"Ród smoka" zmierza coraz bliżej w stronę wielkiego konfliktu, który rozpali całe Westeros i pogrąży je w chaosie. Jak po czterech pierwszych odcinkach wypada produkcja HBO? Co się w niej udało, a co na ten moment zdecydowanie wymaga poprawy? Na szczęście w tej pierwszej grupie znajdziemy dużo więcej elementów.
Disney+ w rekordowo niskiej cenie. Subskrypcję możesz wykupić tutaj - tylko do 19.09.
Trzy głośne seriale fantasy i trzy konkurencyjne platformy streamingowe. "Ród smoka" kontra "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy" i "Wiedźmin". Na pierwszy rzut oka sprawa wygląda jakby fani gatunku żyli w idealnym dla siebie momencie. Problem w tym, że seriale Netfliksa i Amazona spotkały się z wieloma negatywnymi opiniami, a i hit HBO musi mierzyć się niekiedy z krytyką. Mimo wszystko, w porównaniu z dwiema pozostałymi produkcjami, to "Ród smoka" na ten moment cieszy się najcieplejszym przyjęciem.
Na HBO Max zadebiutował dzisiaj 4. odcinek serialu, a jego treść prowadzi nas coraz bliżej domowej wojny między Targaryenami. Polityczny konflikt o Żelazny Tron wchodzi w decydującą fazę, a jego strony stają się coraz bardziej jasne. To zarazem kolejny epizod, w którym akcja zostaje ograniczona do minimum, a relacje między bohaterami wchodzą na pierwszy plan. Co nie do końca podoba się części widzów przyzwyczajonych do nastawionych głównie na epickie walki późniejszych sezonów "Gry o tron".
Ród smoka rozwija się powoli, ale idzie w dobrą stronę.
Tempo "Rodu smoka' to coś, o co odbiorcy najczęściej mają pretensje do prequela. Trzeba otwarcie przyznać, że w porównaniu do "Gry o tron" w pierwszych czterech odcinkach produkcji faktycznie nie wydarza się wiele. Matka Rhaenyry umiera w trakcie porodu, następnie Viserys poślubia Alicent Hightower, a Corlys Velaryon i Daemon Targaryen udają się na prywatną wojnę o Stopnie. Po kilku latach na dworze pojawia się następny potomek króla o imieniu Aegon, a Karmiciel Krabów zostaje ostatecznie pokonany.
Tymczasem Rhaenyra odrzuca zaloty wszystkich kandydatów na jej męża i udaje się do burdelu ze swoim stryjem. Zostają tam zauważeni przez jednego ze szpiegów Otto Hightowera, który donosi o tym królowi. W obawie przed rozwojem plotek i w celu zdobycia ponownej przychylności Velaryonów król decyduje o zorganizowaniu ślubu między Rhaenyrą a Laenorem Velaryonem oraz usuwa Hightowera z pozycji namiestnika.. To oczywiście skrótowy opis wydarzeń, ale mimo wszystko dosyć dokładny.
Dość powiedzieć, że na ekranie wciąż obserwujemy młodsze wersje Rhaenyry i Alicent (grane odpowiednio przez Milly Alcock i Emily Carey). Przynajmniej przez część kolejnego odcinka nie ulegnie to zmianie. Co z kolei oznacza, że wybuch Tańca Smoków nie czeka nas raczej przed końcem 1. sezonu. Świadczą o tym zresztą tytuły pozostałych odcinków. Rozumiem, co powodowało HBO w takim wyborze, ale mam też świadomość, jak irytujące dla części widzów jest tak powolne tempo opowieści.
HBO zrobiło bardzo spójny serial, lecz jednocześnie nieco monotonny.
Wielką siłą "Gry o tron" była umiejętność żonglowania bardzo różnymi wątkami i stylistykami. "Ród smoka" absolutnie jej nie posiada. Niemal zupełnie brak tu choćby humoru, który wyróżniał oryginalną serię. Bez bohaterów takich jak Tyrion Lannister czy Littlefinger spin-off szybko stał się dosyć ponurą opowieścią o królestwie zmierzającym prosto do katastrofy. Niby trudno mieć o to do HBO pretensje, bo przecież Taniec Smoków bynajmniej nie jest szczęśliwym wydarzeniem. Z drugiej strony, Wojna Pięciu Krółów z oryginalnej serii też przecież wiązała się z całą masą tragedii.
Do monotonii "Rodu smoka" dodatkowo dokłada się fakt, że zdecydowana większość produkcji rozgrywa się w tych samych lokacjach. Akcja "Gry o tron" skakała między Królewską Przystanią, Winterfell i Północą, a także wieloma innymi punktami w Westeros i Essos. Zapewniało to tej produkcji ogromną wizualną świeżość, której prequelowi bardzo brakuje. Pozostaje mieć jednak nadzieję, że od 2. sezonu ta kwestia ulegnie znacznej poprawie.
Warto przy tym zauważyć, że estetyczna i fabularna spójność "Rodu smoka" działa na jego korzyść w zestawieniu z konkurencyjnymi hitami fantasy. Tak "Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy", jak i "Wiedźmin" próbują być jednocześnie dramatem, komedią, opowieścią o wielkiej przygodzie, historią o przyjaźni i miłości, a także przypowieścią o walce dobra ze złem i superbohaterskim blockbusterem w jednym. Wiele z tych elementów kłóci się ze sobą, a w spin-offie wszystkie kawałki układanki pasują do siebie wręcz idealnie. Najbardziej "odstawał" szaleńczy rajd Daemona, ale nawet tę sekwencję dało się wytłumaczyć.
"Ród smoka" przynajmniej na razie jest po prostu najlepszym z ostatnich seriali fantasy.
To produkcja zrealizowana przy pokaźnym budżecie, którego sprawne wykorzystanie widać w zasadzie w każdym odcinku. Angażująca na poziomie emocjonalnym, a zarazem wciąż kryjąca w rękawie swoje największe atuty. Przynajmniej na razie "Ród smoka" nie sposób nazwać "epickim serialem", ale to też z czasem ulegnie zmianie. Jeżeli twórcom uda się jednocześnie podtrzymać fascynujące polityczne machinacje, a aktorzy wciąż będą stawać na wysokim poziomie, to czeka nas hit godny "Gry o tron". Musimy tylko nieco uzbroić się w cierpliwość.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.