"Reacher" już jest dostępny na Amazon Prime Video. Chociaż to serial, któremu daleko do ideału, seans jest bardzo przyjemny. Napięcie pada, głównemu bohaterowi brakuje charyzmy, twórcy co chwilę zaprzepaszczają potencjał tkwiący w ich opowieści, a mimo to od ekranu trudno się oderwać. Tytułowy bohater z klasą kopie kolejne tyłki, a my tylko pragniemy więcej rozwałki. Więcej na temat produkcji dowiecie się z naszej recenzji serialu "Reacher".
OCENA
Być może jestem jedyną osobą na świecie, która ceniła sobie Toma Cruise'a w roli Jacka Reachera. Postura aktora sprawiała bowiem, że bohater stał się bardziej zniuansowany i interesujący. Twórcy serialu Amazon Prime Video postanowili nadać mu jednak nowe oblicze. Tytułowy "Reacher" jest tu bliższy wizji Lee Childa. To niemal dwumetrowa kupa mięśni. Nikt nie chciałby znaleźć się z nim sam na sam w ciemnej alejce. Wystarczy jedno jego spojrzenie, aby facet wydzierający się na swoją dziewczynę, nagle przeprosił i zamilknął.
Przypakowany Alan Ritchson w głównej roli ma bardzo łatwe zadanie. Musi jedynie wypinać klatę do przodu i groźnie spoglądać na każdego, kto mu się nie spodoba. Twórcy "Reachera" chcą być wierni obrazowi bohatera znanego nam z książek, ale jednocześnie obnażają wszystkie słabostki prozy Childa. Na papierze wszystko wyglądało w porządku. Niekoniecznie sprawdza się to jednak na małym ekranie. Dlatego nie zdziwcie się, że wybuchniecie śmiechem, kiedy protagonista niczym reinkarnacja Sherlocka Holmesa będzie dzielił się z innymi postaciami swoim wnioskowaniem.
Reacher - recenzja serialu Amazon Prime Video
Reacher nie jest najzgrabniej napisaną i poprowadzoną postacią. W jego portrecie mnóstwo jest rys, które w serialu wypadają niezdarnie. Ale przecież do seansu siądą przede wszystkim miłośnicy ekranowej rozwałki, a w tym wypadku jest na czym oko zawiesić. Sceny akcji są sprawnie zrealizowane. Nie ma mowy o wąskich kadrach, trzęsącej się kamerze czy pijanym montażu. Główny bohater kopie tyłki aż miło. Wychodzi mu to tak dobrze, że pozostawia po sobie niedosyt. Bo walk i strzelanin jest tu zdecydowanie za mało. Jak na kogoś, kto wygląda jak człowiek czynu, protagonista strasznie dużo gada.
"Reacher" wypełniony jest dłużyznami i nie zawsze potrzebnymi dialogami. Twórcy nie są bowiem zainteresowani tym, co w ich opowieści jest najciekawsze. Dlatego Margrave, do którego w pierwszym odcinku przybywa główny bohater, aby zostać aresztowanym pod zarzutem morderstwa, pozbawione jest charakteru. Nikt tu nie zaprząta sobie głowy tym, aby zarysować lokalny koloryt i pochylić się nad południowoamerykańską mitologią miasteczka. Mieszkają tu co najwyżej potencjalne ofiary wszechmocnej grupy fałszerzy. Gdy pojawiają się kolejne brutalnie zmaltretowane trupy, zbywamy to wzruszeniem ramion, bo dane postacie widzieliśmy wcześniej w jednym, może w dwóch ujęciach. Napięcie co chwilę leci na łeb na szyję.
Intryga kryminalna jest najsłabszą stroną "Reachera". Trudno zaangażować się w opowiadaną historię, a przecież mogło być inaczej. W ostatnim odcinku okazuje się bowiem, że czarny charakter jest o wiele bardziej charyzmatyczny niż główny bohater. Aż żal, że przychodzi nam spędzić z nim tak mało czasu. Od drugiego epizodu twórcy co chwilę zaprzepaszczają potencjał, tkwiący w ich opowieści na rzecz tanich chwytów. Dlatego marnują czas, aby pokazać delikatniejszą stronę bohatera, każąc mu zareagować na krzywdę napotkanego psa. Mnóstwo w tym melodramatyzmu, który na szczęście kontrastowany jest niewymuszonym humorem, nadającym produkcji nieco nowoczesnej autoironii.
Reacher - czy warto obejrzeć serial Amazon Prime Video?
Twórcy bardzo starają się uwspółcześnić fabułę "Poziomu śmierci". Zauważymy to w innym przedstawieniu niż w książce Roscoe, czy żarcie o potrzebie wyrażania swoich uczuć przez mężczyzn, mimo to serial wydaje się reliktem minionej epoki. To nie jest "Jack Ryan", gdzie przetłumaczono wątki znane z prozy Toma Clancy’ego na nowoczesny język, aby pokazać, jak dzisiaj wygląda walka z terroryzmem. W "Reacherze" mamy do czynienia z regresem technologicznym. Wspomnienie o mediach społecznościowych czy satelitach Google’a, to wszystko, co może wskazywać na to, że akcja rozgrywa się w XXI wieku.
Mimo to daleko jest do serialu, który oglądałoby się "dla beki". O hate-watchingu nie ma mowy. Znajdziemy tu wystarczająco uroku, aby bez znużenia wytrzymać od początku do samego końca. Chociaż wad tu nie brakuje, serce "Reachera" bije po właściwej stronie. Dzięki nieumiejętnemu pudrowaniu fabuły nowoczesnymi zabiegami otrzymujemy z ducha oldschoolową pulpową opowieść. Podczas seansu nie brakuje adrenaliny i właśnie dlatego od ekranu trudno się oderwać. Jeśli więc niczego więcej wam nie potrzeba, to zbindżujecie produkcję z przyjemnością.
"Reachera" obejrzycie na Amazon Prime Video.