Spotify się doigrał. Serwis musi zapłacić ponad 100 mln dol. za bezpłatne wykorzystywanie piosenek
Zawód muzyka nigdy nie szedł w parze z wielkimi i łatwymi pieniędzmi. Dobrym tego przykładem jest wlepiona właśnie serwisowi Spotify kara finansowa, wymierzona za nierozliczanie się z wykorzystywanych przez firmę piosenek.
Serwisy streamingowe stały się praktycznie punktem docelowym dla każdego, kto chce dziś słuchać muzyki. Prym - jeśli chodzi o dostępne utwory konkretnych wykonawców oraz liczbę subskrybentów - wiedzie Spotify. I choć ów serwis odczuwa na swoich plecach oddech Tidala czy Apple Music, to jest on bezapelacyjnie największą i najważniejszą platformą strumieniującą muzykę on-line (nie licząc YouTube’a oczywiście, który ciągle działa na styku legalnie funkcjonujących kanałów i pirackich treści).
Muzyków praktycznie od zawsze uważam za jedną z najbardziej pokrzywdzonych grup artystycznych i zawodowych.
To zawód, który wymaga od twórcy niezwykle dużo, bo sięgania do swoich własnych emocji i dzielenia się nimi z całym światem. W zamian niestety nie zostaje odpowiednio wynagradzany. Tantiemy czy kwestia własności praw do swoich własnych dzieł to temat, który można określić metką: "To skomplikowane".
Na dobrą sprawę, by zarabiać naprawdę wielkie pieniądze na muzyce trzeba albo stać się globalną gwiazdą sprzedającą miliony płyt czy miliardy utworów w streamingu, albo dorobić się choć jednego superprzeboju, z którego można przez dekady pobierać niemałe tantiemy.
W każdym innym przypadku dany wykonawca musi być gotowy na drogę przez mękę – walczenie o każdego słuchacza, dobijanie się do występów na wszelkiej maści festiwalach, pukanie do stacji radiowych itp. W ostatnich latach kolejną opcją, pozornie bardziej otwartą względem artystów, są platformy streamingowe ze Spotify na czele.
Sęk w tym, że żyjemy jeszcze w erze, gdy cały cyfrowy rynek na dobrą sprawę jeszcze się kształtuje. Tak więc nadal warunki wynagradzania muzyków za udostępnianie ich utworów w serwisach takich jak Spotify czy Tidal to trochę "dziki zachód".
Muzycy nie od dziś krytykują owe serwisy. Na przykład za to, że te, mówiąc dosadnie, okradają ich, nie płacąc odpowiednich pieniędzy za umieszczane i kupowane ich utworów.
Są wręcz muzycy, którzy nie doczekali się należnego im wynagrodzenia od serwisu Spotify, gdy ten zarabiał na ich udostępnionych w streamingu utworach. Do takich należą m.in. Melissa Ferrick i David Lowery. Artyści oskarżyli Spotify o to, że nie płacił im za korzystanie z ich muzyki. Każde z nich skierowało dwa odrębne pozwy pod adresem muzycznej platformy, ale po czasie zostały one połączone w jeden zbiorowy.
Niedawno doszło do finału całej sprawy. 22 maja 2018 roku Sąd Federalny przyznał dwójce muzyków odszkodowanie w wysokości 112 mln dol. Co więcej, Spotify musi niezwłocznie wypłacić 43,5 mln dol. w gotówce.
Oby to była na tyle bolesna i skuteczna kara, by zmieniła coś w podejściu m.in. serwisów streamingowych do muzyków. Ci są na każdym kroku albo okradani, albo mocno niedofinansowani, delikatnie rzecz ujmując.
Branży muzycznej ewidentnie przydałby się odpowiednik ruchu Time's Up, który głośno i wyraźnie akcentowałby wszystkie nieprawidłowości tej gałęzi przemysłu rozrywkowego. Dopóki nie zajdzie bowiem jakakolwiek zmiana systemowa, dopóty jedyną formą walki o sprawiedliwość będą tego typu pozwy, z kwotami, które działają na wyobraźnię, ale też są póki co jedynie pojedynczymi przypadkami.