Rodzina w oparach, która niedawno pojawiła się na Netfliksie, miała być pogodnym serialem o legalnej marihuanie. Niestety, wyszło nudno, miałko i bardzo mało zabawnie.
OCENA
Netflix ciągle eksperymentuje. Nie boi się inwestować w animacje, niskobudżetowe filmy i dokumenty. Dzięki tej strategii serwis nie kojarzy się już tylko z House of Cards i serialami o superbohaterach. Wygląda na to, że jednym z takich eksperymentów Netfliksa miał być własny sitcom.
Rodzinę w oparach stworzył Chuck Lorre, który ma na swoim koncie bardzo popularną Teorię wielkiego podrywu. Serial opowiada o niewielkim sklepie z marihuaną, który prowadzi była hipiska i aktywistka, W młodości walczyła ona o legalizację trawki. I chociaż większość klientów zakupuje narkotyk w celach rozrywkowych, to jego właścicielka cały czas powtarza, że jej produkty mają działanie odprężające i lecznicze.
W główną rolę wcieliła się Kathy Bates. Obok niej pojawia się jeszcze syn właścicielki (Aaron Moten), ochroniarz (Tone Bell), dwie sprzedawczynie (Elizabeth Alderfer i Elizabeth Ho).
Wszystko to odbywa się jak w typowym sitcomie. Miejsce akcji jest ograniczone, liczba stałych bohaterów również, a żarty opierają się na humorze sytuacyjnym.
Szkoda tylko, że znaczna część dowcipów dotyczy narkotykowego haju. Żarty są toporne i okropnie wymuszone, a na domiar złego towarzyszy im śmiech z puszki, który w zestawieniu z tym kiepskim humorem brzmi wyjątkowo niestosownie.
Całej sytuacji nie pomaga fakt, że fabuła i bohaterowie nie mają w sobie nic, co mogłoby zaciekawić widzów. Trudno przekonać kogokolwiek, że te postacie oferują oglądającym coś więcej niż tylko ubogo zarysowane i stereotypowe cechy. Jest dziewczyna, która chciała zostać lekarzem, ale jej plan się nie powiódł. Jest nad wyraz utalentowany i wykształcony syn byłej hipiski mający inne spojrzenie na świat niż matka. I inni bohaterowie, których problemy zostały pokazane w kinie i serialach tak wiele razy, że trudno traktować tę produkcję poważnie. Konflikty między nimi zarysowane są w bardzo oczywisty i przewidywalny sposób. Od początku wiemy, jak skończy się większość scen i sytuacji.
Na uwagę zasługuje tylko jeden bohater - ochroniarz Carter. Wrócił on z wojny w Iraku i ciągle nie przepracował traumy związanej z okropnościami konfliktu zbrojnego. Szkoda tylko, że nawet dobra gra aktorska i poważny, dojrzały temat znika w morzu banału i nijakości.
Ostatnim gwoździem do trumny Rodziny w oparach są naprawę drętwe dialogi.
Na uwagę zasługują jedynie absurdalne wstawki, które pojawiają się zazwyczaj zupełnie bez związku z serialem. Czasem są to głupawe reklamy telewizyjne ("Jesteśmy grupą prawników, która walczy o to, aby twoje jedzenie zostało dowiezione na czas"), czasem animacje, a innym razem fantazje głównych bohaterów. To najjaśniejsze punkty serii i muszę przyznać, że zostały one zrealizowane naprawdę dobrze.
Czy warto?
Serial nie ma niestety prawie nic do zaoferowania. Powierzchowne podejście do bohaterów, wtórny humor i miałkie dialogi sprawiają, że obejrzenie go, było dla mnie zadaniem wyjątkowo trudnym. Może znajdzie się fan sitcomów, któremu ten typ humoru się spodoba i przymknie oko na wady Rodziny w oparach. Niestety szczerze w to wątpię.