REKLAMA

Scoop - gorący temat [film]

Można go kochać lub nienawidzić, ale nigdy nie przejdzie się koło niego obojętnie. Woody Allen zapisał się w historii kinematografii nie tylko jako cynik, pesymista czy zrzęda, ale również jako baczny obserwator ludzkich zachowań, szczególnie kultury amerykańskiej. Będąc człowiek sędziwego wieku zdołał nam już pokazać wiele spojrzeń na zmieniający się świat, wynajmując do swoich filmów coraz to lepszych bądź bardziej sławnych aktorów. Odkąd jednak opuścił Stany Zjednoczone wena twórcza działa jeszcze mocniej. Po znakomicie przyjętym "Wszystko Gra", przyszła pora na drugi projekt Allena na brytyjskiej ziemi. Jego tytuł to "Scoop - Gorący Temat".

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Akcja filmu dzieje się na ulicach Londynu. Młoda, amerykańska studentka dziennikarstwa Sondra przychodzi wraz ze znajomymi na show iluzjonisty, Sida Watermana. [kurcze, miałem przeczucie, że będzie coś o iluzjonistach… - Volt.] Zostaje wybrana z publiczności jako ochotniczka do odegrania sztuczki "z szafą". Gdy bohaterka wchodzi i czeka aż paplanina starucha się skończy, zauważa ducha dziennikarza, który uświadamia ją kto jest najbardziej poszukiwanym angielskim seryjnym zabójcą nazywanym przez prasę "The Tarot Killer". Dziewczyna nie wie, czy to, co usłyszała jest prawdą lub może kolejną sztuczką magika. Po występie, studentka podchodzi do sztukmistrza i opowiada o swojej wizji. Okazuje się, że postać z tamtego świata pojawiła się naprawdę i wyjawiła im bardzo ważną tajemnicę. Zanim jednak ją sprzedadzą ruszają nasuniętym tropem do arystokratycznego lorda, aby go zdemaskować. Czy jednak to właśnie on jest zabójcą? [Więcej spoilerów nie mogłeś wcisnąć w jednym zdaniu? :D - Volt.]

REKLAMA

Już po pierwszych minutach projekcji widać, że Allen odszedł od koncepcji ukazanej we "Wszystko Gra". Pomimo motywu morderstwa i grasującego po ulicach miasta zabójcy, nie utrzymał całości w poważnym i stonowanym tonie. Nie ma aluzji do prozy Dostojewskiego, ani poważnych problemów socjalnych i miłosnych brytyjskiej społeczności. Reżyser w "Scoopie" powrócił do przeszłości, utrzymując tym samym klimat ironii (chociaż nie do końca satyry) i lekkości owiniętej w historię kryminalną. Przypomina nam to, w czym jest najlepszy, gdyż po obejrzeniu samego zwiastunu w głowie już pojawiały się tytuły takie jak "Tajemnica Morderstwa na Manhattanie" bądź "Klątwa Skorpiona".

Aby uniknąć repetycji swojego dawnego stylu, Woody Allen wprowadza mnóstwo dodatków, w celu ubogacenia tej niekonwencjonalnej opowieści. "Skoro Anglia, to Szekspir" - pomyślał pewnie reżyser, gdyż tematów ze sztuk brytyjskiego wieszcza tutaj nie zabrakło. Najbardziej rzucającym się w oczy jest element ingerencji świata nadprzyrodzonego z tym rzeczywistym ("Sen Nocy Letniej"), co dodatkowo łączy się z motywem ducha, przekazującego informacje, mącącym głównym bohaterom w głowie, żądającym zemsty i odkupienia ("Hamlet"). Allen generalizując kulturę wstawił również wątki mitologiczne. W końcu czyściec jest tu ukazany w formie łodzi, płynącej po rzece Haron, zbierającej kolejnych martwych osobników na czele, której stoi tajemnicza postać w czarnym odzieniu z kapturem, dająca asocjację skrzyżowania Hadesa z popularną "śmiertką".

Na tym oryginalność produkcji się kończy. Autor chciał uniknąć skojarzeń z wcześniejszymi tytułami, ale najwyraźniej nie udało mu się. Powtarza się znany schemat kreowania postaci. Sondra, w rolę której wcieliła się Scarlett Johansson, została wykreowana na aseksualną, ale za to przepełnionej ambicją studentki dziennikarstwa, zaś iluzjonista Sid Waterman, zagrany przez samego Woodiego Allena, jest typowym gderliwym, neurotycznym typem, chcącym mieć jak najmniej wspólnego ze sprawą, chociaż wewnętrzna ciekawość i troska nie pozwala mu opuścić młodej Amerykanki. Gdy postać wytworzoną przez znakomitą Scarlett ciężko porównać do wcześniejszych dzieł Allena, tak Sid jest charakterem niemalże sztampowym w jego produkcjach. Jakże tu nie odczuć komparacji do bohatera "Klątwy Skorpiona" C.W. Briggsa, czy też całokształtu "Tajemnicy Morderstwa na Manhattanie". Jedyną zmianę jaką zauważyłem jest wprowadzania przez reżysera jego autorskich bohaterów w mnóstwo nieoczekiwanych kłopotów. Może właśnie sugeruje nam, że jest to w pewnej formie kreacja autobiograficzna, próbując przekonać widzów neurotycznością oraz nagłymi zmianami decyzji. Charakter ten jednak wprowadził już w "Życiu i Całej Reszcie", gdzie zagrał wymądrzającego się komika, przekazującego wszelką wiedzę o świecie początkującemu satyrykowi. Krytykom zza granicy ten wizerunek średnio przypadł do gustu.

REKLAMA

Nie oznacza to jednak, że film jest na straconej pozycji. "Scoop - Gorący Temat" nie jest bowiem typową historią o prywatnym śledztwie, gdyż największy nacisk postawiono na wątki komediowe w najlepszym allenowskim stylu, parodiujące momentami stare filmy kryminalne. Oczywiście motywy te ukazały się już we wcześniejszych obrazach reżysera (przykładowo wątek kradzieży przypomina "Drobnych Cwaniaczków"), ale nie jest to nudne. Reżyser realizuje czasem abstrakcyjne pomysły, lecz nie pozostaje to barierą humoru, wręcz przeciwnie. Wszelkie niespodziewane akcje, sarkastyczne docinki Sida, czy głupkowatość Sondry to zdecydowanie najbardziej rzucające się w oczy i niezastąpione elementy żartu Allena, działające w tym przypadku jak najlepiej. Całość dopełnia lekkoduszna ścieżka dźwiękowa przepełniona standardami muzyki klasycznej, dodającą delikatne połączenie nastroju "grozy" z ironią. I jak zwykle tego typu fuzja u Woodiego Allena działa rewelacyjnie.

Wśród dzisiejszych pozycji komercyjnego kina komediowego, "Scoop - Gorący Temat" jest obrazem dość intensywnie wyróżniającym się od reszty. Nie ma tu naciąganego żartu, nielogicznych gagów, czy historii wyssanych z palca. Na pewno cenna jest oryginalność za zmiksowanie allenowskiego humoru z historią kryminalną, bo tego typu idee rzadko pojawiają się na ekranie, chociaż w stosunku do wcześniejszych pozycji nie ma tutaj postępu. Tego kogo denerwuje sposób bycia Woodiego Allena, do "Scoopa" się nie przekona. Można mieć do niego również pretensje, że zamiast kontynuować majestatyczną formę prezentacji poważnych tematów i solidnej interpretacji ludzkich zachowań (nominowany do Oskara za scenariusz, "Wszystko Gra") powrócił do błahych tematów zahaczając jedynie odrobinę o kulturową analizę. Ale mimo wszystko pokazał, że jako podstarzały artysta ma w dalszym ciągu dobre pomysły i realizuje je z takim samym rozmachem jak wcześniej. Dla fanów jegomościa to bardzo dobra wiadomość.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA