REKLAMA

Wspaniali to może nie, ale całkiem nieźli. "Siedmiu wspaniałych", recenzja sPlay

Remake remake'u "Siedmiu samurajów" Akiry Kurosawy od twórcy "Dnia próby" to całkiem niezłe kino akcji, natomiast pozbawione głębi oryginału i nie do końca potrzebne (jak większość nowych wersji starych filmów).

"Siedmiu wspaniałych". Wspaniali to może nie, ale całkiem nieźli - recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Koncept fabularny jest prosty i to już od czasów wersji Kurosawy, co zresztą jest siłą tej opowieści. Na szczęście twórcy nowej wersji nie kombinowali niepotrzebne i zostawili to tak, jak było. Mieszkańcy miasteczka Rose Creek, żyjący w strachu przed terrorem złowrogiego przedsiębiorcy Bartholomew Bouge’a, zbierają cały swój majątek po to, by móc wynająć rewolwerowców, którzy pomogliby im powstrzymać oprawcę. Zadania podejmuje się łowca nagród Sam Chisolm (Denzel Washington), który - mając swoje osobiste porachunki z Bouge’iem - rekrutuje jeszcze sześciu śmiałków.

Ekipa siedmiu rewolwerowców jest przede wszystkim niezwykle zróżnicowana pod względem pochodzenia, rasy, a nawet wyznania.

Jest to właściwie jedyny aspekt, który mógłby stanowić dobre uzasadnienie dla powstania remake'u "Siedmiu wspaniałych". Stare Hollywood było dość monolityczne i monochromatyczne w podejściu do różnorodności. Na świeczniku był biały mężczyzna i nikt inny nie miał prawa być na pierwszym planie. Wersja AD. 2016 jest już bardziej "poprawna politycznie", bądź jak niektórzy twierdzą, bliższa realiom tamtych czasów. Drużyną siedmiu wspaniałych dowodzi czarnoskóry kowboj; a w ekipie ma m.in. zabijakę i lowelasa (Chris Pratt); natywnego Amerykanina z plemienia Komanczów (Martin Sensmeier); Meksykanina Vasqueza (Manuel Garcia-Rulfo) i Koreańczyka (Byung-hun Lee). Donald Trump z pewnością więc nie polubi "Siedmiu wspaniałych". Jak żyć?

Ja z tym problemu nie mam, bo przynajmniej wprowadza to dynamikę do relacji między bohaterami oraz nadaje im ciekawszy rys. Filmowi "puryści" nie muszą się obawiać - to nie jest kino z gatunku blaxploitation, ani nie jest to też rozliczenie się z rasizmem w jakiejkowiek formie. To po prostu tylko i aż kino rozrywkowe. Do tego film ma całkiem solidne tempo, niewiele przestojów i dłużyzn, dzięki czemu ogląda się go naprawdę dobrze.

Niech was tylko nie zmylą konie, kapelusze i rewolwery – „Siedmiu wspaniałych” AD 2016 to nie tyle western, co rasowe kino akcji. Nie za mądre, dynamiczne i pełne przemocy.

Co również dla mnie problemu nie stanowi jako, że westerny uważam za gatunek, z którego kino akcji się wywodzi w prostej linii. Minusem jest to, że w oryginale Kurosawy każdej z postaci poświęcono więcej uwagi; miały one bardziej rozbudowane historie oraz motywacje do przeciwstawienia się oprawcom wioski. Cała opowieść, pomimo swojej prostoty, miała też w sobie więcej gracji, głębi i dramatyzmu. Ale jeśli odrzucimy to na bok, to "Siedmiu wspaniałych" przyniesie wam sporo dobrej, nieskrępowanej zabawy, akcji i solidnych emocji.

siedmiu_wspanialych_artykul class="wp-image-74448"
REKLAMA

Obsada sama w sobie robi wrażenie – Chris Pratt, Ethan Hawke no i oczywiście Denzel Washington, pomiędzy innymi, to nieczęsto spotykana mieszanka. Oscarowych kreacji tu nie uświadczymy, ale dobrą, rzemieślniczą robotę już prędzej. Jedyny problem jaki ja mam z nową wersją "Siedmiu wspaniałych", to fakt, że mimo wszystko nie jestem do końca przekonany co do tego, czemu ten film w ogóle powstał. Podobnie jak w przypadku paru innych remake’ów (z niedawnym "Ben-Hurem" na czele), tak i dzieło Antoine Fuqua nie uzasadnia za bardzo swojej racji bytu. Tym bardziej, że reprezentuje gatunek westernów, który w dzisiejszych czasach jest już praktycznie na wymarciu.  Za odwagę, by sięgnąć do tego gatunku i zmierzyć się z legendą Kurosawy oraz poprzedniej wersji westernu z 1960 roku, Fuqua dostaje ode mnie plusika. Za to, że dobrze się bawiłem otrzymuje kolejnego. Grunt to nie nastawiać się na wiekopomne dzieło.

siedmiu_wspanialych_plakat class="wp-image-74446"
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA