REKLAMA

Rytuał to przegląd chwytów z filmów grozy. Recenzujemy horror od Netfliksa

Nowy horror Netfliksa to zbiór elementów dobrze znanych z innych filmów tego gatunku. Rytuał nie wnosi od siebie nic nowego, ale jednak nawet te oklepane chwyty sprawdzają się całkiem znośnie.

Rytuał Netflix recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Piątka przyjaciół z college’u podczas jednego ze spotkań postanawia odbyć jeszcze jeden wspólny wyjazd. Jeden z nich proponuje wycieczkę w szwedzkie góry, ale reszta nie wydaje się zainteresowana pomysłem. Gdy mężczyzna ginie w tragicznych okolicznościach, grupa postanawia uczcić jego pamięć poprzez planowaną przez niego wyprawę. Niestety, panują między nimi dość chłodne relacje i każdy chce jak najszybciej zakończyć pieszą wędrówkę. Gdy jeden z uczestników skręca nogę, ekipa decyduje o skróceniu drogi i przejściu przez las.

Jak wiadomo, to zawsze okazuje się najgorszym możliwym wyjściem.

Pierwszym poważnym ostrzeżeniem jest rozwieszone na drzewach i wypatroszone truchło łosia. To jednak nic w porównaniu z tym, co czeka ich potem. W nocy trafiają do opuszczonej chaty, w której nawiedzają ich niezwykle realistyczne koszmary. Jeden z bohaterów budzi się na zewnątrz z dziwną raną na piersi, inny wzywa swoją żonę, jeszcze inny nagi modli się do pogańskiej kukły. Cała czwórka chce jak najszybciej opuścić las, ale nie mają pojęcia, w którą stronę iść i jak długo potrwa marsz. A między drzewami czai się coś potężnego i złowrogiego, czemu nie stawi czoła żaden z nich.

Problem opartej na książce Adama Nevilla fabuły polega na tym, że chciano upiec nie dwie, a trzy pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony jest motyw nawiedzonego miejsca, które zatruwa ludzkie umysły i zsyła na nich koszmary. Z drugiej jest tajemnicze monstrum, które porywa turystów i nadziewa na gałęzie. Są także tajemnicze symbole na drzewach, które wykonane są najprawdopodobniej przez wyznawców owego stwora.

Zamiast jednej osi napędowej mamy trzy i tak naprawdę żadna nie spełnia swojego zadania w całości.

Gdyby skupić się na jednym konkretnym źródle strachu, film wypadłby znacznie lepiej. A tak mamy dawkę wszystkiego i nic tak naprawdę nie przeraża. Sceny z chaty i namiotów tracą swój czar, gdy wiemy, że gdzieś tam czai się potwór. Ten jest co prawda bardzo ładnie zaprojektowany, ale bardziej sprawdziłby się w filmie fantasy niż w horrorze.

Zaletą Rytuału jest z pewnością gra aktorska, co w obrazach z tego gatunku należy do rzadkości. Najlepiej wypadają Rafe Spall i Sam Troughton, choć w zasadzie każdy z grupy turystów przyzwoicie spełnia swoje zadanie. Drugim dużym plusem są sekwencje, gdy głównego bohatera dopadają wizje z przeszłości i nagle w środku lasu pojawia się wnętrze sklepu. Praca kamer i montaż poszczególnych ujęć stwarzają naprawdę realistyczne wrażenie, które na szczęście nie jest zepsute powtarzaniem tego chwytu co dziesięć minut.

Rytuał Netflix recenzja class="wp-image-133051"
REKLAMA

Rytuał jest bardziej przeglądem dostępnych zagrywek w horrorach niż w filmem z pełnym wykorzystaniem potencjału.

Całość ogląda się fajnie, bo tu i ówdzie znaleźć można ukłony w stronę klasyków gatunku, jak choćby Blair Witch Project. Inspiracje to jednak za mało, jeśli własny pomysł nie może przybrać wyraźnego kształtu. Jeśli dla kogoś motyw zagubionych w lesie przyjaciół nie jest pierwszyzną, to rozwój wydarzeń w obrazie Davida Brucknera niespecjalnie go zaskoczy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA