"Star Wars Rebels", animacja osadzona między trzecim oraz czwartym epizodem kosmicznej sagi, nie jest produkcją przesadnie cenioną wśród starszych fanów "Gwiezdnych wojen". Trzeci sezon Rebeliantów ma szansę to zmienić.
Od "Star Wars Rebels" odbiłem się już w trakcie pierwszego sezonu. Dobór bohaterów, lekki klimat ich opowieści, a także bardzo mało wspólnych punktów z kluczowymi postaciami i motywami Gwiezdnych wojen jasno wskazywał, że to produkcja dla młodszych odbiorców. Taka, która nie ma ambicji namieszania w kosmicznym uniwersum.
To zaczęło się zmieniać wraz z drugim sezonem "Star Wars Rebels".
Producenci komputerowej animacji sięgnęli po znane postaci i motywy. Zamiast byle jakiego Inkwizytora dostaliśmy samego Darth Vadera. Zza grobu po raz kolejny wrócił Darth Maul. Na ekrany ponownie trafiła uwielbiana przez młodszych widzów Ashoka Tano - uczennica Anakina Skywalkera z okresu Wojen Klonów.
W trzecim sezonie Disney idzie za ciosem. Głównym złym jest teraz admirał Thrawne - postać znana wcześniej z rozszerzonego uniwersum, bardzo dobrze napisana w książkach i komiksach, która jednak nigdy nie pojawiła się na wielkim ekranie. Twórcy "Star Wars Rebels" wygrzebują ją z nieważnego już śmietnika Expanded Universe i nadają postaci nowe życie.
Admmirał Thrawne to ewidentny ukłon w stronę starszych, nieco bardziej wymagających fanów "Gwiezdnych wojen". Takich, którym nie wystarczą zabawne dialogi między młodziutkimi bohaterami, ich kolorowe fryzury i figurki w sklepach z zabawkami. Twórcy "Star Wars Rebels" postanowili zagrać o nową grupę odbiorców.
To z kolei wymusiło zmiany na samych głównych bohaterach.
Ci mocno ewoluowali od czasu pierwszego sezonu "Star Wars Rebels". W niektórych przypadkach rozwój postaci jest bardzo drastyczny. Tyczy się to zwłaszcza Kanana. Mężczyzna stracił wzrok, stał się znacznie bardziej pokorny i mentorski. Pod względem charakteru, nowy i stary Kanan to dwie różne postaci.
Główny bohater - Ezra - również przeszedł wielką ewolucję. Porywczy, pozytywny, szalony dzieciak zamienił się w nastolatka targanego dobrą i złą stroną mocy. Takiego, który posiada zbyt dużo odpowiedzialności na swoich barkach, a konflikt z Imperium jedynie dokłada mu jej więcej. Droga Ezry bardzo przypomina drogę Anakina. Trudno nie dostrzec tutaj podobnych motywów.
Wszystkie postaci są nieco bardziej skomplikowane, niż w pierwszym sezonie. Ezra i Kanan to już nie tylko czyste karty i archetypy postaci. Z ich historią i doświadczeniami, z mężczyzn zaczynają się wykluwać autentyczne charaktery. Szkoda, że dopiero w trzecim sezonie. Jednak lepiej późno, niż wcale.
Pomimo zachwytów nad poważniejszym tonem "Star Wars Rebels", nie zapominajmy, do kogo adresowani są Rebelianci.
To wciąż bajka emitowana na Disney XD, którą mają oglądać przede wszystkim dzieci. To oni są główną grupą odbiorców animacji. To oni mają rzucić się na sklepowe półki, po zabawki z trzeciego sezonu. To z myślą o nich powstaje środkowa, najdłuższa zawartość sezonu, której równie dobrze mogłoby nie być.
Starszym fanom "Gwiezdnych wojen" polecam sprawdzony patent - obejrzeć dwa pierwsze odcinki trzeciego sezonu, a następnie dwa ostatnie. To w tych epizodach będzie samo „mięso”, będą najważniejsze wydarzenia, będą kluczowe zwroty akcji. Cała reszta to po prostu zapchajdziura napędzająca marketingową machinę Disney’a.