Jeśli musisz teraz obejrzeć serial, niech to będzie „Rok za rokiem”. Nie będzie lepszego momentu na taki seans
Obejrzałam w końcu „Rok za rokiem” na HBO GO. Słyszałam: lepiej teraz tego nie rób. Paradoksalnie – ku przestrodze – włączyłam pierwszy odcinek. I przepadłam. Posłuchajcie mnie, nie będzie „lepszego” momentu, żeby zobaczyć ten serial. A może gorszego?
Choć teoretycznie wiemy, że światem rządzą korporacje, rządy ukrywają informacje bądź okłamują swoich obywateli, a konflikty zbrojne trwają właściwie nieprzerwanie, w naszym codziennym życiu te wszystkie wielkie sprawy nie zawsze nas dotykają. Kiedy jedna z bohaterek „Rok za rokiem”, brytyjska polityczka z ambicjami, Vivienne Rook (w tej roli rewelacyjna Emma Thompson), odpowiada na wizji na pytanie o konflikt Palestyny i Izraela – cytuję – I don't give a fuck about the Palestinians, którzy zostają odcięci od dostaw prądu, jej rozmówcy, należący do elity, są wstrząśnięci. Ale tłum szaleje, bije brawo.
Bo Rook wprost, językiem prostych ludzi, mówi o tym, o czym często myśli każdy z nas – to mnie nie dotyczy.
Co mnie obchodzi, że gdzieś giną ludzie, kiedy w moim chodniku jest dziura, zawieszenie samochodu psuje mi się na nienaprawionej drodze, do najbliższej piekarni mam 2 km, a sąsiad budzi mnie warkotem swojego silnika o 6 rano? To myślenie, które początkowo w pewnym sensie znajdzie poklask wśród części rodziny Lyonsów, o której „Rok za rokiem” opowiada, wkrótce odbije się czkawką nie tylko im, ale wszystkim na świecie. Bo – jak powie nestorka rodu, Muriel Deacon – to wasza wina. Co? – zapyta ją jej zdziwiona rodzina. Ona odrzeknie: „Wszystko. (...) Wszystko poszło nie tak, z waszej winy” i doda, w odpowiedzi na pytanie swojego wnuka, dlaczego to on ma odpowiadać za cały świat, że odpowiada każdy z nas.
Możemy sobie oskarżać innych, gospodarkę, Europę, opozycję, pogodę albo ogromne fale historii, jakbyśmy nie mieli na nie wpływu, tacy bezradni i malutcy... ale to wciąż nasza wina. Wiecie, dlaczego. Przez tę koszulkę za funt. Nie potrafimy się jej oprzeć (...) Sklepikarz zarabia na niej marne 5 pensów, a jakiś chłopek z polem 0,01 pensa i uważamy, że to w porządku, wszyscy. Przekazujemy funta i wkupujemy się w ten system na zawsze (...) – wygłosi przemówienie Muriel, a jej rodzina będzie wiedzieć, że ta zgryźliwa i uparta staruszka, wciąż jeszcze będąca w doskonałej formie psychicznej i fizycznej, ma rację.
Daniel Lyons (Russell Tovey), jeden z głównych bohaterów, powie, że kiedyś informacje i oglądanie tzw. newsów były nudne. Będą się z tego śmiać razem z rodzeństwem, ale to będzie raczej śmiech przez łzy, bezsilność wobec ciągłych przełomowych doniesień o bombach, kryzysach, wojnach i różnych ogromnych zmianach, które nieodwracalnie wpłyną na przyszłość ich i ich bliskich. Mówi się: obyś żył w ciekawych czasach. I zaraz potem zawsze powinno się dosadnie dodawać: uważaj czego sobie życzysz, bo jeszcze się spełni.
W „Rok za rokiem” wszystko zaczyna się w 2019 roku. W kolejnych sześciu odcinkach serialu poznamy kilkanaście lat życia rodziny Lyonsów.
Ich osobiste dramaty, miłości i radosne chwile rozgrywają się na tle pędzących przemian społecznych, politycznych, gospodarczych, technologicznych. Ten wycinek, który dostaniemy, mocno zakotwiczony w trudnej codzienności, pozwoli nam mieć ogląd na całość, na to jak zmienia się historia. A wizja, którą kreśli przed nami Russell T. Davies, twórca serialu, nie jest optymistyczna.
Człowiek, sam jeden, nie ma żadnego znaczenia. To, czy technologia (lub polityka, korporacje, władza itd.) będą dobre albo złe, zależy nie od jednostki, jak to często przedstawia „Black Mirror”, ale od zbioru tych jednostek. A wspólnotę, która ma takie same wartości, cele, przekonania, zbudować jest trudno. I to jest źródłem największych cierpień, jakie rozgrywają się z naszym udziałem na świecie.
Odniesienia w „Rok za rokiem” do naszej teraźniejszości są więcej niż oczywiste – w serialu odnajdujemy prawdziwe postaci, wydarzenia. I to nadaje tej produkcji z pogranicza gatunku science-fiction ogromnej realności. Davies nie prezentuje nam bowiem alternatywnej wizji historii (może tylko w pewnym sensie), a raczej próbuje odpowiedzieć na pytanie: jak to wszystko może dalej się potoczyć? Co nas czeka, jeśli nie zwolnimy? Co z naszym „jutrem”, jeżeli pójdziemy nadal szlakiem, po którym już zmierzamy?
I, jak się okaże, w 2030 roku świat wcale nie wygląda jak z „Blade Runnera”, „Matriksa” czy „Altered Carbon”. Jest bliższy nam, bardziej „ludzki”, co jest dość przewrotne, jeśli wziąć pod uwagę, że ludzie stali się bardziej nieludzcy ze swoimi dążeniami.
Wspomniana już Rook uosabia wszystkie najgorsze cechy polityków, którzy na pierwszy rzut oka, w teorii dbając o bezpieczeństwo swoich obywateli, potrafią uwodzić społeczność. Jest populistką, brak jej wrażliwości, ma makiawelistyczne zapędy. Dzięki niej poznajemy sytuację polityczną, której świadkami są właśnie Lyonsowie, bo – jak twierdzi twórca „Rok za rokiem” – te przemiany społeczno-polityczne, to co rozgrywa się na arenie medialnej itd. musi mieć jakąś twarz; wtedy nabiera prawdziwego znaczenia, jest bardziej namacalne.
Zresztą każdy z Lyonsów, Daniel, Stephen, Edith, Celeste, Rosie, Bethany, a także ich bliscy i znajomi, reprezentują jakiś fragment wspólnej rzeczywistości; dzięki nim możemy przyjrzeć się tym fragmentom z bliska, poczuć je i zastanowić nad własnymi wyborami w podobnej sytuacji, która – jeśli potraktować ten serial jako ostrzeżenie, a wydaje mi się to zasadne – nadchodzi. A przynajmniej może nadejść.
W jednym z odcinków Viktor Goraya (Maxim Baldry), uchodźca z Ukrainy, który walczy w Wielkiej Brytanii o azyl, mówi: „Odcinają nas, po czym nas zarażają. To bardzo brytyjskie: zabijanie grypą”.
Trudno o bardziej dosłowny moment w serialu. Nawet wtedy, kiedy na ekranie pojawia się Donald Trump, startujący w kolejnych wyborach, nie czujemy takiej więzi z bohaterami. Przerażająca wizja z przyszłości, którą Davies zaprezentował szerokiej publiczności już rok temu, nie dosłownie, ale w pewnym ogólnym sensie się ziszcza. Pandemia koronawirusa zmienia nasze codzienne życia, niektóre kończy. Czeka nas ogromny kryzys – gospodarczy, społeczny, na który złożą się osobiste dramaty milionów ludzi. Czy podniesiemy się z tej traumy? „Rok za rokiem” nie daje jasnej odpowiedzi i nadziei. Ale radzi: tak, jeśli znajdziemy wspólny język i nić porozumienia; nadal będzie ciężko, ale tylko budowanie wspólnoty może doprowadzić nas do czegokolwiek innego niż kres.