„Russian Doll” dostanie nikomu niepotrzebny 2. sezon. Co będzie następne – kontynuacja „Czarnobyla”?
Netflix w ostatnim czasie coraz częściej decyduje się na przedłużenie swoich popularnych seriali o 2. sezon, nawet jeśli pierwsze serie tworzyły zamkniętą historię. Właśnie ogłoszono, że nowe odcinki otrzyma „Russian Doll”, a przecież na podobny krok zdecydowało się też HBO przy „Wielkich kłamstewkach”. Czy to najlepsza strategia?
Serwisy VOD cieszą się coraz większą popularnością w środowisku filmowym. Wśród wszystkich pozytywnych opinii wygłaszanych przez ludzi kina najczęściej dominuje sprawa ich elastyczności. Jeszcze kilkanaście lat temu w telewizji istniały dosyć sztywne ramy dotyczące tego, ile powinny trwać odcinki i ile sezonów może otrzymać dana produkcja. Nawet takie stacje jak Cartoon Network miały swoje zasady i się ich trzymały, przez co kilka popularnych seriali zostało zakończonych, mimo wciąż gorącego zapotrzebowania widzów na nowe odcinki. Dzięki serwisom VOD ta sytuacja uległa zmianie.
Wystarczy spojrzeć na kilka niedawnych produkcji Netfliksa, by zobaczyć znacznie większą swobodę, o której dla portalu Variety mówił niedawno sam Michael Douglas. Aktor po wielu latach powrócił do wieloodcinkowej produkcji w „The Kominsky Method” i bardzo sobie chwali współpracę z największą platformą streamingową. Nadmierna elastyczność też może być jednak źródłem problemów, zwłaszcza gdy napędza ją jedynie żądza zarobku. Coraz częściej widać więc sytuacje, że miniseriale i produkcje stanowiące zamkniętą całość zostają przedłużone o kolejny sezon.
Netflix ogłosił, że 2. sezon otrzyma serial „Russian Doll”. I po raz kolejny można zapytać: po co?
Historia przeżywających w kółko jeden dzień Nadii i Alana doczekała się całkiem pozytywnych reakcji ze strony recenzentów oraz widzów. Najwyraźniej również oglądalność była na zadowalającym poziomie, skoro Netflix w ogóle zastanawiał się nad kontynuacją. Rzecz w tym, że na poziomie fabularnym ciąg dalszy nie ma tutaj właściwie żadnej racji bytu. Cała opowieść doczekała się dosyć jasnego i sensownego zakończenia, które dopełniło zmagania bohaterów i nadało im sens. Jeżeli w 2. sezonie serial powróci do tych samych osób, przeżywających znowu bardzo podobny problem, to w pewnym sensie zrujnuje własną przeszłość.
To samo można powiedzieć również o „After Life” Ricky'ego Gervaisa. Czarna komedia o radzeniu sobie ze śmiercią ukochanej osoby otrzyma 2. sezon i naprawdę nie sposób zrozumieć, jaki jest tego cel (poza oczywistym aspektem finansowym). W pewnym sensie takie wymuszane doczepianie do istniejącej historii dalszego ciągu jest nawet gorsze niż przedłużanie serialu po prostu słabego.
Dobrym przykładem są tu „Rozczarowani”. Czy uważam, że dzieło Matta Groeninga zasługiwało swoją jakością na nowe odcinki? Nieszczególnie. Serial animowany Netfliksa przegrywał z innymi dziełami tego typu zarówno pod względem historii, wyjątkowości animacji, a przede wszystkim humoru. A mimo to absolutnie rozumiem potrzebę zrobienia 2. sezonu „Rozczarowanych”. Ma to sens zarówno pod względem ekonomicznym, jak i fabularnym, bo historia księżniczki Bean jest daleka od ukończenia.
„Wielkie kłamstewka” od HBO pokazują, że zmiana miniserialu w wieloodcinkową opowieść może skończyć się pozytywnie. Ale to bardzo trudne.
Autorzy 2. sezonu produkcji postawili na pokazanie konsekwencji działań bohaterek i (zdaniem większości komentujących) odnieśli dzięki temu sukces – otwarcie 2. serii oglądało się lepiej niż pilot 1. sezonu. „Wielkie kłamstewka” są jednak serialem rozgrywającym się w całkowicie realnym świecie, a quasi-kryminalne opowieści zawsze stosunkowo łatwo kontynuować, bo zwykle ich odkrywanie ciągnie się latami. Tego samego nie można powiedzieć ani o „Russian Doll”, ani o „After Life”. Pierwszy z wymienionych seriali zawiera element fantastyczny, którego powtórzenie będzie niewiarygodne, a z kolei dzieło Gervaisa koncentrowało się na uczuciach jednej konkretnej osoby – bohater produkcji na samym końcu akceptuje śmierć ukochanej.
Idąc dalej tym samym tropem myślowym, dlaczego 2. sezonu nie miałby dostać „Czarnobyl”? W końcu mówimy o niezwykle popularnej opowieści, która również może być w pewnym sensie kontynuowana, bo zawiera tylko wycinek rzeczywistości. Pasowałoby to do lansowanej ostatnio w internecie tezy, że serial HBO nie opowiada o Czarnobylu, tylko o konieczności życia w kłamstwie w państwie totalitarnym. To oczywiście bzdurne stwierdzenie, ponieważ tego typu rozróżnianie nie ma sensu. „Czarnobyl” jest przecież jednocześnie historią wybuchu reaktora jądrowego i bardziej uniwersalną opowieścią z bardzo konkretnym przesłaniem.
Ale jeśli koniecznie się uprzeć, że historyczne fakty dotyczące katastrofy elektrowni jądrowej można zastąpić czymś innym, to przecież 2. część mogłaby dotyczyć np. Rosji tuż przed upadkiem ZSRR. Ponownie z tyłu głowy pojawia się jednak nieznośne pytanie: po co? Coraz częściej można odnieść wrażenie, że wielkie serwisy VOD wolą na to nie odpowiadać. W końcu bardziej opłaca się nakręcić 2. sezon popularnego serialu, niż go nie robić.