Kryminał i powieść erotyczna w jednym - krzyczy do nas napis na okładce. No cóż - pomyślałem, oglądając ją i zastanawiając się, czemu by nie spróbować. Ostatnie "miksy" były raczej udane - wystarczy wspomnieć chociażby Jakuba Ćwieka (mimo że to fantastyka) i jego Liżąc Ostrze. Wydawnictwo Redhorse wkroczyło na sklepowe, czy raczej empikowe, półki dość nieoczekiwanie i zajęło miejsce zaraz obok Fabryki Słów. Czy konkurencja ich nie zmiecie?
Pierwsza część przedstawia historię myślącego o rozwodzie malarza i poetę, który chcąc od życia trochę więcej, trafia, jak mu się wydaje, na "kolejną" miłość swojego życia. Bernard, bo tak na imię ma nasz artysta, ma nadzieję na ponowne ustatkowanie się. Jednak plan ten niszczy obecny, chociaż już praktycznie tylko formalny, mąż jego nowej wybranki. Okazuje się, że ich dotychczasowy trójkąt tak naprawdę jest czworokątem z całymi tego konsekwencjami. Doprowadza to do zdarzeń tak tragicznych, że niemal niewyobrażalnych. Druga część opowiada o wyjeździe Bernarda, za namową starego kumpla, do Ameryki, która niczym El Dorado miała przynieść mu góry zielonych, a zakończyła się - na pierwszy rzut oka - fiaskiem i osobistą porażką.
Fabuła powieści jest dość… dziwna. Właściwie można powiedzieć, że jest słabiutka a jej sens trywialny do bólu; z drugiej jednak strony ma w sobie coś prawdziwego, coś, co nie pozwala skreślić jej ot tak, po prostu. W każdym razie zupełnie nie widzę w niej nic z wspomnianego kryminału ani z powieści erotycznej - jest to zwykła książka obyczajowa, która nie przemilcza tego, co dzieje się w stosunkach damsko-męskich "po godzinach". Jednak i tutaj wyraźnie kuleje słownictwo, chociaż możliwe, że to wina naszego ubogiego słownika w tej kategorii - określenia naukowe mieszają się z tymi wulgarnymi, zaczerpniętymi prosto z podwórka i to od dzieci w wieku charakterystycznym dla szkoły podstawowej. Również ciężki klimat, który zbudował autor, zdecydowanie nie pasował mi do opisywanej fabuły - zwykłej powieści obyczajowej.
Czas na tych parę pozytywnych akcentów, które mimo wszystko się pojawiają. Osobiście przypadł mi do gustu styl autora - część pierwsza bardziej przypomina thriller i dokładnie tak to się ją czytało. Uważam, że Siedlar spełniłby się lepiej przy pisaniu właśnie w tym gatunku. Ciekawym zabiegiem było przejście do drugiej części - wyjazdu do Ameryki - i zmiana stylu z ciężkiego na reportażowy. Bardziej pasowało to do opisywanych zdarzeń i czytało się zdecydowanie lepiej. Również historia opowiedziana w drugim rozdziale okazała się o wiele lepsza niż to, co czytelnik dostał na początku. Pierwszy rozdział był taki bezpłciowy, bez konkretnego celu i sensu, zaś obie te rzeczy pojawiły się później. Jeżeli jest to tendencja zwyżkowa, to drugi tom będzie już książką dobrą.
Pozycja dla ludzi dwóch typów. Typ pierwszy to jestem_obrzydliwie_bogaty, a drugi to jestem_redaktorem_i_muszę. Jest teraz tak dużo innych, lepszych pozycji, że jeżeli nie masz co robić z pieniędzmi, to spokojnie możesz je wydać na coś innego niż Rozdeptać Pająka. Nie ma co się oszukiwać: pomysł na fabułę - średni, wykonanie - średnie, warsztat - relatywnie dobry. I nie, że się przyczepiłem - ta książka jest, przy dobrych chęciach czytelnika, średnia. Może część dwójka będzie lepsza? Mam nadzieję, bo czytając tom 1. widać dobrze rokującą tendencję zwyżkową.