"Ród Smoka" zapowiada się na najwierniejszą adaptację fantasy. Nowy zwiastun to tylko potwierdził
"Gra o tron" wyznaczyła zupełnie nowe standardy dla adaptacji powieści fantasy, ale w zasadzie już od 2. sezonu dało się tam znaleźć pewne odstępstwa od prozy George'a R.R. Martina. A ten proces tylko postępował wraz z kolejnymi częściami. Wygląda na to, że "Ród Smoka" przynajmniej na początku będzie jeszcze mocniej dbać o wierność książkom. Mocno sugerują to nowy zwiastun i zakulisowe doniesienia.
Dołącz do Amazon Prime z tego linku, skorzystaj z promocji (30 dni za darmo) i kupuj taniej podczas pierwszego Amazon Prime Day w Polsce.
Do premiery pierwszego spin-offa "Gry o tron" został już niecały miesiąc, więc HBO (całkiem słusznie) postanowiło podkręcić atmosferę wokół produkcji. "Ród Smoka" doczekał się w środę zupełnie nowego zwiastuna, który trwa ponad dwie minuty i zdradza naprawdę dużo na temat fabuły. Nieco wcześniej na łamach The Hollywood Reporter kulisy przygotowań do debiutu serialu i całego procesu wybierania właściwego spin-offa zdradził zaś James Hibberd. Autor książki "Ogień nie zabije smoka" poświęconej hitowi HBO od zawsze mógł się pochwalić świetnymi kontaktami w stacji, dzięki czemu dziś odkrywa informacje niedostępne innym dziennikarzom.
Część z nich dotyczy tego, w jaki sposób showrunner Ryan J. Condal podchodzi do twórczości George'a R.R. Martina i dlaczego w ogóle to "Ród Smoka" pojawi się na HBO i HBO Max jako pierwszy. Wbrew pozorom obie te sprawy są ze sobą powiązane. Wszystko sprowadza się bowiem tak naprawdę do samego autora "Pieśni lodu i ognia". George R.R. Martin w ostatnich latach zyskał naprawdę sporą władzę w szeregach stacji. Jej szefostwu nie mogło bowiem umknąć, że ciemne chmury nad "Grą o tron" zawisły, gdy tylko wyprzedziła książki, a amerykański pisarz zmniejszył swoje zaangażowanie w prace nad skryptami.
"Ród Smoka" ma showrunnera namaszczonego przez George'a R.R. Martina.
Ryan J. Condal to człowiek, którego twórca wybrał w zasadzie własnoręcznie. Ten zaś odwdzięcza mu się wielkim szacunkiem i dbałością o wierność materiałowi źródłowemu. Tym zaś jest dwutomowa kronika "Ogień i krew", która przedstawia rządy dynastii Targaryenów od podboju Aegona Zdobywcy do rządów młodego Aegona III już po Tańcu Smoków. To dzieło wypełnione dynastycznymi szczegółami i całą masą podobnych do siebie jak dwie krople wody imion władców. Dlatego drugi showrunner "Rodu Smoka" - Miguel Sapochnik, który wyreżyserował garść świetnych epizodów "Gry o tron" - chciał podobno pozmieniać część z nich. Condal dał jednak stanowcze weto:
Jestem fanem tych książek od 20 lat. Byłem też fanem "Gry o tron", obejrzałem pilota w noc premiery i każdy kolejny epizod po nim. Nie da się zastąpić "Gry o tron", to jak z Beatlesami. Postanowiłem zrobić coś, co jako fan sam chciałbym zobaczyć i jestem zadowolony z efektu końcowego. Targaryenowie są jak Jedi w "Gwiezdnych wojnach". Przez cały czas słuchasz o tym, że było ich mnóstwo i byli potężni, dlatego ciągle chcesz ich w końcu zobaczyć. A teraz wszyscy macie na to okazję
- wyjaśnił Ryan J. Condal.
Lojalność względem książek Martina musiała tutaj pójść jednak w parze z wiernością samej "Grze o tron", choć przecież te dwa światy po drodze dosyć wyraźnie się rozeszły. Osobiście przypominam sobie tylko jeden podobny eksperyment w postaci filmu "Doktor Sen", który próbował być jednocześnie adaptacją powieści Stephena Kinga i sequelem "Lśnienia" Stanleya Kubricka. Czyli dwóch tytułów wyraźnie sobie przeciwstawnych. Dopiero przekonamy się, jaki będzie efekt podobnego mariażu w "Rodzie Smoka", ale opublikowane zwiastuny pokazują kilka ciekawych kwestii. Widać choćby, że twórcy postanowili oddać potęgę Żelaznego Tronu w sposób bardziej odpowiadający opisowi z "Ogień i krew" przy jednoczesnym zachowaniu wizualnego podobieństwa do tego, co znaliśmy z serialu.
"Gra o tron" dostała to, na co "Władca Pierścieni" nie mógł liczyć.
Zapowiedziany na sierpień prequel powstaje w tym samym otoczeniu, choć odpowiadają za niego częściowo zupełnie nowi ludzi. Dzięki czemu widz nie będzie mieć poczucia, że ogląda coś zupełnie mu nieznanego, a jednocześnie to uniwersum dostało bardzo potrzebny mu powiew świeżości. "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" nie mógł liczyć na to samo, choć jeszcze kilka miesięcy temu wielu fanów wciąż żyło nadziejami, które teraz umarły. Nie zmienia to natomiast faktu, że "Ród Smoka" powstaje przede wszystkim w podporządkowaniu książkom George'a R.R. Martina.
Widać to w zasadzie po każdym kolejnym zwiastunie produkcji. W "Rodzie Smoka" pojawiają się wszystkie istotne postaci z "Ognia i krwi", będzie też dużo smoków, politycznych rozgrywek i krwawych pojedynków. W zwiastunach nie znajdziemy w zasadzie żadnych poważnych odstępstw od książkowego kanonu, choć zapewne w trakcie oglądania całego sezonu jakieś zmiany uda się wyłapać. To nieuniknione i zupełnie normalne - mowa przecież o dziełach należących do dwóch różnych mediów.
"Ogień i krew" nadaje się zresztą pod tym względem lepiej do adaptowania niż "Gra o tron", "Władca Pierścieni" czy tym bardziej dodatki do tej powieści, z których muszą korzystać "Pierścienie Władzy". W przypadku ekranizowania pełnoprawnych powieści fantasy zawsze musi dojść do pewnego spłaszczenia materiału, na co narzekał choćby Christopher Tolkien. Z kolei opieranie swojej fabuły na dosyć luźnych i bardzo bezosobowych notatkach siłą rzeczy zmusza do wprowadzenia wielu odautorskich naddatków. Co ustawia produkcję niebezpiecznie blisko fanfikowych rejonów.
"Ogień i krew" znajduje się gdzieś pośrodku tych dwóch skrajności. Dlatego jest idealną bazą dla serialu "Ród Smoka".
To całkiem zwarta i obfitująca w konkrety opowieść, a jednocześnie "tylko" kronika wydarzeń. Dlatego wręcz prosi się o to, by zapełnić ją dodatkowymi szczegółami i międzyludzkimi interakcjami. Można ją łatwo (i bez straty istotnych wątków) przełożyć na język serialu, zachowując przy tym kościec całej historii. A ponieważ udział przy projekcie bierze George R.R. Martin, to można mieć zaufanie do jakości nowych dialogów. Gdy tylko pisarz drastycznie ograniczył swoją obecność w pokoju scenarzystów "Gry o tron" to ten, tak przecież wychwalany, aspekt serialu błyskawicznie zszedł na psy.
Oczywiście, na miesiąc przed premierą wciąż należy się wstrzymać przed rzucaniem jakichkolwiek jednoznacznych ocen o samej jakości "Rodu Smoka". O tym aspekcie produkcji ostatecznie przekonamy się dopiero na przełomie sierpnia i września. Nie mam jednak wątpliwości, że dziś "Ród Smoka" znajduje się w najlepszej pozycji z trzech prequeli głośnych marek fantasy. O serialu "Wiedźmin: Rodowód krwi" od dwóch miesięcy nie słychać żadnych konkretów, a "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" zapowiada się na niemałą katastrofę. Spin-off "Gry o tron" w porównaniu do tych konkurencyjnych projektów zdaje się powstawać w najzdrowszej atmosferze. Co przecież jeszcze rok temu wcale nie wydawało się takie oczywiste.
Disney+ zadebiutował w Polsce. Tutaj kupisz go najtaniej.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.