REKLAMA

„Son of Batman” jest tak irytujący, że dwa razy zastanowisz się nad własnym dzieckiem

Mroczny Rycerz istnieje w popkulturze już od 76 lat. Kawał czasu wystraczający, aby doczekać się kilku Robinów, wielu życiowych partnerek, restartów komiksowych serii oraz… dziedzica. W 2006 roku „Son of Batman” po raz pierwszy pojawił się na kartach ilustrowanej opowieści. Teraz możecie go poznać w najnowszej animowanej produkcji DC.

„Son of Batman” jest tak irytujący, że współczuje Mrocznemu Rycerzowi
REKLAMA
REKLAMA

UWAGA – tekst może zawierać spoilery

Osoby będące na bieżąco z uniwersum DC (sam mam z tym ogromne problemy) doskonale wiedzą, że Batman „wychował” wielu potencjalnych następców. Sam jestem w stanie naliczyć przynajmniej czterech Robinów, a nie jestem regularnym czytelnikiem komiksów. Chociaż Mrocznego Rycerza i jego podopiecznych łączyło bardzo wiele, nigdy nie byli zespoleni prawdziwymi więzami krwi. To zmieniło się w 2006 roku, kiedy miłośnicy Człowieka - Nietoperza dowiedzieli się, że ten ma dziecko. Nie byle jakie zresztą, ponieważ zrodzone z samej Talii al Ghul – córki długowiecznego Ra'sa al Ghula będącego głową Ligi Zabójców.

Brzmi znajomo? Wszyscy sympatycy serialu „Arrow” powinni wiedzieć kim jest Głowę Demona.

Liga Zabójców i Ra’s al Ghul to zresztą nie jedyne postacie wspólne dla serialu DC, ilustrowanych opowieści z super-bohaterami oraz animacji „Son of Batman”. Nie zabrakło silnie zaakcentowanego wątku Jam Łazarza oraz obecności Slade’a Wilsona, którego możecie znać również pod pseudonimem Deathstroke. Producenci animacji biorą więc wszystkie możliwie aktualne wątki, mieszają je i podają z tym, co miłośnicy komiksów uwielbiają najbardziej – Batmanem.

son of batman 8

Obecność tytułowego syna Batmana wydaje się czymś przełomowym, czymś niezwykle ważnym dla całego fikcyjnego uniwersum. Właśnie dlatego sięgnąłem po wydaną również w Polsce animację. Niestety, rozczarowanie przyszło bardzo szybko. Damian Wayne, bo tak nazywa się młody potomek Mrocznego Rycerza, jest postacią tak przewidywalną, stereotypową i nijaką, że już w połowie seansu można domyślić się jego zakończenia.

Damian Wayne z największej gwiazdy „Son of Batman” zamienia się w postać najbardziej irytującą.

Kreacja jego sylwetki wyraźnie odstaje od kultowych postaci Batmana i Alfreda, czy nawet Talii al Ghul. Damian jest przy okazji niezwykle irytujący – dużo mówi, nikogo się nie słucha, podejmuje lekkomyślne decyzje i nie uczy się na błędach. Podczas seansu ma się ochotę wystrzelać go otartą dłonią po twarzy niżeli kibicować mu w potyczkach z… praktycznie to ze wszystkim, co tylko się rusza. Główny wątek jest tak nijaki i nieokreślony, że przez „Son of Batman” przewijają się dziesiątki oponentów. Każdy bez wyrazu.

son of batman 3

„Son of Batman” jest wyraźnym krokiem wstecz względem animacji „Batman: Atak na Arkham”. Ta była zaskakująco dojrzała, brutalna i ze zwrotami akcji, które mogły zaskoczyć. Tym razem dostajemy opowieść naiwną, ugrzecznioną i ze scenami tak wydumanymi, że wolałbym o nich zapomnieć. Moje ulubione perełki to obrotowe działo miotające strzałami od których wybuchają helikoptery oraz młodzieniec skutecznie siłujący się z mężczyzną o kilkukrotnie większej posturze i ogromnej masie mięśniowej. Takich kwiatków jest znacznie więcej. Właściwie to „Son of Batman” jest nimi wypełniony po brzegi.

REKLAMA

Gdybym miał wskazać na jakąś zaletę „Son of Batman”, byłoby to zaspokojenie mojej ciekawości.

Poznałem Damiana Wayne oraz wiem, kim jest jego matka. Zbudowałem sobie obraz rozwydrzonego młokosa i tyle mi wystarczy. To chyba najgorszy, najbardziej przewidywalny i irytujący Robin jaki kiedykolwiek pojawił się przy boku Mrocznego Rycerza. Gdyby Batman był postacią z krwi i kości, naprawdę bym mu współczuł. Czego jednak nie robi się dla rodziny.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA