Można lubić Robina Thicke albo nie, można lubić singiel Blurred Lines bądź też nie, ale jedno trzeba przyznać - gość ma, wybaczcie określenie, jaja. Nie dość, że w owym utworze samplowany jest sam Marvin Gaye, to jeszcze ilustruje go gorący jak piasek na egzotycznej plaży teledysk pełen apetycznych, roznegliżowanych panienek.
Do klipu jeszcze dojdziemy, wcześniej jednak o muzyce. A wierzcie mi, dostaliśmy właśnie murowanego kandydata do najpopularniejszego popowego kawałka tego roku, który pewnie będzie rozgrzewał parkiety i przez parę dobrych następnych lat. Wszystko jest tak naprawdę zasługą Pharella WIlliamsa, producenta tego utworu, a przy okazji szefa wytwórni, która wydaje nowy album Robina oraz wokalnego gościa w tym kawałku. Skomponowana przez Pharella muzyka, samplująca Got to Give It Up Marvina Gaye to niezdecydowanie najlepsza rzecz, jaka wyszła spod ręki tego świetnego producenta - już basowa kanwa nie pozwala się od niego oderwać, ale kiedy do gry wchodzą te wszystkie warstwy dźwięków, sample i wokal Robina oraz jego gości, to wówczas nie ma szans, by ktokolwiek nie poczuł się od razu kupiony. Aż chce się nacisnąć repeat.
Robin Thicke poniekąd wraca tu do materiału, jaki nagrywał dobre parę lat temu, na myśl od razu przychodzi np. Something Else - co mnie osobiście bardzo cieszy, bo właśnie w takim imprezowo-przebojowym wydaniu lubię go najbardziej. Thicke nie jest bowiem tak wszechstronnym artystą jak np. Justin Timberlake (choć oczywiście trudno odmówić mu talentu), tym niemniej to ciekawe, że ów kapitalny singiel pojawia się właśnie w momencie wielkiego (i udanego) powrotu autora The 20/20 Experience - zresztą single z tej płyty prowadzą obecnie brutalną bitwę z Blurred Lines o pierwsze miejsca list przebojów. Nie ma co jednak narzekać na klęskę urodzaju, a jeśli nadchodzący longplay podopiecznego Pharella będzie choć tak dobry, jak nowe wydawnictwo JT, to wręcz można będzie odtrąbić triumfalny powrót dobrego r&b2 w męskim wykonaniu. Tyle, że takiego chwytliwego singla jak Robin Thicke, Justin nie miał od dawna, a poza tym, Pharell Williams w studio to gwarancja sukcesu.
Ogólną popularność singla tylko podgrzewa kontrowersyjny teledysk, pełen miłych dla męskiego oka widoków, gdzie trójka muzyków (Robin, Pharell i zaliczający gościnnie naprawdę dobrą zwrotkę T.I.) występują w towarzystwie solidnie obdarzonych przez naturę modelek. Z racji tego, że owe panienki pojawiają się w klipie topless, film był już banowany na YouTube i Vimeo, wobec czego musicie go sobie poszukać na własną rękę - a zaręczam, ze warto.. Poniżej, w ramach zaostrzenia apetytu, wersja "ugrzeczniona".
Pozostaje zatem teraz tylko czekać na płytę i przyzwyczajać się do myśli, że Blurred Lines będzie wam towarzyszyć przez najbliższe miesiące, wakacje, a potem pewnie i dłużej. To naprawdę udany kawałek, od którego trudno się uwolnić - a z racji jego letniego, luźnego klimatu, idealnie nadaje na soundtrack dla wreszcie coraz śmielej poczynającej sobie wiosny. Oby więc ciepła aura została z nami tak długo, jak na pewno zostanie ten singiel.