REKLAMA

Sen Kasandry [film]

Zaznaczam, że poniższa recenzja będzie wyjątkowo subiektywna. Jestem ogromnym wielbicielem dzieł zarówno filmowych, jak i książkowych Woodiego Allena. Każdy jego obraz, nawet jeśli jest przykładem spadku formy reżysera, stanowi ciekawą analizę wielu tematów. Fakt, poszczególne motywy powtarzają się w wielu jego filmach, ale to cały urok allenowskich produkcji. Dlatego czytając recenzje "Snu Kasandry" w rodzimych czasopismach specjalistycznych odrobinę się zląkłem, szczególnie, że większość tych opinii wskazywała właśnie ten film jako jeden ze słabszych obrazów nowojorskiego reżysera. Na szczęście ja tego nie odczułem.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Akcja "Snu Kasandry" przenosi nas do dzielnic Londynu zamieszkiwanych przez angielską klasę robotniczą. Głównymi bohaterami są dwaj bracia, Ian i Terry. Mimo że są połączeni więzami krwi, to różnią się od siebie diametralnie. Ian to ambitny, szukający stabilizacji w życiu osobistym i zawodowym człowiek. Aktualnie pomaga swojemu podstarzałemu ojcu w prowadzeniu restauracji. Natomiast Terry to rodzinny i wrażliwy mechanik samochodowy nie posiadający wyrafinowanych planów na przyszłość i będący nałogowym hazardzistą. Pewnego dnia obydwie postacie potrzebują w szybkim terminie ogromnych sum pieniężnych. Bracia zwracają się więc o pomoc do swojego bogatego wujka Howarda. Zgadza się on na pożyczkę dla swoich siostrzeńców, ale pod jednym warunkiem - jej spłata ma polegać na zabiciu inspektora finansowego, który ma dowody, dzięki którym może umieścić Howarda w więzieniu na ładnych parę lat. Co zadecydują bracia postawieni w sytuacji kryzysowej?

REKLAMA

Najnowszy obraz Allena ukazuje nam dramatyczną twarz reżysera, którą pewnie nie każdy zna. A przecież Woody interesował się tym gatunkiem od dawna. Jego ulubionym reżyserem jest Ingmar Bergman i - inspirowany mistrzowską reżyserią niedawno zmarłego artysty - Allen nakręcił takie filmy jak "Wnętrza", "Wrzesień", "Inna kobieta" czy komedię "Seks nocy letniej". Gdy po nakręceniu "Melindy i Melindy" nowojorski neurotyk przeniósł się z ekipą do Londynu, tam bardziej zabawił się z formą. "Wszystko Gra" to dramat psychologiczny wykorzystujący wątki z prozy Dostojewskiego, ale jest też niecodziennym dreszczowcem dziejącym się w środowisku brytyjskiej wyższej klasy średniej. "Sen Kasandry" powtarza mniej więcej te same tematy, lecz przystosowuje je do sytuacji bohaterów o innym statusie społecznym.

Na samym początku Allen chce nam zaprezentować wyraźny i szczegółowy portret dwóch braci. Mimo iż reżyser skupia się bardziej na indywidualistach, to w rzeczywistości stają się oni odwzorowaniem konkretnej klasy społecznej w Wielkiej Brytanii. Ian ma ambicję, aby zostać kimś ważnym oraz ubiera się wyjątkowo elegancko, jak na potomka niezbyt zamożnej rodziny. Tym samym klasyfikuje się bardziej na pograniczu niższej klasy średniej. Zaś Terry to typowy przedstawiciel klasy robotniczej. Pracuje jako mechanik samochodowy i kocha mocno swoją żonę. Jedyne czego mu w życiu brakuje to pieniędzy, które - według niego - dadzą mu szczęście. To dążenie do beztroskiego życia zaprezentowane w pierwszej części filmu może faktycznie jest potraktowane zbyt ogólnikowo. Przejścia między scenami wydają się być chaotyczne, a czasem nawet niespójne. Dopiero gdy film dochodzi do odpowiedniego momentu, pospieszny sposób prezentowania sytuacji spowalnia i skupia się na jednym konkretnym motywie.

W przypadku "Snu Kasandry" to wątek morderstwa, który już wcześniej pojawił się w "Zbrodniach i Wykroczeniach" czy "Wszystko Gra". Choć ten aktualny obraz bardziej rozbudowuje element ludzkiego sumienia, który został śladowo zanalizowany w "Match Point". To tak jakby zabrać jakąkolwiek komedię kryminalną Allena (jak np. Drobne Cwaniaczki) i przerobić planowanie napadu na bank na planowanie zabójstwa. Dlatego tutaj nie ma wielu elementów humorystycznych. Historia jest śmiertelnie poważna i analizuje ludzką psychikę. Allen sprawdza, jak postacie o odmiennych charakterach zaczną się zachowywać na tle próby morderstwa z premedytacją. Oczywiście prezentuje nam stereotypy zachowań (jeden się waha, drugi jest świadomy i pewny tego, czego ma dokonać), ale obrazuje je w bardzo atrakcyjny sposób. Doskonałym przykładem jest scena, w której główni bohaterowie zakradają się do mieszkania potencjalnej ofiary i czekają, aż wróci do domu. W międzyczasie bracia zaczynają rozmawiać na różne tematy. Nawet jeden zadaje pytanie - "a co, jeśli Bóg istnieje?". Przypomina to poważniejszą i uwspółcześnioną wizję "Czekając na Godota" Samuela Becketta. Szkoda, że Allen nie postanowił pozostać dłużej w tej konwencji, gdyż pewnie zarys psychologiczny głównych bohaterów byłby głębszy i wyraźniejszy.

Widać jednak, że Woody Allen w "Śnie Kasandry" eksperymentuje zarówno z formą, jak i treścią. Skupiając się na scenariuszu, można zauważyć przede wszystkim bardzo trwały i specyficzny związek z rodziną. Wcześniej ten motyw był raczej odkładany na bok. Tutaj charakteryzuje się wspólnymi obiadami, rodzinnymi biznesami (restauracja) czy nawet wiernością małżeńską (Terry i Kate), co było wielokrotnie obalane we wcześniejszych, a w szczególności nowojorskich filmach Allena (jak np. "Manhattan" czy "Annie Hall"). Z resztą wątek "rodziny", jest jednym z ważniejszych elementów tej produkcji. Twórca zaznacza to przy rewelacyjnym monologu Harry'ego (zagranym fantastycznie przez Toma Wilkinsona), gdzie ze wściekłością niemalże krzyczy słowa: "Family is family. Blood is blood". Aż czuć jak ciarki przechodzą po plecach.

Lecz Allen eksperymentuje również w technice realizacyjnej. Po pierwsze, praktycznie ominął akcent amerykański. Mimo iż główny bohater chce wyjechać do Kalifornii i marzy, aby jego dziewczyna zrobiła karierę w Hollywood, to na tym kończy się wspominka o Stanach Zjednoczonych. Cała obsada jest wyłącznie brytyjska. W dodatku w trakcie filmu postaci posługują się akcentem "Cockney", więc reżyser epatuje tu zamiłowaniem do angielskiej kultury. Co więcej, nie ma tu wysublimowanego portretu arystokracji. Jedyny przedstawiciel zamożności (wujek Howard) jest arogancki i egoistyczny - zamerykanizowany londyńczyk. Nowością w "Śnie Kasandry" jest również ścieżka dźwiękowa. Po raz pierwszy Allen zrezygnował ze standardów jazzowych czy też tradycyjnych utworów muzyki klasycznej (jak w "Scoopie"), bądź operetkowych ("Wszystko Gra"). Do tego filmu Philip Glass skomponował niesamowite minimalistyczne kompozycje, idealnie pasujące do dziejących się na ekranie wydarzeń.

REKLAMA

Zastanawia jedynie tajemniczy tytuł. "Snem Kasandry" nazwana została łódź zakupiona przez braci w początkowej scenie. Na tej właśnie łodzi bohaterowie czują się wolni i bezpieczni - bardziej niż na stałym lądzie. Jednakże są tu również aluzje do postaci mitologicznej Kasandry, a nawet do idei dramatu antycznego (wątek "fatum"). Ta wieloznaczność tytułu wychodzi jedynie na plus, gdyż po zaskakującym (jak na filmy Allena) finale, widz zaczyna się zastanawiać nad prawdziwym znaczeniem "Snu Kasandry". A całe piękno polega na tym, że na jednym wyjaśnieniu się nie skończy.

Niech mówią, że to spadek formy. Niech trąbią, że Woody Allen się starzeje. Co z tego? W dalszym ciągu kręci nietuzinkowe filmy, a "Sen Kasandry" jest tego niezbitym dowodem. Polecam!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA