W ten piątek na SkyShowtime wleciał idealny film na weekend. "Bestia" chociaż arcydziełem nie jest, ma w sobie wszystko, aby was porwać i zapewnić trochę podszytej grozą rozrywki. Idris Elba walczy w nim z lwem ludożercą. Na ekranie robi się naprawdę gorąco.
Jako dzieciak uwielbiałem sobotnie poranki nie tylko z racji wolnego od szkoły. Czekałem na nie z utęsknieniem, bo wiedziałem, że zaraz po przebudzeniu na jakimś kanale telewizyjnym znajdę jakiś film familijny. Taki, co rozgrywa się w Afryce, a młody bohater odkrywa tamtejszą faunę i nawet zaprzyjaźnia się z jakimś drapieżnikiem. Na SkyShowtime właśnie pojawiła się tego typu produkcja. Tylko zwierzęciem jest w nim lew, który wcale nie chce się z nikim kolegować. Zamierza wszystkich pożreć.
"Bestia" w żadnym wypadku nie jest filmem familijnym, ale punkt wyjścia totalnie zapożyczono z produkcji, które oglądałem w sobotnie poranki w dzieciństwie. Główny bohater to owdowiały doktor Nate Samuels (Idris Elba). Chcąc naprawić relacje z nastoletnimi córkami, zabiera je na wycieczkę do starego znajomego mieszkającego w RPA. Podczas zwiedzania okolic natrafiają na krwiożerczego lwa. Ludzie kojarzą się zwierzęciu z bezwzględnymi kłusownikami, dlatego atakuje każdego, kto stanie na jego drodze.
Czytaj także:
- "Kokainowy miś" niczym "Szczęki"? Możemy dostać więcej filmów o naćpanych zwierzętach
- Rapujący Idris Elba to najlepsza rzecz, jaką dzisiaj zobaczycie. „Gram w Marvelu i DC bo mogę"
- Jeśli masz obejrzeć jeden serial na SkyShowtime, niech to będzie ten western. Jest świetny
- Kinomani, odpalajcie SkyShowtime. Wybieramy najlepsze filmy dostępne na platformie
Bestia - film już na SkyShowtime
Jak na dzisiejsze standardy "Bestia" dużo nie kosztowała. Budżet filmu wynosił zaledwie 36 mln dolarów, czyli mniej więcej tyle, ile jedna sekwencja "Avatara: Istoty wody" (poszło na niego 250 mln dolarów). Twórcy nie mogą nas czarować wypasionym CGI i rozciągać swojej opowieści w nieskończoność, więc skupiają się na intensywnym klimacie. Stopniują napięcie i ciągle zagęszczają atmosferę, serwując nam pełnokrwisty survivalowy thriller.
Chociaż lew jest oczywiście wygenerowany komputerowo, nie bije pikselozą po oczach. Zobaczymy go w całości, ale nie z bliska, żebyśmy nie dostrzegli niedociągnięć animacji. Przez resztę czasu twórcy wykorzystują stary trik Stevena Spielberga. Pamiętacie, jak wprowadzał tyranozaura w "Jurassic Parku"? Zbliżeniami (to oko do dzisiaj przeraża). Podobnie jest tutaj. Widzimy łapę drapieżnika, jego rozwartą paszczę - tak, żebyśmy poczuli grozę, jaka ogarnia bohaterów, gdy spotykają zwierzę na swojej drodze.
Świetną robotę wykonuje Idris Elba, który na naszych oczach przechodzi przemianę z opiekuńczego ojca w prawdziwe zwierzę broniące swoje dzieci. To na jego barkach spoczywa ciężar wiarygodności opowiadanej historii i aktor dźwiga go bez problemu. Jego przerażenie udzieli się również wam i będziecie mu kibicować, gdy zobaczycie ten błysk w oku, kiedy zdecyduje się na bezpośrednią walkę z lwem.
"Bestia" nie jest arcydziełem. Ale w swój cel trafia bez pudła. To produkcja, która ma nam zapewnić podszytą grozą rozrywkę. Uwodzi więc pejzażami RPA i gęstym klimatem trzyma na skraju fotela. Właśnie to czyni ją idealnym filmem na weekend.
"Bestia" już na SkyShowtime.