Najsłynniejszy najemnik i przemytnik w popkulturze/całej galaktyce (niepotrzebnie skreślić) raczej nie byłby zadowolony z faktu, że niewiele gier traktuje o jego zawodzie. Han Solo, bo o nim mowa, gdyby na pokładzie Sokoła Milenium włączał sobie od czasu do czasu gry, pewnie pykałby w Gwiezdne Wilki. Mógłby się przy okazji od bohaterów tejże wiele nauczyć, zwłaszcza w kwestii ubijania interesów. Najemnicy z gry produkcji Xbow Software mają głowę na karku i nie stawiają miłości nad interesami.;)
Wszelakich space-simów w historii gier komputerowych było co niemiara. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale i tak swoich fanów, wychowanych na Star Trekowym tasiemcu i majestacie Gwiezdnych Wojen, z sukcesem znajdowały. Dlatego od czasu do czasu jakiś developer postanawia wrzucić na rynek produkcję, której akcja osadzona jest w przestrzeni kosmicznej. Dzisiaj na warsztat dostałem sequel całkiem niezłej gry Star Wolves. Zabrałem się za to z chęcią, zwłaszcza że wzięła mnie chętka na takie klimaty po obejrzeniu paru odcinków Firefly (mocna rzecz, polecam).
Jest rok 2232, siedem lat po pojawieniu się pierwszych Gwiezdnych Wilków. W galaktyce zapanował pokój, lecz nie utrzyma się on długo. Pazerne międzygwiezdne korporacje, po zaciętych bojach między sobą i wojskami Imperium zostały spacyfikowane i odsunięte na rubieże kosmosu. By pokonać wspólnego wroga, postanowiły połączyć się w Związek Niezależnych Korporacji. Pozostając w cieniu, nie przestają myśleć o odzyskaniu dawnej chwały… i pieniędzy. W międzyczasie brzydkie ufole dalej nie dają spokoju żołnierzom patrolującym sektory galaktyki. Choć została ich garstka, to bronią się zawzięcie i jakimś cudem pokonują ludzi, jednocześnie umacniając swoją pozycję dzięki zapleczu dostarczanemu przez wyrastające jak grzyby po deszczu portale z układu Obcych. Ponieważ wojna to niezwykle dochodowy biznes, niektórym bardzo zależy na zrobieniu fortuny w ten niezbyt czysty sposób. Ten czas to również raj dla najemników, jednym z których staje się gracz.
Star Wolves 2 to kontynuacja gry będącej kolażem strategii i symulacji. Nie inaczej jest i tym razem. Gracz wciela się w postać założyciela i dowódcy ekipy najemników o bardzo oryginalnej i groźnej nazwie Gwiezdne Wilki. Na początku stajemy się posiadaczami statku-bazy, niezłego trupa, coś w stylu wartburga kosmosu. Darowanemu koniowi jednak w zęby się nie zagląda i przyjmujemy ten podarek z pokorą. Z czasem naszym obowiązkiem staje się zadbanie o biznes. Wypełniając zadania związane z fabułą zdobywamy nieco grosza, lecz dobre pieniądze zarobimy wykonując misje zlecone nam przez informatorów i typów spod ciemnej gwiazdy, spotykanych w międzygwiezdnych knajpach, bazach handlowych lub wysyłających zlecenia via e-mail. W razie braku ludzi, możemy wynająć zawadiaków albo uzupełnić zapasy broni i części w wyżej wspomnianych stacjach handlowych.
Mechanika gry nie należy do specjalnie skomplikowanych w obsłudze, co nie znaczy, że gra się łatwo. Całą rozgrywkę da się z powodzeniem obsłużyć tylko używając myszy. Gra dzieli się na kilka głównych elementów. Na głównym ekranie rozgrywki widzimy przestrzeń kosmiczną, naszą flotę i otoczenie. To tutaj staczamy bitwy, oglądamy cut-scenki, dokujemy do stacji czy skaczemy do innych sektorów za pomocą portali. Kolejnym elementem są okna postaci oraz wyposażenia. Bohaterowie rozwijają się podobnie jak w RPG, na samym początku nawet musimy wybrać dla naszego herosa jedną z czterech specjalizacji. Po każdej stoczonej walce otrzymujemy punkty, które można przeznaczyć na uczenie się nowych umiejętności przedstawionych na drzewku. Nie ma tutaj poziomów doświadczenia, ale do każdego stopnia zaawansowania potrzebna jest odpowiednia ilość punktów. W oknie ładowni statku bazy można dokonywać modyfikacji myśliwców na stanie (w doku mieści się 6 fighterów), za pomocą zakupionych bądź znalezionych na polu bitwy urządzeń i broni, których w grze jest całkiem sporo, a wszystkie opisane są dokładnymi parametrami. W panelach informacyjnych poczytamy co nieco na temat tego, co aktualnie dzieje się w kosmosie, przeczytamy pocztę od pracodawców (i także - o zgrozo - pospolity spam), a w oddzielnej zakładce podejmiemy się wykonania misji pobocznych.
Statkami kieruje się jak w standardowym RTS-ie, z tymże jednak utrudnieniem, że w trzech wymiarach. Odpowiednie opanowanie przemieszczania jednostek w płaszczyznach X, Y oraz Z wymaga nieco praktyki i w początkowych chwilach może doprowadzać do szewskiej pasji. Całe szczęście, że istnieje opcja aktywnej pauzy (i analogicznie kompresji czasu - przydatna w pokonywaniu większych odległości), gdzie na spokojnie można przymierzyć do pożądanego punktu docelowego za pomocą specjalnego narzędzia. Przed walką z przeciwnikiem wypuszczamy ze statku bazy swoje myśliwce. Tutaj otwierają się całkiem interesujące możliwości, jeśli chodzi o taktykę walki. Otóż każda z jednostek może walczyć sama, jako freelancer. Jednak istnieje również coś takiego jak skrzydłowy. Każdy pilot może mieć jednego skrzydłowego pod swoją komendą. Można wydawać mu polecenia wspólnego atakowania, obrony, osłony przed rakietami bądź naprawy. Jednostki posiadają również umiejętności specjalne, takie jak np. strzał snajperski, który ładuje się podobnie jak czary w różnorakich MMORPG. Walka nie należy do najłatwiejszych, a przeciwnik nie jest głupi. Celem najczęściej pada jednostka najwolniejsza i najsłabiej osłoniona - czyli statek-baza. Jego utrata jest równoznaczna z zakończeniem gry. Warto przysiąść przed każdą walką i pomyśleć nad taktyką. Np. jeżeli wróg dysponuje wieloma szybkimi myśliwcami, walka w zwarciu nie będzie skuteczna. Pomaga w tym aktywna pauza, której jednak strasznym błędem jest to, że nie umożliwia na aktywację niektórych rozkazów. W praktyce wygląda to tak, że w mgnieniu oka włączamy normalny czas gry, wydajemy rozkaz i znów szybciutko pauza. To jest duże niedopatrzenie.
Od strony graficznej gra nie powala, ale wygląda bardzo przyjemnie, a co najważniejsze, nie wymaga super maszyny. Świetnie wyglądają efekty świetlne, wyłączając słabe eksplozje. Styl graficzny na myśl przywodzi Homeworlda. Kamera pracuje tak jak powinna - zawsze znajduje się tam, gdzie byśmy chcieli. Jeśli chodzi o elementy graficzne, to przyznam, że największą zaletą są wizerunki skąpo odzianych bohaterek. ;) Problemem jedna staje się detekcja kolizji. Czasem statek zaczepi się o wystające skrzydło stacji i za żadne skarby nie chce wycofać, by móc opuścić strefę dokowania. Nie pozostaje wtedy nic innego, jak wczytać poprzedni stan gry. Muzyka wpadła mi w ucho. Ciekawe, rockowe kawałeczki z mocną, industrialową nutą pasują do kosmicznego klimatu jak ulał. Niezwykle spodobał mi się również filtr radiowy. Postaci mówiące przez interkom z zakłóceniami brzmią bardzo sugestywnie.
Słówko jeszcze odnośnie polonizacji zrobionej przez firmę Cenega, bo to właśnie wersję spolszczoną przyszło mi recenzować. Wersja kinowa jest wykonana poprawnie, błędów nie zauważyłem, ani również specjalnie plugawego słownictwa, choć na pudełku widnieje ostrzeżenie przed nim, nadane przez PEGI. Zdarza się czasem słowo w stylu "cholera", ale nie takie wulgaryzmy w grach słyszałem, bez odpowiedniego oznaczenia.
Byłem na początku nieco sceptyczny i choć otrzymaliśmy prawie to samo, co w części pierwszej, to jednak widać progres. Gra się przyjemnie, fabuła, pomimo słabego intra, jest całkiem strawna, ale esencją jest całkiem wymagająca rozgrywka. Łakomy kąsek dla wszelakich fanów gier taktycznych z zacięciem ekonomicznym! Nawet miłośnicy takich produkcji jak Brygada E5 znajdą tu coś dla siebie! Kolejna fajna gra po The Ship w taniej serii Cenegi.