REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Netflix, mamy problem z „Rozłąką”. Oceniamy nowy serial science fiction

Podróże w kosmos nie są już tylko wytworem wyobraźni twórców „Star Treka”, a stają się rzeczywistością. X muza żywo reaguje na tę sytuację. I chociaż Jessica Goldberg i Andrew Hinderaker bardzo starają się być oryginalni, „Rozłąka” może gdzieś przepaść w zalewie podobnych produkcji należących do gatunku.

04.09.2020
11:45
Rozlaka netflix recenzja opinie serial
REKLAMA
REKLAMA

Kiedy w latach 50. science fiction dojrzało do miana pełnoprawnego gatunku filmowego (a jak wskazują jego badacze stało się to wraz z premierą „Kierunku Księżyc” w 1950 roku), twórcy patrzyli w kosmos z obawami i przerażeniem. Popularność kolejnych produkcji napędzały doniesienia o rzekomym rozbiciu się statku kosmicznego w okolicach miejscowości Roswell oraz zimnowojenna paranoja, na którą składał się wyścig zbrojeń i antykomunistyczne działania rządu. Potem pojawił się Erich von Däniken i jego koncepcja wpływu istot pozaziemskich na nasze życie, a Steven Spielberg i inni reżyserzy Kina Nowej Przygody zamiast z poczuciem zagrożenia, zaczęli spoglądać w gwiazdy z dziecięcą nadzieją i naiwnością, sprowadzając na naszą planetę ufoludków obdarzonych mocami wyjętymi z judeochrześcijańskiej mitologii. Dzisiaj Elon Musk finansuje programy kosmiczne, a kosmos na małym i wielkim ekranie wydaje się czymś oswojonym, nad czym w mniejszym bądź większym stopniu panujemy. „Rozłąka” idealnie więc wpisuje się we współczesne tendencje panujące w fantastyce naukowej.

Zauważmy bowiem, że z pojęcia science fiction coraz częściej znika drugi jego człon, a filmowi i serialowi twórcy bardziej niż na fikcji skupiają się na nauce bądź człowieku wchodzącym w kontakt z nowoczesną technologią.

Dlatego eksplorujemy i eksploatujemy przestrzeń kosmiczną w „The Expanse”, w „Avenue 5” kosmos staje się zwyczajnym miejscem pracy, w jakim nie brakuje komicznych sytuacji, a w „Siłach kosmicznych” Mark R. Naird twardo stąpa po ziemi, aby jego podwładni wylądowali na Księżycu. Jessica Goldberg i Andrew Hinderaker w „Rozłące” podążają podobnym tropem. Nie interesuje ich fantastyka, tylko ludzie. Zabierają nas w długą i żmudną podróż na Marsa wraz z piątką bohaterów. Na pokładzie statku znajduje się rosyjski inżynier Misha, chemiczka z Chin Lu, indyjski pilot Ram, botanik z Ghany Kwesi i dowódczyni wyprawy, amerykańska astronautka Emma Green. Razem będą musieli stawić czoła nie tylko problemom czekających na nich tysiące kilometrów od naszej planety, ale również znanym nam wszystkim namiętnościom i tęsknotom. Na Ziemi pozostawili swoich najbliższych i nieustannie muszą mierzyć się z presją, jaka została na nich narzucona, kiedy zdecydowali się wziąć udział w przełomowej misji.

Podejście twórców do prowadzenia narracji najdosadniej widać na przykładzie Emmy Green. Wywodzi się ona wprost z linii protagonistek zapoczątkowanej przez Ellen Ripley z „Obcego”. Jest aktywna i bierze na siebie odpowiedzialność za życie całej ekipy. Jednocześnie jednak niczym Sarah z „Proximy” rozdarta jest między obowiązkami zawodowymi i prywatnymi. Przejmuje się tym, co ma miejsce na Ziemi i próbuje na odległość radzić sobie z problemami, z jakimi borykają się jej mąż i nastoletnia córka. W miarę rozwoju akcji uczy się, że nie może sama dźwigać takiego ciężaru na swoich barkach i potrzebuje pomocy. Podobną drogę przechodzą wszystkie pozostałe postacie, którym przez wydarzenia w kosmosie przyjdzie zmienić swoje podejście do życia. Toczą oni wewnętrzną walkę o samoświadomość. Goldberg i Hinderaker podbijają ją serwując nam opowieść o współpracy, tolerancji, zrozumieniu dla drugiego człowieka, a przede wszystkim o znikomym znaczeniu granic między państwami, bo przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. Brzmi tandetnie? Dobrze, takie właśnie jest.

Rozłąka/Netflix class="wp-image-439894"
Rozłąka/Netflix

W kolejnych odcinkach następni bohaterowie, nie tylko ci w kosmosie, ale również ci na Ziemi, wyciągają jakieś uniwersalne nauki z sytuacji w jakich się aktualnie znajdują.

Wystarczy nieprawdopodobny zbieg okoliczności, jedno słowa któregoś ze współtowarzyszy, aby zrozumieli coś ważnego i podzielili się tym z widzami. Wszystko zmienia się nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bo scenarzysta tak właśnie chciał. A przecież nieraz pragnęlibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o otaczającej ich technologii czy wejść głębiej w ich, napisane chyba na kolanie, wzajemne relacje. Są to jednak marzenia ściętej głowy, bo nic tu nie działa jak należy. Najlepiej widać to w przypadku bliskich głównej bohaterki. Nastoletni bunt zamiast wzbudzać rzeczywiste obawy o losy córki Emmy, wywołuje jedynie śmiech, a mężowi protagonistki trudno kibicować, nawet kiedy ląduje na wózku inwalidzkim. Twórcy serwują nam stereotypowe mielizny fabularne i psychologiczne, co chwilę korzystając z kolejnych klisz. Nie brakuje więc powtórzeń i wałkowania wciąż tych samych tematów, wzbogaconych sposobem narracji wyjętym wprost z telewizyjnych tasiemców. Kiedy tylko dochodzimy do punktu kulminacyjnego jakiegoś wątku, zaraz nasza uwaga kierowana jest na inny. W ten sposób Goldberg i Hinderaker bezlitośnie rozciągają swój serial na osi czasu.

Tym samym decyzja o jak największym skupieniu na przyziemnych aspektach opowieści staje się bronią obusieczną. Z jednej strony pozwala nam identyfikować się z bohaterami, ale z drugiej spłyca ich indywidualne historie. Cały potencjał serialu niknie w samonakręcającej się spirali absurdów i naiwnych morałów. Rozmach realizacyjny i fabularny zdecydowanie przerasta kompetencje artystyczne twórców, którzy rozsmakowują się w kolejnych tanich, emocjonalnych chwytach. W efekcie „Rozłąka” to telenowela z podróżą w kosmos w tle. Wyprawa na Marsa okazuje się tu ładnym ozdobnikiem prowadzonej narracji, ale zupełnie niepotrzebnym. Goldberg i Hinderaker mogliby powiedzieć dokładnie to samo osadzając fabułę w całości na Ziemi i zamykając ją w ramach filmu pełnometrażowego. Zamiast tego próbują utrzymać naszą uwagę przez 10 godzin. Wychodzi im to tak marnie, że przeciętny widz skończy oglądać serial maksymalnie po drugim epizodzie, a największe nerdy po seansie będą mieć poczucie zmarnowanego czasu i zawiedzeni wrócą do przeglądania newsów na temat SpaceX.

REKLAMA

„Rozłąkę” obejrzycie na platformie Netflix.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA