojawiać się również w strzelankach FPP. Choćby staruszek Doom i jego następcy są doskonałym przykładem takiegoż posunięcia. Wszak eksplorowanie kolejnych kondygnacji, poziomów zdegenerowanej bazy, zawiera w sobie elementy niezłego "survivala". Kolejnymi przykładami jest nie tak dawno wydany F.E.A.R., Ghost Hunter oraz The Suffering. Kwestię fabuły znów pozostawię zainteresowanym, gdyż nie mam zamiaru tworzyć swoistych recenzji wymienianych pozycji. Ostatnio również dosyć zauważalnym trendem jest wydawanie naprawdę "mocnych" tytułów, co przejawia się wyraźnym oddziaływaniem na psychikę biednego, zlęknionego gracza. A wśród nich tytuły takie jak psychodeliczny Fatal Frame czy adaptacja książki geniusza horroru - Howarda Lovecrafta - Zew Cthulhu. I nie wspominam o samej grze, z racji tego, że książka widniej na liście "ulubionych". Wszak to jeden z tych tytułów, w który nie polecałbym grać w porach nocnych. Co wydaje się oczywiste, najpierw zapraszam do sięgnięcia po lekturę, potem do zanurzenia się w ulicach przeklętego miasta Innsmouth. Obecny rynek w znaczący sposób epatuje grami "grozy" i jest to chyba wyraźnym powodem do zadowolenia - sequele Resident Evil czy Silent Hill pozwalają widzieć przyszłość różowymi ... wróć! czarnymi barwami.

Same próby przestraszenia gracza odbywają się w sposób różnoraki. Fundamentem całej "zabawy" jest bez wątpienia opowiedziany - zamieszczony w owej grze wątek fabularny. Najczęściej występującym tu słowem jest "tajemnica" - gdyż winna ona towarzyszyć graczowi przez całą rozgrywkę. Taki też zabieg stosowany jest najczęściej. O ile kiedyś do znudzenia stosowano schematy - wampir, wilkołak etc. tak dziś próbuje stworzyć się coś świeżego, porywającego - wciągającego na długie godziny. Drugi aspekt postać - tu raczej nie jest wskazane umieszczać "lukrowanych" słodkich super-bohaterów. Naturalność jest tu głównym wyznacznikiem, oczywiście gatunek FPP znacznie od tego odstaje, natomiast produkcje pokroju SH czy Zew Cthulhu są doskonałym tego potwierdzeniem. Co to za przyjemność kierowania "wypakowanym" herosem, którego obwód bicepsa jest większy niż iloraz inteligencji? Zazwyczaj kierujemy osobą, która w cały bałagan pakuje się przypadkowo, co po części stawia nas przed nie do końca racjonalnym pytaniem - co sami zrobilibyśmy na miejscu bohatera? Owe wczucie się w rozgrywkę jest aspektem niezwykle ważnym - owszem możemy przebrnąć kolejne poziomy nie puszczając spustu, jednak ... kogo to bawi? Pytanie retoryczne. No i atrybutem, który wzbogaca, uwydatnia rozgrywkę jak nic innego jest? Nie - nie napoje o zabarwieniu procentowym. Mam tu na myśli fazę doby, w której to zwykle dane jest nam słodko spać ... NOC! Nic tak nie buduje klimatu jak wszechobecna ciemność + poczucie, że w domu nie ma zupełnie nikogo (lub, że wszyscy już smacznie chrapią). Dodatkowo w miarę dobre nagłośnienie ... Horror w pełnym tego słowa znaczeniu ... Poruszany aspekt to temat rzeka, więc omówienie wszystkich znaczących gier tego typu wydaje się się być rzeczą wręcz niemożliwą. Wirtualna groza, która pomimo młodego wieku (jeżeli porównać ją wiekiem do "grozy" kinowej) jest mięsem niezwykle świeżym i smacznym zarazem. Choć nie każdy wie w jaki sposób i w jakich proporcjach próbować, to jest produktem niezwykle apetycznym.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA