Trzy nowe filmy z serii "Star Wars": jestem dwa razy na tak, raz na nie. Jakie opowieści szykuje Disney?
Disney zapowiedział (znowu) trzy zupełnie nowe filmy z uniwersum „Gwiezdnych wojen”. Na szczęście tym razem dwa projekty, w tym opowieść o pierwszych rycerzach Jedi oraz zwieńczenie historii z „Wojen klonów”, „Rebeliantów”, „Mandalorianina” i „Ahsoki”, rokują świetnie. Jedynie co do trzeciego mam wątpliwości, bo do „Star Wars” powraca Daisy Ridley jako Rey Palpatine Skywalker.
Disney rozczarował fanów trylogią sequeli, a zapowiedzi kolejnych filmów nie rodziły apetytu na więcej. Skasowanie części z nich, w tym „Rogue Squadron” od Patty Jenkins, przyjąłem za dobrą monetę i czekałem na kolejny ruch pełen ostrożnego optymizmu. Nie był on zresztą nieuzasadniony, bo to, co Disneyowi się udało, to seriale - zarówno te animowane (w tym ostatni sezon „Wojen klonów” i najnowsza „Parszywa zgraja”), jak i aktorskie, (z „The Mandalorian” na czele”).
Czytaj też: Śmiejecie się z klona Palpatine’a, a on wchodzi do seriali ze świata "Gwiezdnych wojen" bocznymi drzwiami
Pojawiły się nawet głosy, że Lucasfilm może zdecydować się na soft-reboot i wymazać z kanonu „Przebudzenie Mocy”, „Ostatniego Jedi” oraz „Skywalker. Odrodzenie”. Najnowsze zapowiedzi ze Star Wars Celebration są jednak dowodem na to, że nie ma na to szans, ale Myszka Miki wyciągnęła wnioski z dotychczasowych porażek. Dwa z nowych filmów „Star Wars” zapowiadają się świetnie, a chociaż trzeci budzi wątpliwości, to i tak jest krokiem w odpowiednim kierunku.
1. James Mangold i „Świt Jedi” - TAK!
Podczas trwającego Star Wars Celebration nie tylko pokazano pierwszy trailer „Ahsoki”, ale także zapowiedziano aż trzy nowe filmy z uniwersum „Gwiezdnych wojen”. Co ciekawe, nie będą one trylogią, do których jesteśmy już przyzwyczajeni. Pierwszym, przynajmniej w ujęciu chronologicznym, będzie opowieść z ery „Świt Jedi”, co jest nawiązaniem do cyklu „Dawn of the Jedi” wchodzącego w skład starego kanonu i „Expanded Universe”.
W ramach książek i komiksów „Dawn of the Jedi” fabularnie cofamy w czasie nie o kilka milleniów, jak w przypadku „Knights of the Old Republic”, tylko aż o 25 tys. lat i dowiadujemy się z nich, jak wyglądały początku Zakonu Jedi. Można rozsądnie założyć, że w filmie, który wyreżyseruje James Mangold („Logan”, „Indiana Jones i tarcza przeznaczenia”), zobaczymy podobną historię, tylko na srebrnym ekranie. No nie powiem, brzmi smakowicie.
2. „The Mandalorian” i „Ahsoka” z filmowym finałem od Dave’a Filoniego - TAK!!!
Drugim filmem będzie obraz w reżyserii Davida Filoniego, który razem z Jonem Favreau przywrócił fanom wiarę w aktorskie „Gwiezdne wojny”. Ma on być kulminacją wątków rozgrzebanych w „The Mandalorian”, „Księdze Boby Fetta”, „Ahsoce” oraz „innych serialach Disney+”. Strzelam, że to właśnie tutaj naprzeciw sobie staną rozbrojona Nowa Republika oraz Resztki Imperium pod wodzą samego Wielkiego Admirała Thrawna, którego ostatnio wiedzieliśmy w „Rebels”.
Na ten projekt czekam z rumieńcami na twarzy, bo możliwe, że doczekamy się w nowym kanonie czegoś na kształt adaptacji słynnej „Trylogii Thrawna” pióra Timothy’ego Zahna (zaliczanej dziś do Legend). Z pewnością w zwiastunie „Ahsoki” nie bez powodu padły słowa o „dziedzicu Imperium”. Jedyne, co mnie ciekawi, w jaki sposób Lucasfilm zretconuje fakt, iż wedle nowych książek, komiksów oraz gier po bitwie o Jakku w Nowej Republice nie było żadnej większej wojny.
3. Rey w nowym filmie o Akademii Jedi - NIE (JESTEM PEWIEN)
Od lat powtarzam, że w popkulturze mamy za dużo prequeli i to samo tyczy się „Gwiezdnych wojen”. Moje modły do Mocy zostały wysłuchane - ale połowicznie. Marzy mi się opowieść na co najmniej stulecie po IX epizodzie, podczas gdy trzeci nowy film, który otrzymamy, będzie dzielić od pokonania sklonowanego Sheeva Palpatine’a tylko 15 lat. Wystąpi w nim Daisy Ridley, która niedawno przebąkiwała o chęci powrotu do sagi „Star Wars”, a jej Rey zajmie się odbudową Zakonu Jedi.
Nie jestem fanem tej postaci i wolałbym, gdyby to była Rey Kenobi lub Rey Soldana niż Rey Palpatine A.K.A. Rey Skywalker, do tego teraz już wiemy, że Disney nie wykorzysta Świata między Światami do soft-rebootu serii. Nie zdziwię się przy tym, jeśli w filmie, który wyreżyseruje Sharmeen Obaid-Chinoy („Ms. Marvel”, „Saving Face”), pojawi się już samodzielny Grogu z „Mandalorianina”. Trzymam też kciuki za Marka Hamilla jako ducha Mocy, Luke’a Skywalkera!
Myszko Miki, aleś ty mi zaimponowała w tej chwili!
Pomimo mojej obiekcji dotyczących Rey pierwszy raz od lat jako fan gwiezdnych wojen patrzę w przyszłość z optymizmem. Nadal nie mogę co prawda przeboleć, że scenariusz do „Duel of the Fates” został odrzucony - chociaż ma on swoje problemy, to i tak w tej surowej formie jest lepszym zwieńczeniem sagi „Star Wars” niż „The Rise of Skywalker”. Pora jednak przestać rozpamiętywać stare dzieje i pomstować na potknięcia oraz cieszyć się z tego, co dostajemy.
Disney zmierza w odpowiednim kierunku, puzzle zaczynają wskakiwać na swoje miejsca, a mroczne czasy minęły. Wreszcie czuję, że Lucasfilm nie rozwija uniwersum „Star Wars” ad hoc, jak za czasów Jar Jar J.J. Abramsa i Riana Johnsona, tylko ma konkretny plan na odległą galaktykę. A co ciekawe, w przypadku należącego do tej samej korporacji Marvela, który przez lata mógł być wzorem w kwestii spójności historii, obserwujemy coś zupełnie odwrotnego…