Serial „Usta Usta” zaliczył udany powrót, ale finał zostawia niedosyt. Całe szczęście TVN zapowiedział 5. sezon
Po obejrzeniu finału 4. sezonu serialu „Usta Usta” czuję się, jak by nagle ktoś wyłączył muzykę w połowie świetnie rozkręcającej się imprezy. Dlatego tym bardziej cieszę się, że TVN zapowiedział kontynuację tytułu w postaci 5. sezonu.
Nie ma co kryć: gdy TVN zapowiada kolejny serial, wielu widzom włącza się ostrzegawcza lampka przed pokazaniem przez stację życia oderwanego od realiów i kreślenia problemów rodem z najbogatszych warszawskich elit. A gdy produkcja, zamiast nowości odświeża nam serial sprzed lat, to jest to już prosta droga do katastrofy i odcinania kuponów od popularności, która dawno minęła.
Nie jest to jednak przypadek czwartego sezonu serialu „Usta usta", który w minioną niedzielę miał swój finał. Jedyny poważny mankament tej produkcji to jego długość: 6 odcinków pozostawia po sobie poważny niedosyt. Całe szczęście, że stacja zapowiedziała kontynuację serii i właśnie ruszyły prace nad 5. sezonem.
Trochę nostalgii, ale bez przesady: i bardzo dobrze
Twórcy serialu nie skupili się wyłącznie na tym, by zagrać na sentymencie dotychczasowych widzów stęsknionych za swoimi ulubionymi bohaterami. Ci ostatni oczywiście wracają, ale tak naprawdę czwarta seria „Usta usta" otwiera nową furtkę dla ich perypetii: wszystko z powodu czternastu lat, jakie w fabule upłynęły od ostatnich wydarzeń.
Zarówno Adam (Paweł Wilczak), jak i reszta ekipy — choć ci sami w zakresie obsady — są starsi, mają inne problemy, inne podejście do życia, wreszcie: inne priorytety oraz relacje rodzinne i towarzyskie. Scenarzyści świetnie odnajdują się w takiej rzeczywistości: nie upraszczają jej, nie idą na skróty, ale wykorzystują ten fakt do szkicowania zupełnie nowych historii.
W końcu jakiś serial odważył się na poruszenie tematu męskiej depresji
Chyba najbardziej tę zmianę widać w roli Piotra (rewelacyjny Wojciech Mecwaldowski), który boryka się z problemami, jakich na próżno szukać w medialnych rozmowach o kłopotach wieku średniego. Piotr bowiem nie tylko musi zderzyć się z finansową dziurą w domowym budżecie, kiepską pracą i ogólnym zniechęceniem, ale również z depresją. To temat, który wciąż — zwłaszcza u mężczyzn — bywa przemilczany i traktowany po macoszemu. W serialu „Usta usta" precyzyjnie, a przy tym ciepło, w pogodny sposób nakreślono i ten problem — także z perspektywy najbliższej rodziny (w roli małżonki Izy świetna Sonia Bohosiewicz). A końcowa scena całego sezonu wzruszy nawet najbardziej „twardego” widza.
Słodko-gorzka opowieść okraszona czarnym humorem. Plus masa dystansu
Zarazem czwarty sezon produkcji nie jest przegadany czy wypełniony tanim moralizatorstwem — bohaterowie mimo powrotu po czternastu latach fabularnej przerwy, wciąż mają w sobie zarówno czarny humor (z którego serial zresztą słynął), jak i podejście do życia, w którym oprócz trudów i znojów jest sporo miejsca na mrugnięcie okiem i dystans. Jednym z najlepiej odtworzonych wątków jest ten dotyczący staruszka (Zygmunt Malanowicz), którym opiekuje się Piotr. Zorganizowanie wyjścia na mecz piłkarskiej reprezentacji Polski dla seniora, który — nie ma co kryć — jest na ostatniej prostej swojego życia, staje się w serialu nie tylko wydarzeniem łączącym pokolenia, ale zarazem jakąś formą docenienia takich osób, a także ich problemów, marzeń i wyzwań.
Uroczo wkurzający Krzysztof, czyli świetna forma Marcina Perchucia
Wróćmy jednak do bohaterów pierwszoplanowych. Marcin Perchuć (serialowy karykaturalny Krzysztof) w kapitalny sposób wywołuje u widza falę niechęci czy wręcz zażenowania. W tej przerysowanej do granic absurdu postaci widać mnóstwo wad, z jakimi mierzą się pracoholicy i przekonani o własnej wyjątkowości biznesmeni. Przykład? Dyskusja z nowym partnerem (Roman Frankl w roli amerykańsko-izraelskiego oligarchy) swojej byłej żony: gdy ten opowiada, w jakim gronie się obraca i wymienia szereg nazwisk ze świata Hollywood i Wall Street, Krzysztof rzuca, że on z kolei minął się niedawno z premierem Morawieckim...
Takich sytuacyjnych mikrodowcipów jest więcej. Przoduje w nich Adam (Paweł Wilczak), który miota się między odpowiedzialnością i obowiązkami wobec dorastającego syna, a zobowiązaniami przy nowej, dwadzieścia lat młodszej żonie. Ale i Agnieszka (Magdalena Popławska) ma w sobie coś, co pozwala się z jednej strony uśmiechnąć, a z drugiej zrozumieć kobietę, która czuje, że ma przed sobą ostatnie momenty na zryw (zarówno zawodowy, jak i emocjonalny).
Ta mieszanka trudnych tematów, które suflowane są widzowi w dość lekkiej, a często zabawnej formie po prostu się sprawdza. Widz nie kończy kolejnych odcinków bezmyślnym rechotem z rzucanych przekleństw czy gagów rodem z polskich kabaretów, ale i nie jest przygaszony i przygnieciony problemami, jakie dostrzega na ekranie.
„Usta Usta” trzymają poziom. Nic dziwnego, że TVN zdecydował się na kolejny sezon
Czy „Usta usta" to serial pozbawiony wad? Absolutnie nie. Niektóre wątki zbyt szybko galopują i są zamykane właściwie bez wyjaśnienia, inne w niezwykle dynamicznym tempie ewoluują, wpadając bez ostrzeżenia w kolejne fabularne wiraże, z których łatwo wypaść. Z kolei część relacji tworzonych przez głównych bohaterów zbyt często przedstawiana jest w sposób płytki, oddający bardziej rozterki nastolatków niż ludzi po czterdziestce czy pięćdziesiątce. Niemniej jednak, w trybie serialu, któremu z definicji narzucono intensywne tempo (zaledwie sześć odcinków na cały sezon) i wspomnianą wcześniej dość lekką formę, są to oczywiste skutki uboczne.
Kierownictwo stacji zapewne z lupą badacza (i księgowego) będzie skrupulatnie analizować, jak powrót serialu „Usta usta" wypadł na boisku oglądalności i biznesowych zysków, ale niezależnie od tych wyników (wszak już wiadomo, że stacja rozpoczęła prace nad 5. sezonem) można bez większej przesady napisać, że akurat ta produkcja broni się sama.
Precyzyjnie skonstruowane postaci, sporo humoru, fabuła zakorzeniona (przynajmniej w niemałej części) w codzienności, jaką wszyscy mamy dookoła, a przy tym coś, co z lekką dozą patosu można nazwać misyjnym przesłaniem.
To naprawdę sporo, jeśli zestawić wszystkie te zalety z innymi serialami, jakie mamy w telewizyjnej ofercie. Nic dziwnego, że zdjęcia do piątej serii już ruszyły, a Wilczak, Popławska, Mecwaldowski, Bohosiewicz i Perchuć będą widzów bawić i wzruszać do łez po raz kolejny — tym razem na wiosnę, o ile pandemia nie pokrzyżuje tych planów.