REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Od błyszczącego wampira po najnowszą inkarnację Batmana. Niezwykle ciekawa kariera Roberta Pattinsona

To jeden z najciekawszych „powrotów” ostatnich lat w Hollywood. Robert Pattinson, choć zaczynał od hitowej serii dla nastolatek, szybko uciekł na obrzeża kina, a teraz wrócił do mainstreamu, ale za to w wielkim stylu. Możemy go oglądać obecnie w filmie „Tenet” w kinach, lada moment pojawi się w nowym filmie Netfliksa, a na 2021 rok zaplanowana jest premiera filmu „Batman” z nim w roli tytułowej.

03.09.2020
19:07
robert pattinson biografia
REKLAMA
REKLAMA

Choć nie ma klasycznej urody filmowego amanta, to jest w Robercie Pattinsonie coś magnetycznego, coś co sprawia, że można było przypuszczać iż ekran filmowy (duży i mały) jest mu przeznaczony. Aczkolwiek chyba nikt nie zakładał, że stanie się on międzynarodową gwiazdą. A dla pokolenia nastolatek u schyłku pierwszej dekady XXI wieku wręcz obiektem kultu. I to w opowieści o wampirach.

Ale zanim Robert Pattinson trafił do „Zmierzchu”, który okazał się świtem jego kariery, zaczynał jako… model.

Jak sam wspomina „jako nastolatek byłem dość wysoki i wyglądałem jak dziewczyna”. Dodaje także, że miał prawdopodobnie „najbardziej nieudaną karierę w modelingu” w historii. Następnie próbował się zaznajomić z planami filmowymi w rolach epizodycznych bądź na drugim planie. Już w wieku 18 lat, w 2004 roku można go było oglądać w niemieckim filmie telewizyjnym z gatunku fantasy, „Pierścień Nibelungów”. Zapewne jednym z głównym wabików dla Pattinsona był udział w tej produkcji samego Maxa von Sydowa, od którego mógł się on wiele nauczyć.

robert pattinson pierscien nibelungow

W tym samym roku zagrał w filmie „Targowisko próżności”, z Reese Witherspoon, ale… został całkowicie wycięty z tej produkcji. Może była to lekcja mająca sprawdzić to, jak bardzo okaże się zawzięty w swoim dążeniu do zrobienia kariery w branży filmowej. Rok później można go było zobaczyć na drugim planie w filmie z o wiele większą pompą, a mowa tu czwartej odsłonie serii „Harry Potter”, a konkretnie w „Harry Potter i Czara Ognia”.

robert pattinson harry potter

Tu już nikt go nie wyciął, natomiast jego bohater… został zabity przez lorda Voldemorta. Kolejny punkt mniej dla Gryffindoru.

Kto wie jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby Robert Pattinson nie wystartował do castingu do roli wampira Edwarda w adaptacji powieści „Zmierzch”.

Robert Pattinson zmierzch

Miał wówczas problemy ze znalezieniem pracy i do tego ciążyły na nim długi. Co więcej, Stephanie Meyer, autorka „Zmierzchu”, pisała tę opowieść mając w myślach Henry’ego Cavilla jako Edwarda (i Emily Browning jako Bellę), więc początkowo perspektywy nie były dla Pattinsona przychylne. Na korzyść zadziałał fakt, że Cavill odmówił przyjęcia tej roli, a do tego za kandydaturą Roberta była obsadzona już w głównej roli Kristen Stewart, która poczuła chemię z Pattinsonem podczas zdjęć próbnych.

Reszta jest już historią, choć pewnie istnieje rzeczywistość alternatywna, w której to Henry Cavill zapisał się w historii jako wampir Edward. Ciekawe tylko, czy w tej rzeczywistości Robert Pattinson został Wiedźminem? I może też Supermanem?

„Zmierzch” stał się wielkim przebojem kina młodzieżowego. Wprawdzie nie dorównał swoim fenomenem serii „Harry Potter”, ale i tak stał się jedną z najbardziej znanych marek filmowych początku XXI wieku. I jedną z najbardziej kasowych. Pomimo tego, że grupa odbiorców była jeszcze bardziej hermetyczna niż w przypadku Harry’ego Pottera, a same filmy zbierały bardzo słabe noty od krytyków i widzów nie będącymi fanami tej opowieści.

Szybko zaczęto się zastanawiać: co będzie, gdy saga „Zmierzch” dobiegnie już końca?

Pattinson był w tych filmach magnetyczny dzięki swojej nietypowej, androgynicznej urodzie, ale jego kreacja była mimo wszystko dość drewniana. Nikt więc nie miał go za dobrego aktora, a jego aktorskie życie po „Zmierzchu” było wielką niewiadomą. Choć raczej przepowiadano mu powrót na obrzeża branży filmowej i role w kiepskich filmach trafiających od razu na VOD.

Pattinson postanowił jednak udać się na obrzeża Hollywood, ale na własnych warunkach. Po zakończeniu serii „Zmierzch” uciekł  jak najdalej od mainstreamu. Na wampirzym melodramacie dorobił się małej fortuny, jeszcze przed finałem zagrał m.in. w „Wodzie dla słoni” u boku Reese Witherspoon, który okazał się całkiem udaną love story i sukcesem kasowym. To mu dało niezależność i brak ciśnienia. Mógł więc zaangażować się w projekty wedle własnego uznania. I zmyć z siebie „wampiryczny brokat”. Czy można zrobić to skuteczniej niż rozpoczynając pracę z Davidem Cronenbergiem? Chyba nie.

cosmopolis robert pattinson

Choć „Cosmopolis” to film ostatecznie nieudany, ewidentnie pokazał, że Robert Pattinson szuka swojego alternatywnego głosu w branży filmowej.

Nie obchodzą go blichtr, jupitery, czerwone dywany. Może dlatego, że już to przeszedł, a może dlatego, że nigdy go to nie kręciło.

Sam „Cosmopolis”, mógł się wydawać artystycznym kaprysem młodego gwiazdora i rzeczywiście nie wystarczał, by przestał być on kojarzony z ciągle świeżym blaskiem Edwarda. Po dwóch latach ciszy, w 2014 roku powrócił ze zdwojoną siłą. Można go było wtedy obejrzeć w udanym, niszowym kinie postapokaliptycznym, czyli filmie „Włóczęga” w reżyserii Davida Michoda, a także w kolejnej produkcji Cronenberga, czyli „Mapy gwiazd”.

Oba filmy stały się finansowymi klapami, ale Pattinsonowi to w żadnym razie nie przeszkadzało. Podobny los spotkał zresztą jego kolejne filmy z 2015 roku, czyli „Królową pustyni” w reżyserii samego Wernera Herzoga i „Life” Antona Corbijna.

Robert Pattinson powoli budował swoją nową aktorską personę, ale jego kolejne filmy były tak niszowe, że nie udawało mu się przebić z nimi do masowej świadomości.

Ale udawało mu się konsekwentnie budować wizerunek dobrego i ambitnego aktora, gdyż jego role były w większości chwalone, a same wybory projektów uważane za intrygujące.

Nadal trzymając się mocno kina niezależnego, w 2017 roku Pattinson zagrał według wielu najlepszą (przynajmniej na razie) rolę w swojej karierze. Mowa tu o filmie „Good Time” braci Safdie, który w środowiskach fanów arthouse’owego kina stał się filmem kultowym. Robert zagrał w nim złodzieja, który musi zdobyć 10 tys dol., by wpłacić kaucję za swojego brata.

W 2018 roku jego artystyczne wybory nie przestawały wyglądać intrygująco, a sam Pattinson ewidentnie podążał pod prąd. Zagrał w filmie „Damsel”, będącym komediowym westernem, który, jak wiemy, w drugiej dekadzie XXI wieku był gatunkiem martwym, przynajmniej w wersji kinowej.

Gdy zabrał się za o wiele bardziej popularniejsze science-fiction, to też jednak nie było to klasyczne widowisko. Film „High Life” w reżyserii Claire Denis to dość dziwaczny thriller erotyczny osadzony w scenerii sci-fi. Oba wymienione filmy trafiły jedynie do wąskiego grona smakoszy X muzy.

Za to w 2019 roku, chyba trochę niechcący, o Pattinsonie zrobiło się po raz pierwszy od lat głośniej.

Wszystko za sprawą dwóch filmów – pierwszy to „Król”, który miał swoją premierę w serwisie Netflix i stał się jednym z najchętniej oglądanych filmów w karierze Pattinsona (choć zagrał w nim w doborowym towarzystwie m.in. Timothee Chalameta i Joela Edgertona).

Drugi to „The Lighthouse”, który stał się arthouse’owym hitem i otrzymał także nominację do Oscara. Znalazł się też na listach najlepszych filmów 2019 roku. I jak na razie pozostaje on najlepszym filmem w dorobku Pattinsona. Tym samym „The Lighthouse” to po prostu kolejny autorski i oryginalny projekt kina niszowego, więc nie był on żadnym odstępstwem od reguły dla aktora i obranej przez niego ścieżki.

Ale jeszcze w tym samym roku zrobiło się głośno o jego kolejnych decyzjach artystycznych, które już diametralne zbaczały z obranego przez niego kursu.

Czy osiem lat spędzone na tworzeniu kina arthouse’owego były dla niego wystarczająco satysfakcjonujące? Może mu się znudziło? Albo zaczęło brakować mu pieniędzy? W każdym razie, bez względu na powody, od 2020 roku możemy obserwować kolejny zwrot w jego karierze. Nie tylko zagrał w ambitnym widowisku Christophera Nolana „Tenet”, który kosztował ponad 200 mln dol. i jest bez wątpienia jednym z najgłośniejszych filmów roku, ale też świat po raz pierwszy zobaczył go jako Batmana w zwiastunie do filmu Matta Reevesa.

O ile jeszcze „Tenet” jako tako łączy mi się z jego wcześniejszą ścieżką, tak już wybór roli w adaptacji komiksu jest dla mnie zaskoczeniem. Także od strony samej decyzji reżysera, gdyż Pattinson, nawet po obejrzeniu zwiastuna „The Batman” ciągle nie pasuje mi do Bruce’a Wayne’a ani samego Człowieka Nietoperza. Tym niemniej, przynajmniej dla mnie, jest to bardzo niespodziewany i mimo wszystko interesujący wybór. A dla samego Pattinsona to powrót na szczyty Hollywood i to w wielkim stylu. Tym razem bez poczucia wstydu bądź ról, po których znowu musiałby uciekać, by zamazać to co zrobił i co niekoniecznie było zgodne z nim samym.

robert pattinson tenet

Rolami w „Tenet” i przede wszystkim w „The Batman” jest on w stanie na zawsze wygumkować ze świadomości masowej Edwarda ze „Zmierzchu” (może też, poza względami aktorskimi, był to jeden z powodów, dla których przyjął on tę propozycję?). Co dalej? Jak będzie wyglądać ten jego nowy etap? Czy po „The Batman” znowu zmęczy się wrzawą wokół siebie i wróci do autorskich niszowych projektów? Czy może już na stałe otworzy się też na te większe hollywoodzkie produkcje głównego nurtu?

Na razie wiadomo, że pomiędzy „Tenetem” a „The Batman” zobaczymy go w równie ciekawie zapowiadającym się thrillerze „Diabeł wcielony”, tym razem w serwisie Netflix. Partnerować mu w nim będą Tom Holland, Mia Wasikowska i Sebastian Stan.

REKLAMA

Mam nieodparte wrażenie, że Robert Pattinson się dopiero rozkręca i tak naprawdę to najciekawsze dopiero przed nami. Obym się nie mylił.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA